Słomiany zapał nie ma sensu - rozmowa ze Stanisławem Chomskim, trenerem Wybrzeża Gdańsk

Stanisław Chomski w ubiegłym tygodniu został trenerem Lotosu Wybrzeża Gdańsk. Kilka dni później do składu dołączył Thomas H. Jonasson. Zespół potrzebuje jeszcze jednego polskiego seniora, aby móc skutecznie rywalizować w rozgrywkach ligowych.

Michał Gałęzewski: Dlaczego zdecydowaliście się na zakontraktowanie Thomasa H. Jonassona?

Stanisław Chomski: W obecnej sytuacji, w jakiej jest Wybrzeże, taktyka, którą przyjąłem z prezesem Polnym zakłada, że uzupełnieniem Zetterstroema i Gafurova mają być zawodnicy młodego pokolenia, którzy będą rokowali w moim przekonaniu nadzieje na dalszy rozwój potencjału sportowego. To może zaowocować wzrostem poziomu drużyny i jej wyników. Dlatego właśnie w składzie znalazł się Jonasson, który jest zawodnikiem młodego pokolenia i ma zadatki na rasowego jeźdźca. Czy takim się stanie? Przyjście do I ligi to mniejsza presja, większa swoboda w niektórych meczach. Rzecz jasna, patrząc na składy I-ligowe, trzeba powiedzieć sobie jasno - nie będzie łatwo.

Na jaką średnią biegową tego zawodnika pan liczy?

- Trudno wróżyć z fusów. Jest to zawodnik będący w stanie zdobywać od kilku do kilkunastu punktów. Jonasson pokazał w występach indywidualnych, że tkwi w nim potencjał. Mimo to osiąga czasami zaskakujące wyniki, jak np (3,0,u,3). Potrafił wygrać Mistrzostwo Szwecji Juniorów i zająć trzecie miejsce w Mistrzostwach Szwecji Seniorów. Ma to swoją wymowę. To jest już jednak przeszłość. Mi zależało, aby sprowadzić go do zespołu gdańskiego i dalej z nim współpracować.

Można powiedzieć, że po części pan go wychował, bo będzie pan współpracował z Jonassonem już piąty rok...

- W jakimś sensie można tak oczywiście powiedzieć. Nie jest bez znaczenia to, że zawodnik na co dzień jeździł w gorzowskim klubie. Może nie tak się to potoczyło, jak by wszyscy chcieli, bo spójrzmy na rozwój karier Holdera czy Sajfutdinova. Wszystko idzie w jego wypadku małymi kroczkami. Pamiętajmy, że Nicki Pedersen też nigdy nie był Mistrzem Świata Juniorów, a niektórzy zawodnicy byli i nic z tego nie wynikło w seniorskim sporcie. Wszystko nie zależy jednak od tego, w jakim Thomas jest miejscu, ale jak będzie podchodził do sportu, czy będzie zdeterminowany. Nadarzyła się możliwość dalszej współpracy i chciałem tego. Nie ukrywam jednak, że zabiegali o niego działacze z Częstochowy. Jednym z czynników, które przeważyły o jego przyjściu do Gdańska, było to, że jestem tu trenerem.

Czy pozyskanie Jonassona to lepszy wybór od Davidssona? Wiele mówiło się o tym, że wybieraliście właśnie pomiędzy tymi zawodnikami...

- Zgadza się, ale Davidsson zachował pozycję wyczekiwania, czekając nie wiadomo na co. Prezes Polny złożył mu ofertę równolegle, albo nawet wcześniej niż Jonassonowi. Nie było już na co czekać. Terminy uciekają, a niektóre kluby - szczególnie Włókniarz Częstochowa i Speedway Miszkolc - intensywnie kompletują składy na miarę swoich możliwości. Oczekiwanie w stosunku do Davidssona się wyczerpało.

Jak na tą chwilę wygląda sprawa dokooptowania polskich seniorów?

- Mamy jeszcze taki pomysł. Nie będzie wielkich strzałów, bo takich zawodników już nie ma. Budżet Gdańska też jest określony i trzeba obracać się wokół realnych pieniędzy. Jeśli w sezonie będą nadwyżki, to będzie można pokusić się o wypożyczenia zawodników. Są prowadzone rozmowy z żużlowcami, którzy zawieszali swoją decyzję do początku roku. Niebawem jeden z jeźdźców młodego pokolenia dołączy do zespołu.

Pojawiały się doniesienia, że do Gdańska mogą trafić Karol Ząbik lub Paweł Hlib. Można powiedzieć, że na rynku transferowym nie ma poza nimi polskich żużlowców gwarantujących odpowiedni wynik...

- Są to nazwiska brane pod uwagę. I Hlib, i Ząbik byli ostatnio zagubieni, dodatkowo Ząbik jest po kontuzji. Oni muszą sami się określić i zdeklarować. Jeżeli któryś z nich podpisze kontrakt, to na takich warunkach, że będzie w pełni podporządkowany klubowym założeniom i mojemu planowi pracy, który będzie miał na celu odbudowanie ich pozycji psychofizycznej, aby zadowoleni z ich postawy byli nie tylko oni sami, ale zwłaszcza kibice.

Czy są realne szanse na wyciągnięcie z dołka któregoś z tych zawodników? Gdański klimat już niejeden raz służył właśnie odbudowie pozycji żużlowców. Przypomnijmy tu choćby Tomasza Chrzanowskiego, czy Roberta Kościechę...

- Coś w tym jest. Są to zawodnicy, którzy znajdują się w przełomowym punkcie swoich karier. Albo pójdą dwa kroki do przodu, albo staną w miejscu i zrobią krok do tyłu, po czym zakończą kariery. Wiem, że nie każdemu się uda odbudować, ale potencjał, który ci zawodnicy mają, jest tak ogromny, że warto w ich zainwestować. Z drugiej strony potencjału nie mogą zmarnować oni sami. Jeżeli zawodnik nie będzie przekonany do tego, co chce osiągnąć dzięki metodom, które będę starał się wdrożyć, to słomiany zapał nie ma sensu. Na dzień dzisiejszy są jakieś deklaracje i mam nadzieję, że na tym się nie skończy.

Na święta kibice mogą się więc spodziewać prezentu w postaci skompletowania składu?

- Myślę, że tak.

Kiedy przyjedzie pan do Gdańska?

- Będę w Gdańsku na początku stycznia i chcę się spotkać z młodzieżowcami, aby określić zasady współpracy. Gdy rzuciłem okiem na to, jak to wszystko wygląda, miałem wiele zastrzeżeń do podejścia tych chłopaków. Jest niska frekwencja na zajęciach ogólnorozwojowych, które prowadzone są systematycznie przez trenera Andrzeja Hulko, a dziwi mnie to, bo znam jego warsztat. Może wyjaśnimy sobie wszystko, określimy nowe zasady, postawimy grubą krechę i będziemy pracowali dla dobra zespołu, uciechy zawodników i kibiców. Trzeba do tego jednak trochę wytrwałości.

Komentarze (0)