Władze Krono-Plast Włókniarza Częstochowa nie mają nic do stracenia i dlatego postanowiły, że nie odpuszczą swoim byłym zawodnikom. Klub już kilka tygodni temu wezwał żużlowców do przedstawienia faktur potwierdzających, że całe kwoty otrzymane na przygotowanie do sezonu przeznaczyli właśnie na ten cel.
Zgodnie z przewidywaniami jedynie Mikkel Michelsen przeznaczył na sprzęt, mechaników i dojazdy na zawody, czy treningi, kwotę zbliżoną do tego, co miał zagwarantowane w kontrakcie jako kwota na przygotowanie do sezonu. W przypadku Leona Madsena, czy Maksyma Drabika wartość przedstawionych faktur znacząco odbiega od wartości kontraktu.
- To głupie, że Leon Madsen musi się tłumaczyć, czy dobrze przygotował się do sezonu. W PGE Ekstralidze osiągnął praktycznie taką samą średnią, co Bartosz Zmarzlik, więc chyba nie musi udowadniać, że był dobrze przygotowany do rozgrywek. Słabo to wygląda, bo chyba większość ludzi interpretuje to jako próbę wyciągnięcia pieniędzy od zawodników, którzy zdecydowali się opuścić klub - twierdzi Marek Cieślak, który wciąż jest łączony z Włókniarzem, w kontekście pracy w tym klubie w kolejnym sezonie.
ZOBACZ WIDEO: Można wpaść w zachwyt. Jędrzejczyk pokazała zdjęcia z rajskich wakacji
Wiele wskazuje na to, że sprawa będzie rozstrzygana przez Trybunał PZM, a jeśli sędziowie literalnie zinterpretują przepisy regulaminu, to być może zawodnicy będą musieli zwrócić różnicę pomiędzy kwotą pobraną na przygotowanie do sezonu, a swoimi wydatkami.
Kontrowersji jest jednak więcej, bo już wiadomo, że część pieniędzy zagwarantowanych na przygotowanie do sezonu zawodnicy otrzymali... tuż przed końcem okresu rozliczeniowego, czyli w październiku. Trudno więc sądzić, by pieniądze, które otrzymali po sezonie, mieli potraktować jako pieniądze na przygotowanie do rozgrywek. Co ciekawe, wniosek o przedstawienie faktur trafił do Madsena zaledwie dwa tygodnie przed początkiem okresu transferowego.
- Będzie bardzo źle, jeśli kluby otrzymają mechanizm do tego, by nie wywiązywać się ze swoich ustaleń z zawodnikami. Przecież nikt nie zmusza prezesów do podpisywania tak wysokich kontraktów. Jeśli kogoś nie stać, to może obiecać mniej za podpis, a dać więcej za punkt. Jeśli jednak kontrakt jest podpisany, to trzeba go zrealizować. Obawiam się, że takim działaniem Włókniarz może osłabić swoją pozycję negocjacyjną w rozmowach z innymi zawodnikami - dodaje Cieślak.
Kciuki za działaczy Włókniarza trzymają przedstawiciele innych klubów, którzy wierzą, że ewentualny precedens mógłby sprawić, że oni także w kolejnych latach będą mogli odzyskiwać choćby część wypłaconych zawodnikom pieniędzy.
Pieniądze na zakup sprzętu, serwis, utrzymanie teamu z wymaganymi fakturami, dla rozliczenia tych środków c Czytaj całość