Orlen Oil Motor Lublin, zwyciężając w pierwszym meczu finałowym PGE Ekstraligi z Betard Spartą Wrocław (47:43), wypracował sobie bardzo korzystną sytuację przed rewanżem na własnym torze. Wielu fanów spodziewało się zaciętego meczu, który gospodarze poniedziałkowego starcia będą mieć pod swoją kontrolą. Nikt nie spodziewał się jednak, że po dwóch seriach będzie aż 29:13!
- Bardzo ważny był dla nas początek meczu, by perfekcyjnie to rozegrać, bo później byłyby niepotrzebne nerwy - przyznał na antenie Canal+ Sport Bartosz Zmarzlik.
Wielu dyskutowało o przygotowaniu toru w Lublinie. Czy to był celowy zabieg? - Nie, ale na dobre nam to wyszło. Byliśmy perfekcyjnie dopasowani i bardzo chcieliśmy przypilnować początku. To był plan "A", choć mieliśmy w głowie też plan "B" i "C". Udało się jednak zrobić taką przewagę, że było spokojnie - skomentował mistrz świata.
Kamery telewizyjne uchwyciły po jednym z wyścigów Bartosza Zmarzlika, który nie do końca był skupiony na meczu, bowiem przeglądał coś na telefonie. - Żona mi wysyła moje biegi i analizowałem powtórki. Lubię je oglądać. Głównie proszę o to, żeby podsyłała, jak jest źle, bo można wtedy wyciągnąć wnioski - stwierdził.
Żużlowiec w rozmowie emitowanej w ramach Magazynu PGE Ekstraligi przyznał, że w tym roku miał dobre starty, jednak kiedy to zanikło, to niepotrzebnie zaczął grzebać przy sprzęcie. W efekcie zamiast poprawy było jeszcze gorzej. Dopiero krok w tył pomógł zrobić mu dwa kroki w przód.
- Dużo namieszała moja ambicja i sam się na tym złapałem. Kiedy to do mnie dotarło, to zacząłem znów dobrze jechać, a tak szukałem niepotrzebnie i w pewnym momencie się zagubiłem, nie byłem pewien niczego, popełniałem błędy. Ale już jest wstępny plan na zimę zrobiony - przyznał drugi zawodnik PGE Ekstraligi pod względem średniej biegowej.