Żużel. Policzyli, ile stracili przez słabą formę dwóch zawodników. Obaj dostali zaskakujące wezwania

WP SportoweFakty / Patryk Kowalski
WP SportoweFakty / Patryk Kowalski

Krono-Plast Włókniarz Częstochowa jeszcze nie tak dawno wydawał się kandydatem do walki o medale, a ostatecznie mało brakowało, a klub spadłby z ligi. Winą obarczono Mikkela Michelsena i Maksyma Drabika. Obaj zawodnicy muszą się tłumaczyć.

- Policzyliśmy, że nasze straty związane z brakiem awansu do fazy play-off wyniosły 3,2 miliona złotych. To gigantyczne pieniądze, dlatego będziemy chcieli posłuchać wyjaśnień od zawodników, którzy mieli być liderami, a jechali w tym sezonie fatalnie - mówi wprost prezes Krono-Plast Włókniarza Częstochowa, Michał Świącik.

Przypomnijmy, że fatalna końcówka sezonu Włókniarza sprawiła, że klub zakończył rozgrywki dopiero na siódmym miejscu. Klub znalazł się w ogniu krytyki kibiców, a fani już w ostatnich meczach odwrócili się od zespołu, co najlepiej widać po spadającej z meczu na mecz frekwencji.

Z naszych informacji wynika, że władze klubu już jakiś czas temu wysłały do Mikkel Michelsen i Maksym Drabik specjalne wezwania, w których proszą obu żużlowców o przedstawienie faktur poświadczających zakup nowego sprzętu przed sezonem. Działacze częstochowskiego klubu podejrzewają bowiem, że obaj zawodnicy nie podeszli poważnie do tego sezonu, a pieniądze na przygotowanie do rozgrywek PGE Ekstraligi wydali nie na nowe silniki i sprzęt do motocykli, ale na zupełnie inne sprawy niezwiązane z żużlem.

ZOBACZ WIDEO: Tajemnicze kulisy odejścia Jabłońskiego z telewizji

- Na razie chcemy zobaczyć dokładne wyliczenia. Z moich informacji wynika, że nie jesteśmy jedynym klubem, który zdecydował się na taki ruch. Czy jeśli wykryjemy nieprawidłowości, to zawodnicy dostaną kary? Na razie za wcześnie by o tym mówić. Najpierw chcemy przeanalizować faktury, potem spotkamy się z żużlowcami i porozmawiamy. Nie może być jednak tak, że ktoś przed sezonem obiecuje, że będzie liderem, a gdy zupełnie zawodzi, to nie ponosi żadnej odpowiedzialności - wyjaśnia Świącik.

Ten ruch to część tzw. audytu sportowego, który po sezonie zapowiadał prezes Włókniarza. Choć jest to zgodne z regulaminem, to do tej pory niewiele klub decydowało się na taki krok. Większość działaczy uznawała, że klucza jest forma zawodników i oni sami powinni mieć motywację, by jak najlepiej spisać się w trakcie sezonu.

O ile Michelsen raczej nie powinien mieć większych problemów z udokumentowaniem wydatków na sprzęt, to trudniej będzie to zrobić Drabikowi, który jeździł stosunkowo mało i może być mu trudno znaleźć aż tak duże wydatki. Obaj byli zawodnicy byli w Częstochowie na gwiazdorskich kontraktach.

W tym przypadku może dziwić jedynie to, że na taki krok zdecydowano się dopiero po sezonie, gdy już wiadomo, że obaj żużlowcy nie będą za rok jeździli dla Włókniarza. Nie wiadomo, czy nie jest to jedynie wstęp do ostrej walki o pieniądze. W teorii klub mógłby domagać się od zawodników zwrotu nadwyżki pomiędzy pieniędzy na przygotowanie do sezonu, która nie została wydana na cele żużlowe. Gdyby częstochowianie bardzo chcieli, to mogliby doprowadzić do sporu prawnego, który rozstrzygnąłby dopiero Trybunał PZM.

Bez względu na to, jak zakończy się spór z zawodnikami można być już pewnym, że w przyszłym sezonie Włókniarz Częstochowa będzie funkcjonował zupełnie inaczej. W klubie zrozumieli, że nie można dłużej dawać żużlowcom przyzwolenia na omijanie treningów i wydarzeń marketingowych. Poza podejściem zmieni się także skład, a być może także sztab szkoleniowy. Nowymi zawodnikami mają być Jason Doyle, Piotr Pawlicki i Wiktor Lampart, choć na miejsce tego ostatniego działacze cały czas szukają innych żużlowców.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty