Żużel. Plakaty z nim wisiały w pokojach. Mógł zginąć jak jego koledzy.

Getty Images / Monte Fresco / Na zdjęciu: Sverre Harrfeldt
Getty Images / Monte Fresco / Na zdjęciu: Sverre Harrfeldt

58 lat temu zaskoczył cały świat. Nikt w jego kraju nie zbliżył się do osiągnięcia, jakim było wicemistrzostwo świata. Przypadek zdecydował, że nie zginął w wypadku samochodowym.

23 listopada obchodzi swoje 87. urodziny. Sverre Harrfeldt to jeden z najlepszych żużlowców lat sześćdziesiątych. Urodził się w Oslo, a swój los z czarnym sportem związał po tym, jak ujrzał mecz w rodzinnym mieście.

- Jak miałem dziesięć lat wybrałem się z moim bratem na mecz żużlowy w Oslo. To było w 1947 roku. Zobaczyłem te znakomite wyścigi i pochłonęło mnie to na całego - wspominał kilka lat temu w wywiadzie z WP SportoweFakty norweski żużlowiec.

Jego idolem był Basse Hveem, który był pionierem żużla powojennego w Norwegii. Czas pokazał, że Harrfeldt przebił swojego rodaka i sam stał się inspiracją dla następnych żużlowców.

ZOBACZ WIDEO: Włókniarz może spaść z PGE Ekstraligi. Cieślak zaniepokoił kibiców

- Sverre Harrfeldt był moim wielkim idolem, jeszcze przed tym zanim zacząłem jeździć na żużlu. Kiedy byłem młody, miałem nawet jego plakat nad łóżkiem. Spotkałem go po raz pierwszy w Anglii. To było dla mnie jak randka z gwiazdą - opisywał w rozmowie z WP SportoweFakty, Dag Lövaas, jego rodak.

Wśród sukcesów Sverre Harrfeldta można wymienić czterokrotne IM Norwegii w klasycznym żużlu oraz trzykrotne na długim torze.

Startował w lidze angielskiej dla takich klubów jak: Wimbledon Dons, West Ham Hammers czy Wembley Lions. Tam prezentował wysoki poziom, będąc liderem ekipy. Rywalizował z najlepszymi tuzami tamtych czasów tj. Ove Fundinem, Ronnie Moorem, czy .

To właśnie Nowozelandczyk pozbawił go nadziei na złoty medal podczas jednodniowego finału Indywidualnych Mistrzostw Świata. Podczas zawodów na Ullevi w Goeteborgu Harrfeldt i Briggs walczyli o tytuł. Szło im bardzo dobrze. Zdecydowała gonitwa numer dziewięć, gdzie Norweg zmarnował swoją życiową szansę.

- Wygrywałem biegi do momentu, aż trafiłem na Briggsa. Jechaliśmy przeciwko sobie. Na starcie byłem zdecydowanie lepszy, ale po dwóch okrążeniach popełniłem błąd i wyprzedził mnie tylko o kilka centymetrów. Czasami o tym myślę, ale z wiekiem zaczyna to uciekać. Staram się tego nie rozpamiętywać. Czuję jednak, że powinienem był to wygrać - opowiadał w wywiadzie wicemistrz świata 1966.

Harrfeldt miał też wiele ciekawych przygód, które kończyły się dla niego pechowo. Podczas jednego z wyścigów wyleciał za ogrodzenie... i wylądował na kole traktora. Z kolei upadek we Wrocławiu przypłacił. długą kontuzją.

Jeszcze gorzej mogła się dla niego zakończyć wyprawa do Holandii. Harrfeldt zaproszony przez Phila Bishopa musiał odmówić. Jak się okazało, Norweg szczęśliwie uratował się od  tragedii, która miała miejsce w Lokeren

- Uświadomiłem sobie, że nie mogę jechać z nimi, bo mam kontrolę w szpitalu. We wtorek bus z dziesięcioma osobami z West Ham rozbił się, a szóstka chłopaków, żużlowców zginęła, bo kierowca zasnął. Gdy się o tym dowiedziałem to pomyślałem, że to jakiś ponury żart. Straszne doświadczenie. Straciliśmy połowę naszego składu.

Svere Harrfeldt pozostaje najlepszym zawodnikiem w historii norweskiego żużla. Swego czasu był bardzo popularny w swoim kraju. Sława nie przełożyła się na korzyści finansowe. - Nie zarobiłem dużo w tym sporcie. Pieniądze były na torze. Tam gdzie jechałeś, to zgarniałeś kasę. Wróciłem do Norwegii i miałem normalną pracę i pensję jak każdy obywatel. Dorzuciłem to co miałem z żużla, ale nie czuje się bogaczem. Robiłem to dla sportu, a nie dla pieniędzy - przyznawał.

W klasyfikacji medalistów Indywidualnych Mistrzów Świata jest rodzynkiem. Norweg podobnie jak Słowak Martin Vaculik czy Niemiec Egon Muller stanowią grupę, która wywalczyła po jednym medalu w tej kategorii. Nie zanosi się na razie, by znalazł się następca Harrfeldta.

Spodobał ci się artykuł? Zajrzyj TUTAJ!

Komentarze (1)
avatar
Don Ezop Fan
23.11.2024
Zgłoś do moderacji
4
3
Odpowiedz
Czekanskiego zdjecia z Jaskiem, Penhallem, Bruzda czy Slaboniem, to w latach '70tych przyklejone byly na scianach kazdego domu we Wroclawiu;)