O tym, że z zaplanowanego miesiąc temu grafiku robót nic nie wyjdzie, wiadomo już od dawna. Ten harmonogram wyglądał całkiem rozsądnie na papierze, jednak w starciu z zimą, która w tym roku - jak na złość - zechciała być zimą nie tylko z nazwy, poniósł sromotną klęskę.
Hasło "do kwietnia daleko" stało się ostatnimi czasy we Wrocławiu popularne, bo i dość odległa czasowo perspektywa pozwalała odsuwać czarne myśli i przysłaniała stan faktyczny. Tymczasem przyszedł luty, śnieg jak leżał, tak leży nadal, a do końca marca coraz bliżej. Co prawda profilaktycznie mecze pierwszych kolejek przełożono, ale kojąca kwietniowa perspektywa pomału przestaje działać. Nawet konsekwentnie przejawiający dyżurny optymizm działacze WTS-u z panią prokurent Krystyną Kloc na czele zaczęli się niepokoić brakiem postępów w pracach. W poniedziałek "na dywaniku" w WTS-ie zjawić się mieli przedstawiciele budowlanego konsorcjum.
Określenie "na dywaniku" cudzysłowem opatrzyliśmy nie bez kozery. W tym przypadku bowiem służbowa hierarchia podległości nie układa się dla WTS-u najszczęśliwiej.
Wrocławski klub może pomóc w przedsięwzięciu (i zamierza - chociażby poprzez wkład trenera Marka Cieślaka w konsultacje), może ufać w terminowość inwestora, może się niepokoić i prosić o wyjaśnienia, ale to nie WTS był podmiotem zlecającym wykonanie prac na obiekcie. Tymże jest Młodzieżowe Centrum Sportu, kierowane przez dyrektora Waldemara Biskupa, którego postanowiliśmy zapytać o nowe pomysły na wyjście z budowlanego impasu.
- Podtrzymuję swoją wiarę w pomyślny finał tej inwestycji i nie chodzi nawet o dzisiejsze spotkanie, w którym zresztą osobiście nie uczestniczyłem - zaznacza dyrektor Biskup. - To jest kwestia zmian w harmonogramie. Pewne prace, które były przewidziane na teraz, w obliczu tych warunków zostaną zamienione. Taką mam informację od swoich służb technicznych - informuje SportoweFakty.pl szef MCS-u.
Cóż to oznacza w praktyce? - Zmienią się priorytety w danym czasie. Czyli, na przykład, wiadomo, że w tej chwili nie ma sensu kopać tej ziemi, bo jak ona za chwilę przemarznie, to potem wszystko osiądzie. Zatem wykonuje się teraz pewne prefabrykaty i inne rzeczy, które później zostaną już tylko zamontowane. Zwozi się także teraz na plac budowy rury i tego typu cięższe elementy, które później trzeba będzie tylko wkopać w odpowiednie miejsca. To może być szybka sprawa, ale też nie musi. Zimę mamy w tym roku jednak wyjątkową. Sam nie jestem już w tej sprawie takim stuprocentowym optymistą, chociaż, co podkreślam, przede wszystkim należy zachować zimną krew - nie kryje swych obaw wrocławski działacz.
Wiara, nadzieje i osobiste odczucia to jedna sprawa, jednak w tego typu sytuacjach najważniejsze jest to, co na papierze. Czy ze strony inwestora pojawiła się już oficjalna informacja o opóźnieniach i proponowany "plan ratunkowy"? - Nie mam jeszcze ze strony firmy żadnego sygnału o tym, że będzie opóźnienie w budowie. Umowa jest zawarta na określony termin i oni mają go dotrzymać - kategorycznie zaznacza dyrektor Biskup. A kary? - Owszem, są takie przewidziane. To standardowa praktyka w tego typu inwestycjach i nie ma tu wyjątku. Każdy wykonawca, który podejmuje się zadania przystępując do przetargu otrzymuje specyfikację i w tej specyfikacji jest wszystko określone.
Niedawno w wywiadzie dla naszego portalu kierownik wrocławskiej drużyny, Paweł Kondratowicz nie wykluczał takiej ewentualności, że jego żużlowcy jeszcze przed rozpoczęciem sezonu zdążą potrenować na nowym torze. Być może nawet odjadą jakiś mecz sparingowy. Oznaczałoby to zakończenie robót w okolicach połowy marca. Czy taka mniej więcej data widnieje na umowie z firmą "Ziajka"? - Owszem, jest w umowie określony termin. Tym terminem jest 30 marca. Wszystko co wcześniej, oznaczałoby ukończenie prac przed czasem - nie ukrywa dyrektor Biskup.