Żużel. Bez Bogusława Nowaka żużel byłby w innym miejscu. Choć odszedł, jego zasługi i pamięć zostaną na zawsze

WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Bogusław Nowak (na środku)
WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Bogusław Nowak (na środku)

Legendarny trener i zawodnik Stali Gorzów Bogusław Nowak zmarł w tym roku. - Polski żużel, nie byłby bez niego tu, gdzie jest dzisiaj. Dyscyplina zabrała mu wszystko, a i tak kochał ją do końca - mówi nam honorowy prezes klubu, Władysław Komarnicki.

- W trakcie Złotego Kasku Boguś doznał kontuzji nogi. Potem nie mógł jej utrzymać na podnóżku, ale zamiast odpuścić, obwiązał kończynę gumą, żeby wchodząc w łuk, materiał umożliwiał jej łatwiejsze postawienie na motocyklu. Po biegu zepsuł się gaz i jechał dalej, nie wiedząc, jak się zatrzymać. W końcu zrezygnowany postanowił położyć maszynę, ale motor dalej latał dookoła niego, a Boguś nie mógł się wydostać. Nareszcie się udało. Machnął tylko energicznie ręką i poszedł do parkingu. Taki był. Nigdy nie uznawał kompromisów - mówi WP SportoweFakty były trener gorzowskiej Stali, Stanisław Chomski.

Bogusław Nowak zawsze stawiał na swoim, a gdy obierał jakiś cel, nawet jeśli inni łapali się za głowy, on ani myślał powiedzieć pas. - Czasami stawał się w tym wręcz upierdliwy, ale w pozytywnym znaczeniu. Właśnie dzięki jego zawziętości zrealizował wiele inicjatyw. Niektóre faktycznie wyglądały na osobliwe, ale on sobie z tego nic nie robił. Kto wie, gdzie byśmy dzisiaj byli, gdyby nie jego niezłomność - wspomina Chomski.

Dzięki zaangażowaniu Nowaka w miniżużel, pod jego okiem, pierwsze kroki w Wawrowie mogli stawiać między innymi Szymon Woźniak, czy Bartosz Zmarzlik. Na początku wystarczył mu kawałek pola, ciągnik i kilka rąk do pracy. - Bartek w dużej mierze zawdzięcza sukces właśnie jemu i myślę, że by się nie obraził, za takie sformułowanie. Boguś był jego pierwszym trenerem i mentorem. My teraz mamy pięciokrotnego mistrza świata - mówi WP SportoweFakty honorowy prezes Stali Gorzów, Władysław Komarnicki.

ZOBACZ WIDEO: Był blisko odejścia ze Stali. "Zdawałem sobie sprawę, że to mogę być ja"

- Miał wielką charyzmę. Jego fenomen polegał na tym, że wystarczył moment i wiedział, kto udaje, a kto bardzo chce być wielkim sportowcem. Dzisiaj brakuje takich trenerów, stawiających młodzieży wyraźne granice. Polski żużel bez Bogusia nie byłby tu, gdzie jest teraz i nie mam, co do tego cienia wątpliwości. Bardzo ubolewam, że nie mogłem uczestniczyć w uroczystościach pogrzebowych, z powodu obecności za granicą. Na pewno odszukam jego grób w trakcie Uroczystości Wszystkich Świętych - kontynuuje senator IX, X i XI kadencji.

Dbał o innych, jak o siebie

Lista zasług legendy Stali dla czarnego sportu jest zdecydowanie dłuższa. - Był inicjatorem całej masy akcji charytatywnych. Dzięki jego staraniom i nawiązaniu kontaktu z odpowiednimi osobami, dziś w Rokitnie w sanktuarium jest tablica upamiętniająca byłych i obecnych zawodników, działaczy oraz mechaników Stali Gorzów. Życie często sprawiało, że miał pod górkę, ale nigdy się nie poddawał, dlatego można go nazwać wzorem do naśladowania - przyznaje Chomski.

Przez wiele lat Nowak pomagał schorowanym zawodnikom. Założona przez niego fundacja refundowała między innymi turnusy rehabilitacyjne. - Swoją postawą przypominał decydentom, że nie można o nich zapominać. Rzeczywistość jest smutna. Niektórzy kończą karierę i słuch o nich ginie. Nikt im niczego nie proponuje. Boguś był inny, wyciągał rękę do swoich kolegów po fachu, starał się zorganizować im zajęcie, sprawić, żeby poczuli się ważni - zauważa Komarnicki.

- Z drugiej strony zawodnicy rozstają się z żużlem, idą do normalnej pracy i odcinają od wszystkiego. Tak jest bardzo często. Boguś był do końca przy Stali. Środowisko go akceptowało. Bardzo empatyczny człowiek. Szkoda, że odszedł od nas tak wcześnie - dodaje były prezes Stali Gorzów.

Żużel dał i odebrał mu wszystko

Nowak rozkochał w sobie cały Gorzów, najpierw jako zawodnik Stali. Zdobył z nią 12 medali Drużynowych Mistrzostw Polski i pięć Mistrzostw Polski Par Klubowych.

- Przede wszystkim świetny zawodnik. Mimo wielkiej konkurencji w Stali Gorzów w latach siedemdziesiątych zawsze potrafił wywalczyć miejsce w drużynie. Bardzo pracowity i uparty człowiek. Mogłoby się wydawać, że wszystko i zawsze mu wychodziło, ale to nieprawda. Nigdy natomiast się nie poddawał - zaznacza Chomski. - Gdyby nie liczne kontuzje, może osiągnąłby jeszcze więcej - dodaje po chwili.

Nowak kochał żużel do samego końca, choć dyscyplina zabrała mu zdrowie. W 1988 roku w Rybniku uległ poważnemu wypadkowi, w wyniku którego doznał złamania kręgosłupa. Od tamtej chwili poruszał się na wózku inwalidzkim. - Był pogodzony ze swoim losem. Mimo ogromnej tragedii, wytrzymywał to przez ponad 35 lat. Bardzo szanuję takich ludzi. Boguś był rozpoznawalną marką, jeśli chodzi o sport żużlowy. Nie tylko w Gorzowie. Żałuję, że go nie ma z nami, ale wszyscy tam kiedyś pójdziemy i się z nim spotkamy - ubolewa Komarnicki

- To na pewno odbiło się na jego życiu prywatnym i zawodowym. Kontuzja wiele przekreśliła. Trzeba pamiętać, że w pracę przy miniżużlu zaangażował się, gdy już był sparaliżowany - dodaje Chomski.

Swoją pasją Nowak zarażał innych aż do ostatnich dni. - Pamiętam dyskusje dotyczące tego, czy człowiek skrzywdzony przez żużel może być dobrym trenerem. Jak nawet wzorem, czego Boguś jest żywym przykładem. Powiem więcej, jego determinacja i bliski kontakt z podopiecznymi powodowały, że nigdy nie usłyszał tego pytania. Oczywiste rzeczy zwyczajnie się pomija - słyszymy od byłego prezesa Stali.

Środowisko było w szoku. Nic nie zapowiadało najgorszego

W maju 2024 roku stan zdrowia Bogusława Nowaka zaczął się pogarszać. Legenda gorzowskiego klubu doznała złamania nogi. Osłabiony organizm nie poradził sobie z bakterią, która go zaatakowała w skutek urazu. 10 lipca były trener i zawodnik zmarł. - Dzień przed jego śmiercią zamówiono mszę w intencji uzdrowienia trenera Nowaka. Leżał w szpitalu, było nieciekawie, ale nikt nie spodziewał się, że uroczystość przeobrazi się w żałobną. Takie niestety są niezbadane wyroki - bezradnie mówi Chomski.

- Kochał ten sport do końca. Chyba, jak nikt inny. Nie był zasobnym człowiekiem, mierzył się z pewnymi głupotami, ale w jego sytuacji to nieuniknione. Mimo tego nigdy nie porzucił czegoś, co odebrało mu zdrowie - dodaje Komarnicki.

Były prezes Stali przyznał, że wiadomość o śmierci Nowaka go zasmuciła, ale wywołała także falę wspomnień. - Na początku za dobrze go nie znałem. Pewnego dnia dzwoni do mnie asystentka i mówi, że Bogusław Nowak chce się ze mną skontaktować. - Dobrze, niech mnie pani łączy - odpowiedziałem. - Tu nie ma windy, musi pan do niego zejść - odparła - opowiada senator.

- Oczywiście zszedłem. Nieistotne, o co mnie poprosił, ale rozmawialiśmy bardzo długo. Czułem się, jakbym znał tego nietuzinkowego człowieka latami. Był ujmujący. Czegoś takiego nie da się udawać. Zawsze się cieszyłem, że odbyliśmy tę rozmowę i wtedy zszedłem. Wtedy nawet do głowy mi nie przyszło, że będę kiedyś w Stali, ani tym bardziej że Boguś Nowak złoży mi wizytę. Potem wiele razy to wspominaliśmy. Na pewno sprawił, że od tamtej chwili inaczej patrzyłem na żużel - przyznaje bez cienia wątpliwości.

- Nie mogę powiedzieć, że pod koniec jego życia mieliśmy kontakt bardzo często. Niemniej, jak tylko go gdzieś dostrzegłem, zawsze podszedłem zamienić kilka zdań. Obok Bogusia nie dało się przejść obojętnie - podsumowuje Władysław Komarnicki.

Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty