Niedawno blokował autostradę. Teraz niespodziewanie został prezesem

PAP / Marcin Bielecki / Na zdjęciu: protest rolników i Dariusz Wróbel
PAP / Marcin Bielecki / Na zdjęciu: protest rolników i Dariusz Wróbel

Gdy w lutym tego roku Dariusz Wróbel stał wraz z innymi rolnikami i blokował autostradę A2 do Berlina, nikt nie przypuszczał, że kilka miesięcy później ten sam człowiek stanie przed zadaniem ratowania legendarnego polskiego klubu przed bankructwem.

- Negocjacje były trudne, jednak przystąpiliśmy do rozmów, które doprowadziły nas do podjęcia decyzji o rozpoczęciu strajku ostrzegawczego. Mamy na względzie dobro mieszkańców Słubic i całej społeczności. Nie chcemy działać na szkodę społeczeństwa czy jakiegokolwiek biznesu. Jesteśmy tu po to, żeby reprezentować ludzi - grzmiał w lutym tego roku Dariusz Wróbel, gdy jako przedstawiciel protestujących rolników występował na spotkaniu w Urzędzie Miejskim w Słubicach.

To dokładnie ten sam człowiek, który pod koniec października został zupełnie niespodziewanie nowym prezesem - zadłużonej po uszy - ebut.pl Stali Gorzów, jednego z najbardziej zasłużonych polskich klubów żużlowych. Jeżdżąc w jego barwach mistrzami świata zostawali dwaj Polacy, czyli Tomasz Gollob i wychowanek Stali Bartosz Zmarzlik. Dziś gorzowski ośrodek jest na skraju bankructwa, a skalę zadłużenia szacuje się na 11-12 mln złotych. To przy rocznym budżecie wynoszącym około 24 mln złotych wydaje się trudne do wyobrażenia.

Zadanie wyprowadzenia klubu na prostą jest na tyle trudne, że wśród najpotężniejszych sponsorów klubu nie znalazł się nikt, kto byłby gotowy podjąć się tego wyzwania. Ostatecznie więc rola przypadła właśnie Wróblowi, który poza prowadzeniem własnego gospodarstwa rolnego zajmuje się przede wszystkim sprzedażą maszyn rolniczych.

Funkcjonujące od 12 lat przedsiębiorstwo w swoim asortymencie ma maszyny uprawowe i opryskiwacze, ciągniki, kombajny, czy ładowarki. W mediach społecznościowych profil firmy śledzi 108 osób, a na zdjęciu profilowym przy ciągniku stoją trzy skąpo ubrane modelki, które rzekomo myją pojazd. W jednym z wpisów przedsiębiorstwo zapewnia: "U nas nie ma wałków. Są prawdziwe sprawdzone wały uprawowe firmy Vaderstad".

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Sabalenka wyprzedziła Świątek. Otrzymała po tym prezent

Sam Wróbel kilka lat temu sponsorował Stal Gorzów, a klub wielokrotnie korzystał z... jego sprzętu, gdy potrzeba było przeprowadzić nagłe pracy przy torze. W trakcie sezonu pracownicy klubu korzystali głównie ze sprzętu wypożyczonego przez partnerów biznesowych. Problemy pojawiały się po sezonie i tuż przed nim, i właśnie wtedy lokalny toromistrz mógł liczyć na uprzejmość Wróbla, a tor przygotowywał właśnie urządzeniami dostępnymi w jego firmie.

Sam biznesmen nie jest jednak powszechnie znany wśród najpotężniejszych sponsorów klubu. Nie wynajmował żadnej z dostępnych na stadionie lóż, które już tradycyjnie przy okazji meczów Stali zamieniają się w miejsce spotkań najbogatszych ludzi z regionu.

Z potężnym sponsorem spotkał się na proteście

Z jednym z najbardziej znanych sponsorów klubu, Mirosławem Maszońskim miał jednak okazję stanąć po przeciwnych stronach barykady właśnie przy okazji protestu rolników. Obaj pojawili się na spotkaniu w Urzędzie Miasta Słubice. Wróbel reprezentował wtedy protestujących, a Maszoński pojawił się jako przedstawiciel firm transportowych, które zostały najmocniej dotknięte blokadą autostrady. Dzisiaj obaj muszą działać we wspólnej sprawie, bo bez zaangażowania wszystkich przedsiębiorców skupionych wokół klubu nie będzie szans na ratunek dla Stali.

Zresztą Wróbel lepiej niż w towarzystwie biznesmenów czuł się w parku maszyn. Od trzech lat jest sponsorem najlepszego gorzowskiego juniora Oskara Palucha. Sponsor jeździł za swoim zawodnikiem na turnieje indywidualne, a wiele razy pojawiał się także w parku maszyn. Ze swojej roli wywiązywał się dobrze.

- Choć bardzo mocno się angażował, to nie chciał być widziany jako zbawca wyniku sportowego swojego podopiecznego. Nie stawiał się na piedestale i był w cieniu zawodnika. Wbrew pozorom w naszym środowisku to rzadka cecha - mówi jeden z członków sztabu szkoleniowego Stali Gorzów. Choć sponsor miał w tym roku powody do protestów z powodu zbyt rzadkiego wystawiania zawodnika w meczach, to nigdy nie próbował użyć swoich znajomości do wywarcia wpływu na zmiany taktyczne.

Sam mówi o bagnie

Wróbel już teraz może mówić o pewnym pozytywie, bo w ciągu tygodnia udało mu się znaleźć 4,5 mln złotych na spłatę najpilniejszych zobowiązań wobec zawodników. O sukcesie nie ma jednak mowy, bo duża część pieniędzy pochodzi z... pożyczek od sponsorów. Nowy prezes ma pomysł, by w przyszłości przeprowadzić sprzedaż akcji klubu, a część chętnych darczyńców w zamian za zrzeczenie się zwrotu środków otrzymałaby procentowy udział w klubie. Nawet jednak to nie rozwiąże wszystkich problemów, z czego doskonale zdaje sobie sprawę sam zainteresowany.

- Gdy wchodzi się do bagna, to zawsze ma się obawy. Trzeba jednak robić wszystko, by się z niego jak najszybciej wygrzebać. Faktycznie początkowo chciałem się trzymać z boku, choćby ze względu na brak doświadczenia. Nie potrzebowałem tego, ale niestety stało się, jak się stało - przyznał sam zainteresowany w Magazynie PGE Ekstraligi na WP SportoweFakty.

Początkowo zaangażowano go do roli pełnomocnika, ale dość szybko stało się jasne, że jeśli Stal ma przetrwać, to konieczne będzie ogłoszenie błyskawicznej akcji ratunkowej i nominowanie nowego prezesa. Grupa sponsorów, na której czele stał ponoć Zbigniew Głuchy z Grupy Gezet namówiła Wróbla. Sponsor najpierw został pełnomocnikiem, a pod koniec października oficjalnie przedstawiono go jako nowego prezesa Stali Gorzów. Teraz to na nim spoczywa odpowiedzialność za wyprowadzenie klubu na prostą.

Jednym z pierwszych, którzy pogratulował mu nominacji na to stanowisko był były prezes Stali, Marek Grzyb, na którym wciąż ciążą poważne prokuratorskie zarzuty w związku z praniem brudnych pieniędzy w jego firmie oraz sprawą związaną z jego działalnością w Stali Gorzów, w której oskarżony jest za błędne rozliczenie miejskiej dotacji. Może się okazać, że z tego tytułu Stal będzie zmuszona zwrócić do miasta 0,5 mln złotych dotacji.

Największe problemy dopiero przed nim

Wśród gorzowskich radnych nie brakuje głosów, że ewentualne przyznanie klubowi sześciu, czy ośmiu milionów złotych byłoby wbrew zasadom społecznym.

- Komu dawać te pieniądze? Pięciu zawodnikom, z których mało który wie, gdzie dokładnie leży Gorzów? Według mnie radni się na to nie zgodzą. W Gorzowie jest ogromna liczba szkół, gdzie toalety z trudem funkcjonują, świetlice są zniszczone, a sale gimnastyczne są niedoinwestowane - mówi wprost radny Jerzy Synowiec. - Numer, aby miasto dało osiem czy dziesięć milionów złotych klubowi, tu i teraz, nie przejdzie. Pomijając już fakt, że czekamy na audyt, z którego wyniknie, jaki jest dług i dlaczego. Miasto ma wziąć na siebie pieniądze na przygotowanie dla zawodników do sezonu i uroczyście wręczyć im po półtora miliona? To jest niemożliwe. Milionerom miasto będzie dawało miliony, a bieda w Gorzowie będzie dalej biedna? - dodaje.

Dodatkowo obciążeniem może okazać się także senator RP i honorowy prezes Stali, Władysław Komarnicki. Polityk przez ostatni rok ruszył z krucjatą przeciwko niekontrolowanym wydatkom spółek Skarbu Państwa na kluby sportowe. Trudno więc sobie wyobrazić, by - mimo zmiany stanowiska polityka - jakaś spółka chciała teraz wesprzeć klub umową sponsorską i wpłacić gigantyczne pieniądze.

Nie ma się więc co dziwić, że klub już teraz prowadzi renegocjacje kontraktów z największymi gwiazdami. Wielu argumentów - poza możliwym upadkiem klubu - jednak nie ma. Martin Vaculik i Anders Thomsen zapewne zgodzą się na symboliczne obniżki, by pokazać dobrą wolę, ale w przyszłym roku i tak będą jedynymi z najlepiej zarabiających zawodników PGE Ekstraligi, a w kolejnym roku obaj zarobią po około trzy miliony złotych.

[b]Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty

[/b]

Źródło artykułu: WP SportoweFakty