Łukasz Czechowski: Sezon 2010 będzie czwartym z rzędu spędzonym w Poznaniu. Co zdecydowało o tym, że kolejny raz będziemy cię oglądać ze skorpionem na plastronie?
Norbert Kościuch: Przyznaję, że miałem parę ofert z I ligi i trochę się zastanawiałem. Przed poznańskimi działaczami postawiłem dwa warunki, od których spełnienia uzależniałem pozostanie w PSŻ. Po pierwsze, chciałem jeździć w dobrej drużynie, która gwarantuje wynik. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że dotychczas wygrywaliśmy mecze głównie szczęściem, a nie umiejętnościami, bo nasz skład nigdy nie był jakiś wyjątkowy, dobierany bardziej na zasadzie "a może się uda". Powiedziałem, że nie chcę już jeździć w takim zespole, chcę aby drużyna była mocna i walczyła o jakieś cele. Działacze się postarali i jestem w Poznaniu.
Drugi warunek to oczywiście finanse.
- Dokładnie. Dostałem kontrakt, który daje mi duże możliwości. Mam w Poznaniu również grono sponsorów, których ciężko byłoby mi opuszczać. Jednak jeśli nie byłoby dobrej drużyny, to na pewno bym nie został. Jazda w dole tabeli mnie nie interesuje.
Jakie inne kluby chciały Kościucha u siebie?
- Tego nie powiem. Jestem w Poznaniu i tego się trzymam. Miałem trzy inne oferty z klubów I ligi.
W PSŻ spędziłeś już trzy sezony. Nie potrzebowałeś jakiejś odmiany, nowego wyzwania? Czy nie chciałeś zmieniać miejsca, w którym dobrze się czujesz?
- Myślałem o tym, czy nie zrobić zmiany. Ale doszedłem do wniosku, że to nie będzie najlepszy pomysł. Skoro w Poznaniu mam dobre warunki do rozwoju, a drużyna jest mocna, to nie ma sensu szukać na siłę innej drużyny.
Skórnicki, Miśkowiak, Szczepaniak, Trojanowski, Kościuch. To najlepszy skład w historii PSŻ?
- W porównaniu do zakończonego sezonu, to jak niebo i ziemia. Jest to obiecujący skład, każdy z nas pokazywał, że potrafi jechać. Jeśli wszyscy pojedziemy na maksa i trafimy ze sprzętem, to naprawdę będziemy groźni dla każdego.
W tym składzie jest jednak pięciu żużlowców, z których każdy może być liderem. Nie boisz się, że na tym tle mogą pojawić się konflikty?
- Nie, dlaczego? To młody zespół, no może poza dwoma kolegami, którzy zawyżają średnią (śmiech). Myślę, że będzie fajna atmosfera, każdy wie, co ma robić, nikt nikomu nie będzie "wchodził w paradę". Nie mam żadnych obaw.
Kolejny raz w Poznaniu stawiają na Polaków.
- Mnie to ogromnie cieszy. Polski zespół to polski zespół. Atmosfera jest lepsza, bo między sobą się dogadamy lepiej niż z obcokrajowcem, który po meczu pakuje manatki i jedzie dalej. Nie twierdzę, że ze sobą jesteśmy na co dzień, ale na pewno widujemy się dużo częściej. A jak jest dobra atmosfera, to i o dobry wynik łatwiej.
Norbert Kościuch na torze w Rybniku
Przed rozpoczęciem każdego sezonu mówisz, że po jego zakończeniu chcesz być lepszym żużlowcem. Czujesz, że w 2009 roku rozwinąłeś się sportowo?
- Z każdym rokiem czegoś się uczymy, mamy jakieś nowe doświadczenia. Nie powiem, żeby sezon 2009 był dla mnie idealny, był wręcz najgorszy - pod względem wyników - jaki miałem w Poznaniu. Ale nauczył mnie czegoś i przed kolejnym rokiem zmienię pewne rzeczy w przygotowaniu fizycznym i sprzętowym.
Co zmieniłeś w przygotowaniach?
- W przygotowaniu motocykli większych zmian nie ma. Jak co roku, wchodzą jakieś nowinki, nad którymi trzeba pomyśleć, ale jestem już po rozmowach z "majstrem" i kilka tematów już mu zadałem. Poważniejsze zmiany to konieczność wyboru nowego tłumika. Pewne innowacje zrobiłem też w przygotowaniu fizycznym.
Kibice niezbyt przychylnie przyjęli decyzję o wprowadzeniu nowych, cichszych tłumików. A żużlowcy?
- A żużlowcy muszą wydać kolejne pieniądze… Nas chyba uważa się za skarbonki, z których zawsze można coś wyciągnąć. Ktoś coś wymyślił, a my musimy za to zapłacić. A potem wszyscy się zastanawiają dlaczego zawodnicy mają duże oczekiwania finansowe. No mają, bo chociażby koszt takich tłumików nie jest mały.
Ile kosztuje jeden tłumik?
- Szczerze mówiąc, dokładnie jeszcze nie wiem i nie chcę nikogo wprowadzać w błąd. Ja mam trzy ramy, więc będę potrzebował trzy tłumiki i jeden rezerwowy. To na pewno będzie niemały koszt. W obecnej chwili jest trzech producentów. Wiadomo, że Akrapovic ma najdroższe, ale i chyba najmniej udane. Zostaje King i Prodrive, ale nie wiem czy one są już dostępne w sprzedaży i w jakich cenach będą. Im będzie bliżej rozpoczęcia sezonu, to i informacji będzie więcej i będzie można dokonać racjonalnego wyboru.
Powiedziałeś, że inaczej przygotowujesz się kondycyjnie. Czy to oznacza, że w tym roku brakowało sił?
- Raczej nie. Po prostu wprowadziłem nowe, inne ćwiczenia, których efekt - mam nadzieję - będzie taki sam, albo nawet lepszy. Zobaczymy.
Rozumiem, że przygotowania do nowego sezonu ruszyły już pełną parą?
- Szczerze mówiąc, to nie miałem żadnej dłuższej przerwy. Nie potrafię siedzieć za długo w jednym miejscu, bo robi się nudno (śmiech). Dla mnie teraz jest ciężki okres, bo w niedzielę nie mam co robić. W sezonie mam mecze, a teraz nie mogę sobie znaleźć miejsca. Szukam sobie zajęć, żeby żadne głupie pomysły do głowy nie przychodziły (śmiech). Teoretycznie treningi rozpocząłem pierwszego grudnia, ale i wcześniej nie siedziałem w fotelu.
Przygotowujesz się - jak co roku - z innymi żużlowcami z Leszna i okolic?
- Tak, mamy zgraną grupę zawodników. W naszym regionie jest ich wielu, więc nie ma najmniejszych kłopotów, żeby się dogadać. Trenując samemu trzeba się mocno motywować, a w grupie jest raźniej, nie ma żadnych wymówek (śmiech). Mamy harmonogram ćwiczeń i każdy je realizuje.
Kościuch po wygranym meczu z RKM Rybnik
W Polsce jesteś wierny PSŻ, w ligach zagranicznych będzie podobnie?
- Wszystko wskazuje na to, że tak. Niedawno byłem w Czechach w Mseno na imprezie z okazji wywalczenia mistrzostwa kraju i od razu porozmawialiśmy na temat warunków startów w kolejnym sezonie i pozostaje już tylko podpisać umowę. Podobnie w Ornarnie, gdzie być może już w tym tygodniu zawrzemy kontrakt. Jeśli nie, to zrobimy to najpóźniej na początku roku.
W Szwecji nie myślałeś o Elitserien?
- Cały czas myślę…
Szkoda, że nie udało się w tym sezonie z Ornarną.
- Marzy mi się wejść z tą drużyną do Elitserien. Jestem tam już tyle lat i jeszcze nigdy nie byliśmy tak blisko. Można powiedzieć, że w elicie byliśmy już jedną nogą (Ornarna przegrała awans w dodatkowym biegu finałowego meczu Allsvenskan z Valsarną - dop. red.). Niestety musieliśmy przełknąć porażkę, która bardzo bolała. Będziemy walczyć dalej.