Obie drużyny rywalizowały wówczas w najwyższej klasie rozgrywkowej, a mecz w Rzeszowie rozgrywany był pod koniec sezonu. Unia była pewna utrzymania i miejsca w środku tabeli, ale gospodarze ciągle walczyli o uniknięcie degradacji. Dlatego derby miały dla nich podwójną stawkę.
Mecz zaplanowano na nietypową porę. Start zawodów miał odbyć się o godz. 11:00, co było dużym problemem dla gości. Wszystko przez występ Simona Wigga dzień wcześniej w Niemczech. Brytyjczyk w niecałe 12 godzin musiał pokonać ponad 1000 kilometrów, żeby zdążyć do Rzeszowa, co było nie lada wyczynem, zwłaszcza przy ówczesnym stanie polskich dróg. Na stadion Wigg wpadł tuż przed upływem czasu zezwalającego na zgłoszenie do startu.
Dla "Green Mana" nie było to problemem. Przebrał się obok busa, wyjechał na próbę toru, a w swoim pierwszym wyścigu pobił rekord toru! W całym spotkaniu wywalczył z bonusem 13 punktów, a Unia zwyciężyła 48:42.
ZOBACZ WIDEO: "Brak honoru". Marcin Gortat uderza w grupę żużlowców
Zbigniew Rozkrut, były prezes Unii Tarnów z pierwszej połowy lat 90., z dużym sentymentem wspomina Simona Wigga, niegdyś jedną z gwiazd światowego żużla. - "Green Man" z Anglii to był wyjątkowy człowiek. Nauczył nas profesjonalizmu - mówi działacz.
- Przy tym wszystkim był bardzo zespołowym zawodnikiem. Jeden z naszych żużlowców wyjeżdżał do swojego biegu z rurą, która była przypięta nie dwoma, a jednym zaczepem. Wigg natychmiastowo zatrzymał go w parkingu. Pobiegł do swojej skrzynki z narzędziami, wyciągnął brakujący zaczep, zamontował go, a na koniec przestrzegł kolegę, że z tak przygotowanym motocyklem nie można wyjeżdżać do biegu. To był znakomity facet - wspominał przed laty Zbigniew Rozkrut, były prezes Unii.
Zakontraktowanie Wigga w 1992 roku było wielkim wydarzeniem dla całego środowiska tarnowskiego. W tamtych czasach pozyskanie byłego medalisty mistrzostw świata było czymś znaczącym. Anglik bardzo szybko zyskał sympatię kibiców oraz szacunek działaczy. - To był zawodnik, który przykładał ogromną wagę do szczegółów - zaznacza Rozkrut.
W Tarnowie spędził tylko jeden sezon. Oprócz sukcesów na klasycznym torze (w 1989 roku został indywidualnym wicemistrzem świata) Wigg doskonale radził sobie na długim torze, zdobywając tytuł mistrza świata aż pięciokrotnie. Niestety jego karierę przerwała choroba. Anglik zmarł po walce z guzem mózgu 15 listopada 2000 roku, umierając w wieku zaledwie 40 lat. Gdyby żył, dokładnie 15 października skończyłby 64 lata,.
- Zawsze będę go dobrze wspominał. Był nie tylko świetnym zawodnikiem, ale też wspaniałym człowiekiem. Miałem z nim wiele interesujących rozmów, które pamiętam do dziś. Bardzo żałuję, że przegrał swoją walkę z chorobą - dodawał Zbigniew Rozkrut.
Świetny gość