Opolanie byli faworytem niedzielnego spotkania z zespołem z Rawicza, a kibice zastanawiali się nad rozmiarami zwycięstwa swoich ulubieńców. Rzeczywistość brutalnie zweryfikowała jednak plany gospodarzy i niespodziewanie to przyjezdni od początku spotkania nadawali ton wydarzeniom na torze. Opolanie przed ostatnim wyścigiem wyszli na dwupunktowe prowadzenie, jednak w ostatnim biegu Ricky Kling oraz Igor Kononow musieli uznać wyższość Sebastiana Aldena oraz Wiktora Gołubowskiego i w rezultacie dwa punkty padły łupem "Niedźwiadków". - Jak teraz myślę o tym spotkaniu, to uważam, że był to wypadek przy pracy. Mieliśmy związane ręce od początku spotkania. Od pierwszego biegu mecz nie układał się po naszej myśli, przez pierwsze siedem biegów strasznie się męczyliśmy. Niektórzy zawodnicy narzekali na tor, że był inny niż zawsze. Opady deszczu, które w tygodniu poprzedziły spotkanie zdeterminowały jednak nasze poczynania. Przygotowaliśmy taki tor, na jaki pozwalały warunki. Jeździliśmy jednak u siebie i takie wymówki są nie na miejscu - opowiada Maroszek.
Na całej linii w niedzielnym meczu zawiedli przede wszystkim Rosjanie, Ilia Bodarenko oraz Igor Kononow, który w tym sezonie na opolskim owalu pokazywał już, że stać go na wiele. Maroszek jest zdruzgotany postawą młodego Rosjanina. - W jego przypadku wychodzą zimowe starty na lodzie. Nie potrafi się zupełnie przestawić na normalny tor. Jego sylwetka na starcie i w ogóle wyjścia spod taśmy wyglądają katastrofalnie. Nie umie dobrze zabrać się ze startu. Jeśli jednak poprawi ten element, to myślę, że będzie dobrze - podkreśla trener Kolejarza.
Prezes klubu, Jerzy Drozd na naszych łamach skrytykował Maroszka, obwiniając go za nie wystawienie w składzie Mariusza Frankowa, któremu w ostatnich dniach doszczętnie wyremontowano sprzęt. Maroszek postawił jednak na Bondarenkę, który kompletnie rozczarował. - To jest opinia prezesa, każdy ma swoje zdanie. W czwartek zorganizowaliśmy trening, na którym zawodnicy walczyli o miejsca w składzie. Rywalizowali o nie właśnie Bondarenko, Franków oraz Mitko. Postąpiłem uczciwie, nie kierowałem się sympatią względem któregoś z zawodników. Ilia był najszybszy z całej trójki i na niego zdecydowałem się postawić. Rosjanin przebywa na stałe w Opolu od praktycznie półtora miesiąca i myślałem, że spisze się lepiej, tym bardziej, że ostatnio w lidze ukraińskiej pojechał naprawdę nieźle, zdobywając dziewięć punktów. Liga polska jest jednak ligą polską. Rawicz nie jest patrząc obiektywnie tak silnym zespołem, jak Lublin, czy Ostrów, które gościliśmy już na swoim torze i potrafiliśmy ich pokonać. Chciałbym jeszcze wspomnieć coś o Frankowie. Rzeczywiście mechanik klubowy poskładał mu silniki, ale myślę, że kluczową kwestią jest tu dopasowanie do naszego toru. W meczu z Lublinem dostał szansę i w trzech biegach zdobył jeden punkt. Nie byłoby sensu, gdyby w tak ważnym meczu jechał początkowo słabo, po czym zmieniłby motocykl i zaczął punktować - dodaje Maroszek.
Po porażce z rawiczanami cierpliwość stracił prezes klubu, Jerzy Drozd, który postawił ultimatum wobec zespołu w postaci zwycięstw w dwóch nadchodzących spotkaniach z KSM-em Krosno oraz Polonią Piła. W przeciwnym razie zawodników czekają kary finansowe. - Zawodnicy podpisali takie, a nie inne kontrakty. Klub opolski nie jest majętny. Muszą być kary, nie możemy ich cały czas głaskać i chwalić. Całkowicie się pod tym podpisuję. Jesteśmy jedynym klubem w II lidze, który jest regularny w kwestii wypłacania zawodnikom środków i funduszy na remont i inwestowanie w sprzęt. Czy jednak te pieniądze zawodnicy przeznaczają na remonty, czy kupno nowych części, czy wszystko idzie w zupełnie innym kierunku, to już sprawa indywidualna każdego z zawodników - uważa.
Nadchodzące dwa pojedynki mogą okazać się decydujące dla opolan. Już w piątek zespół ze stolicy polskiej piosenki czeka wyjazdowe spotkanie z mającym nóż na gardle, KSM-em Krosno, a w niedzielę do Opola zawita wyrastająca na rewelację rozgrywek, Polonia Piła. Kolejne potknięcia mogą drogo kosztować Kolejarza i pozbawić nawet szansy na awans do czołowej "czwórki". - Stoimy na pewno przed dwoma trudnymi zawodami. W piątek jedziemy już do Krosna, które, jak pan wspomniał jedzie z nożem na gardle i z pewnością zrobią wszystko, aby nas pokonać. Wszystkie chwyty będą dozwolone. Przed pierwszym odwołanym meczem zrobili tygodniowe zgrupowanie i teraz na pewno także się na nas pieczołowicie szykują. Będzie to dla nich drugi mecz na własnym torze i będą chcieli zrehabilitować się za porażkę z Lublinem na inaugurację. My też będziemy chcieli zmazać plamę po Rawiczu. Jesteśmy cały czas w kontakcie z działaczami z Krosna. Właśnie wracamy z Częstochowy, gdzie ponownie przez pogodę nie doszedł do skutku egzamin na licencję żużlową. Pogoda nie rozpieszcza i być może znów stanie nam na przeszkodzie, bo jak jedziemy, to cały czas pada, a podejrzewam, że w Opolu, czy innych miastach jest podobnie. Piła, to natomiast "czarny koń" rozgrywek. Ten zespół wyrasta na faworyta. Pokonali Ostrów, który jeszcze do niedawna miał aspirację sięgające Ekstraligi i w tym sezonie również dowiedli, że trzeba się będzie z nimi liczyć. Przed sezonem na miejsce w pierwszej "czwórce" stawiano także Łódź, Lublin, czy nasz zespół. My zresztą wypowiadaliśmy się z prezesem w podobnym tonie, że czwórka jest dla nas jakby koniecznością. Nadal jesteśmy jednak w grze. Nie składamy broni i nie wywieszamy białej flagi, mówiąc kolokwialnie. Inne czołowe zespoły również mówiąc brzydko "umoczyły" - podkreśla Maroszek.
Rewolucji kadrowej na nadchodzące mecze jednak nie będzie. W Krośnie opolanie będą musieli radzić sobie, co prawda bez Ulricha Ostergaarda, który w czwartek i sobotę ma zaplanowane starty za granicą i z przyczyn logistycznych nie będzie w stanie dotrzeć do Krosna. W meczu z pilanami Duńczyk będzie już jednak do dyspozycji opolskich działaczy. Pod broń nie powołany zostanie natomiast Fritz Wallner, o czym po ostatnim spotkaniu wspominał trener. - To był taki akt desperacji. Patrzymy na Wschód, inwestujemy w Bondarenkę i Kononowa, a oni nam zawalają mecze i byłem w pewnym momencie bezsilny. Tak, jak mówię to była desperacja. Nie ukrywam jednak, że ten zawodnik ma jakiś potencjał. Wallner zmaga się jednak z problemami zdrowotnymi, ostatnio wyjęto mu blachy z nadgarstka i nie chcę ryzykować. Kto wie, być może dostanie jednak swoją szansę. Bondarenko pojechał natomiast do swojej rodziny w Niemczech i nie wystąpi. Wystartuję za to Franków, a w niedzielę dołączy do nas Ostergaard. Będziemy walczyć o punkty - kończy Andrzej Maroszek.