Wstajesz rano z uśmiechem na ustach. Dbasz, aby panie wychowawczynie we wszystkich okolicznych przedszkolach wiedziały o istnieniu żużla. Troszczysz się, aby kibic płacący za posiłek w stadionowej restauracji otrzymał świetnie przygotowany program zawodów. Z fotkami żużlowców w akcji, które wysadzą go z fotela. Przekonujesz szefa kuchni, aby łosoś został przyrządzony niczym na norweskich Lofotach, a piwo Guinness podawano schłodzone. Namawiasz sponsorów, aby nie pożałowali grosza na młodego, obiecującego żużlowca z Polski, Australii czy Danii. Choć nikt nie zliczy godzin spędzonych w oparach metanolu, jesteś szczęśliwy, bo robisz to co kochasz. I nagle, pewnego dnia dowiadujesz się, że masz raka… Przez chwilę wahasz się czy nie przerwać czarnych myśli i nie zroszyć ust metanolem. Przez chwilę…
Giles Hartwell, współpromotor Poole Pirates, wybudza się po operacji. Teraz czeka na chemioterapię, a wszyscy pracujący na rzecz klubu z hrabstwa Dorset pragną, aby zdiagnozowany rak prostaty oszczędził Gilesa. - Jest mi niezmiernie miło, że ludzie są ze mną i podtrzymują mnie na duchu. 27 kwietnia urządzamy uroczystą kolację z Markiem Loramem. Były mistrz świata zostanie włączony do galerii sław klubu Poole Pirates. Nie wyobrażam sobie, aby zabrakło mnie na tej imprezie. Ciężko żyć bez żużla. Mam nadzieję, że rak nie będzie przypominał o sobie przynajmniej podczas tego wyjątkowego wieczoru - wzdycha Hartwell.
Wystarczą dwie minuty szybkiego spaceru ze stadionu "Piratów", aby Giles znalazł się w gronie ludzi, którzy nastrajają go optymistycznie. Tu mieści się siedziba firmy ubezpieczeniowej Castle Cover. Jej szef, Andrew Marchington, zwiększa wkład sponsorski w żużel. Nie wyobraża sobie, aby jego firma nie przedłużyła umowy z Poole Pirates. Zyski Castle Cover w poprzednim roku skoczyły o 35 procent. - Pamiętam ich skromne początki, kiedy Andrew zatrudniał 30 osób. Dziś są prężnie działającą firmą, która wrzuca solidne grosiwo do skarbonki z napisem Poole Pirates. Martwi mnie tylko jedno: Castle Cover to eksperci od ubezpieczeń dla osób powyżej 50 roku życia, a to oznacza, że na stadionie brakuje młodzieży podczas spotkań mojej drużyny - mruga okiem Matt Ford, który czuwa, aby statek "Piratów" nie rozbił się o podwodne skały.
Spokojnie, nie osiądzie na dnie. Młodzież chętnie zagląda na stadion przy Wimborne Road. Ford, Giles i grupa miłośników speedwaya cierpliwie pracuje nad tym, aby brzdące trafiały pod żużlowe strzechy. Większy orzech do zgryzienia miał Neil Middleditch, gdy okazało się, że jego "Piraci" nie odjadą ani jednego sparingu przed pierwszym ligowym meczem. Aura zmusiła ich do pozostania w porcie. Menedżer Poole bał się, że podopieczni zapomną na czym polega sztuka abordażu, bo wiadomo, że dłuższy pobyt na lądzie nie jest wskazany dla "Piratów". Umyka koncentracja. Neil obawiał się, że w wielkanocną niedzielę wybije czarna godzina dla Poole, ale obrońcy tytułu mistrzowskiego, ekipa Wolverhampton Wolves nie miała siły na polowanie. "Piraci" pojechali świetnie gromiąc Wilki 57:35, a największym objawieniem był grudziądzanin Artur Mroczka. Wykręcił 12 punktów + 2 bonusy, olśnił kibiców i pozwolił zapomnieć Hartwellowi o raku. Niestety, w środowym meczu przeciwko Peterborough Panthers, "Middlo" nie będzie mógł skorzystać z usług Artura Mroczki. Grudziądzanin będzie walczył w finale krajowych eliminacji IMŚJ w Gdańsku.
Miejsce Polaka w składzie "Piratów" zajmie były kapitan Poole z 2002 roku, Gary Havelock. "Havvy", mistrz świata z 1992 roku, oficjalnie pełni rolę zawodnika nr 8. Swoistego strażaka, który gdy tylko nie ściga się w barwach Redcar Bears w Premier League, a w Poole brakuje jednego ogniwa, wówczas pojawia się na południowym wybrzeżu Anglii. - Nie mogłem wymarzyć sobie lepszego zawodnika z nr 8 niż "Havvy" - przyznaje Middleditch. Rozweseli drużynę, założy im uśmiechy na twarze i z pewnością opowie co dzieje się w głowie człowieka, który pomylił zioła.
Poole przez rok nie wąchało zapachu złotego medalu. Zimą Matt Ford dokonał spektakularnego zakupu. Darcy Ward opuścił King’s Lynn i dołączył do swojego druha, Chrisa Holdera. Z Eastbourne wrócił Davey Watt i przejął obowiązki kapitana drużyny. Dla Leona Madsena, Matt Ford znalazł lokum rozsyłając anonse w prasie. Każdy kto kocha speedway i dysponuje nadmiarem wolnych metrów kwadratowych w swej hacjendzie, mógł zgłosić się, aby przenocować Leona i jego polskiego mechanika. To znana praktyka w Poole, aby korzystać z zaprzyjaźnionych żużlowych dusz.
Chris Holder, drugi zawodnik ubiegłorocznego GP Challenge w Coventry, liczy na znakomity sezon. 9 stycznia w Newcastle rzutem na taśmę wygrał mistrzostwa Australii seniorów, ale w środę do Poole przyjedzie człowiek, który zechce zepsuć Chrisowi statystyki. Przybędzie w przebraniu pantery, a zwie się Troy Batchelor.
- Jesienią ubiegłego roku nie mogłem już patrzeć na żużlowe klamoty. Potrzebowałem spokoju i oddechu. Nie da się myśleć o speedwayu przez 24 godziny na dobę. Trzeba czasem przewietrzyć żyły. W Australii mieliśmy spięcie z Chrisem, ale to historia. Wiedziałem, że Darcy będzie mu pomagał, bo Holder i Ward to papużki nierozłączki, mają podobne halo, lubią się ekstremalnie pobawić i w porządku, nie widzę w tym nic złego. Szkoda tylko, że Ward tak spiął się na wyścig ze mną w Newcastle podczas mistrzostw Australii, żeby pomóc swemu kumplowi - mówi Batchelor, zwycięzca turniejów w Adelajdzie i Mildura.
W przedsezonowych prognozach Peterborough wymieniane jest jako największy rywal Poole do korony na Wyspach. Rick Frost, właściciel "Panter" nie spocznie póki nie zbuduje wielkiego zespołu. Sprowadził Petera Oakesa, który odsapnie podczas meczy na własnym torze, gdyż mieszka zaledwie 5 minut jazdy autem od East of England Showground. - Przekonałem Lewisa Bridgera, że jeśli marzy o rozwoju, musi przenieść się z wąskiego gniazda w Eastbourne i zakosztować jazdy po szerszym torze. Jego dziadek też to zrozumiał. Wiem, że w Częstochowie Lewis odnalazł właściwą ścieżką. Marian Maślanka zorganizował mu wspaniałe sesje z psychologiem sportu. Lewis sam rwie się do kolejnych seansów. Jest zbyt uzdolniony. Świetnie czuje się na superbike’ach, w motocrossie i enduro. Czasem bogactwo talentów stanowi kłopot - mówi Oakes. W Wielki Piątek Peter Oakes pogrążył swych byłych pracodawców z Coventry. Pantery okazały się lepsze w obu spotkaniach. Stary angielski zwyczaj zezwala na rozgrywanie dwóch spotkań w ciągu jednego dnia, a wolny od pracy Wielki Piątek jest idealną okazją, aby zaserwować fanom podwójną dawkę speedwaya. 50:40 dla "Panter" w Peterborough i 41:51 dla chłopców Oakesa na torze "Pszczół".
Szkoda, że Karol Ząbik wciąż odczuwa skutki upadku podczas finału IMP’2009 na toruńskiej Motoarenie, bo wówczas byłoby raźniej Krzysztofowi Buczkowskiemu. "Buczek" znalazł się wśród "Panter" dzięki Krystianowi Plechowi, który uwielbia rozwijać zdolności lingwistyczne korespondując mailowo z Wyspiarzami. Grudziądzanin miał już epizod w Anglii w 2007 roku, kiedy liznął speedwaya nad Tamizą za sprawą Ashley Hollowaya, tunera silnie związanego z Bydgoszczą. Krzysztof ścigał się dla Reading Racers za czasów, gdy promotorami żużla na Smallmead był ojciec Ashleya, Malcolm Holloway, była gwiazda Swindon Robins oraz Mark Legg, wspólnik Hollowaya. Nie było źle i Krzysztof skusił się na kolejne spotkanie z ligą brytyjską.
Jedynie dwójka zawodników: Niels Kristian Iversen i Kenneth Bjerre ostała się przez zimę w Peterborough. - Chcę zakończyć sezon ze średnią przekraczającą 9 punktów. W naszej ekipie jest czterech żużlowców, którzy zechcą walczyć o palmę pierwszeństwa. Wierzę, że utrzymam się na szczycie przez cały sezon. Obiecuję, że Kenneth, Troy i Lewis będą musieli wycisnąć z siebie siódme poty, jeśli zapragną zabrać mi tron. Funkcja kapitana to bardzo odpowiedzialna rola i nie znam zawodnika, który stroniłby od takiego zaszczytu. To dobrze, bo konkurencja między nami doprowadzi do utrzymania maksymalnej koncentracji. Nie będzie plaży między wyścigami, będziemy nakręcać się na maksa i może przestaniemy przegrywać u siebie jak to bywało przed rokiem - mówi Iversen.
Nastrojom Duńczyka wtóruje Batchelor, który lapidarnie ujmuje kwestię walki podczas wyjazdowego meczu z "Piratami". - Pokonałem w tym roku Jasona i Nickiego. Miałem udaną zimę poza jedną rundą mistrzostw Australii, a z Poole zamierzam wyjechać z pokaźnym czekiem - mówi niegdysiejsza gwiazda Swindon Robins.
Trevor Swales, menedżer Peterborough Panthers jest człowiekiem, który stroni od głoszenia proroctw. Łatwiej natknąć się na wodę na pustyni Atacama aniżeli usłyszeć przepowiednię od Swalesa. - Zarzuca mi się brak doświadczonych zawodników i być może po części jest to prawda. Wiem, że przyjacielska rywalizacja między czołowym kwartetem o rolę przywódcy jest lekiem na wszelkie kłopoty. Mamy jeźdźca z Grand Prix, jednego byłego uczestnika GP i dwóch niesfornych, trudnych, ale przez to uroczych chłopców. Uwielbiam fascynujące mieszanki - konkluduje Swales.
Mecz ten mogą Państwo obejrzeć w towarzystwie Tomasza Piszcza, który przed rokiem ścigał się w barwach Poole Pirates i Birmingham Brummies. Gdyby cofnąć wskazówki zegara, przemierzyć jednym susem 365 kartek z kalendarza, dałoby się usłyszeć głos Matta Forda. Słońce skrywało się na horyzont, Matt przystanął w towarzystwie sponsora z Castle Cover. - Gdy Birmingham było rozbite przez kontuzje w sezonie 2008, nikt nie dawał im szans na wyjście z kryzysu. Ludzie kręcili głowami, gdy usłyszeli, że Birmingham zatrudniło Tomasza Piszcza. A on przyjechał i pokazał klasę, tchnął wiarę w cały zespół. Pozytywna postać - rzekł Ford. Matt zatrudniał rok temu lublinianina z myślą o wyjazdowych meczach, bo Birmingham jeździ u siebie w środowe wieczory, a więc nastąpiłaby kolizja z Poole, które też podejmuje rywali w środę. Tomasz Piszcz, przedstawiciel zodiakalnych Bliźniąt, człowiek patrzący optymistycznie na świat, świetnie komponujący się w zespół. Wystarczyło, że Giles Hartwell spojrzał na lublinianina, ładował się jego energią i już zapominał o brutalnej rzeczywistości…
Powtórki:
Polsat Sport, 8 kwietnia, czwartek, godz. 10.50. 9 kwietnia, piątek, godz. 9.10.
Polsat Sport Extra, 8 kwietnia, czwartek, godz. 15.10. 9 kwietnia, piątek, godz. 15.30.
Tomasz Lorek