"Półtora okrążenia" to cykl felietonów i opinii Marty Półtorak, byłej prezes Stali Rzeszów.
***
Od dawna mówiłam, że pomysł z U-24 Ekstraligą jest trochę sztuczny i chyba do końca nikomu niepotrzebny. Na same zawody prawie nikt nie przychodzi, a rozgrywki nie spełniają oczekiwań. Uwagę należałoby zwrócić na szkolenie młodzieży, aby była ona w stanie zdobyć większe umiejętności. Teraz chcemy jeszcze wprowadzić przepis o zagranicznym młodzieżowcu. Wygląda to, jakbyśmy mieli zamiar wychowywać zawodników ze wszystkich krajów.
Z U-24 Ekstraligi przez trzy lata praktycznie nikogo nie udało się wypromować. Jeżeli prezesi nie widzą sensu w tym rozgrywkach, to jest to najważniejsza opinia. Pomysł powstał w dobrym celu. Mieliśmy wyłapywać gwiazdy. Aczkolwiek tego się nie robi na etapie U24. Można to wykonać, gdy ktoś uczy się jeździć na żużlu.
W zamian można byłoby stworzyć pewnego rodzaju drużyny rezerwowe w Krajowej Lidze Żużlowej. Kluby z PGE Ekstraligi mogłyby wybierać takie satelitarne ośrodki. Kibice z tamtych miast byliby zadowoleni, a zespoły z najwyższego szczebla szkoliłyby kadrę dla siebie. Na pewno byłoby to dla nich mniej kosztowne niż U-24 Ekstraliga.
ZOBACZ WIDEO: Czy to powód słabszej formy Janowskiego? Zawodnik odpowiada
Zresztą można nawet wprowadzić ograniczenie, aby w tych satelitarnych ekipach startowali maksymalnie czterej zawodnicy do 24. roku życia. Mielibyśmy prawie to samo. Co więcej, byłby to oddech finansowy dla samych klubów z najniższego poziomu. Unia Leszno wcześniej dała świetny przykład.
Wracając do przepisu o U24. Czym mniej regulacji dotyczących składów, tym lepiej. Należy pomagać żużlowcom, ale nic na siłę. To nie jest nikomu potrzebne. Za chwilę możemy mieć jednocześnie juniora zagranicznego i U24. Gdzie w tym wszystkim jest polska młodzież? Jej niedługo może nie być. Kibice cieszą się bardziej, gdy ich wychowankowie zdobywają medale. Jeżeli już chcemy wprowadzić młodzieżowca spoza Polski, zlikwidujmy przepis o U24, a pomóżmy klubom z mniejszymi zasobami finansowymi.
Trzeba nagradzać ośrodki szkolące. Ale one muszą wychowywać młodzież jeżdżącą, zamiast produkować licencje. Na to naprawdę trzeba poświęcić sporo czasu i pieniędzy. Oczywiście nikogo nie musimy zmuszać do szkolenia.
Trudno jest zachęcić dzieci do jazdy na żużlu. Co więcej, wielu młodych zawodników nam przepada. Za chwilę nie będziemy myśleli o U24, bo nie będzie komu ten przepis wypełnić. Oczywiście hiperbolizuję, ale obecnie ważniejsze jest wychowanie juniorów na wysokim poziomie niż przymusowy żużlowiec do 24. roku życia w składzie.
Marta Półtorak