W 2016 roku Grand Prix Polski na toruńskim torze było przedostatnią rundą w kalendarzu światowego cyklu. Zawody zasłynęły głównie z paskudnego upadku, w którym kontuzję odniósł Jason Doyle, przez co stracił szansę na zdobycie złotego medalu Indywidualnych Mistrzostw Świata. Na pechu kolegi z toru skorzystał wtedy Greg Hancock.
Słynny Amerykanin dotarł na Motoarenie do wielkiego finału, robiąc wielki krok w stronę tytułu, który ostatecznie zdobył kilka tygodni później w australijskim Melbourne. Nie on jednak stanął w Toruniu na najwyższym stopniu podium, choć był tego blisko.
W decydującym wyścigu wieczoru piąte w karierze zwycięstwo w rundzie Grand Prix odniósł Niels Kristian Iversen i to po znakomitym pościgu za prowadzącym od samego początku Hancockiem. Co więcej, na drugim łuku pierwszego okrążenia niewiele brakowało i Duńczyk spadłby z drugiego miejsca na ostatnie po tym, jak Matej Zagar wjechał od wewnętrznej pod Bartosza Zmarzlika, wypychając go. I mogło to przeszkodzić Iversenowi.
Reprezentant kraju Hamleta gonił wspomnianego Amerykanina, aż na trzecim okrążeniu odpowiednio napędzony wyprzedził go po zewnętrznej, gnając następnie do mety. Iversen potwierdzał zresztą w poprzedniej dekadzie, że gdzie, jak gdzie, ale podczas GP w Toruniu ma wyjątkową umiejętność awansowania do finałowego biegu. Dokonywał takiej sztuki aż pięć razy z rzędu, tj. w latach 2013, 2015, 2016, 2018, 2019.
Zobacz triumf Iversena po pogoni za Hancockiem w GP Polski w Toruniu w 2016 roku:
ZOBACZ WIDEO: Był blisko odejścia ze Stali. "Zdawałem sobie sprawę, że to mogę być ja"