Przymiarki do powołania tego swoistego samorządu zawodników czynione były już kilka razy, wciąż jednak bezskutecznie. Mówiono o związku gdy pojawił się w Lublinie Hans Nielsen, bo wspomniał o tym przy okazji dyskusji nt. preparowania torów. Mówiono o potrzebie stworzenia reprezentacji zawodników jako Partnera do rozmów z PZMot przy okazji wprowadzania zmian w przepisach (m.in. KSM , reorganizacja rozgrywek – podział na trzy ligi, zasady występów w kadrze, wykluczenie do końca zawodów, układanie kalendarza, przepisy o wypożyczeniach w trakcie sezonu itp.), wciąż jednak całe to majstrowanie przy żużlu odbywa się z pominięciem głosu – silnego i jednobrzmiącego – najbardziej zainteresowanych, a więc samych żużlowców. Wątek ten pojawiał się też zwykle, gdy dochodziło do poważnej kontuzji, kończącej karierę któregoś ze znanych zawodników lub gdy ktoś z centrali nagle odkrywał, że były reprezentant żyje dziś w nędzy, gdyż ośmielił się poprosić PZMot o zapomogę i powstał problem co z tym fantem począć. O związku dyskutowano również przy okazji tworzenia Fundacji Gloria Victis, która statutowo miała pomagać sportowcom ciężko doświadczonym przez los i to nie tylko tym z pierwszych stron gazet, lecz także, a wręcz przede wszystkim, tym szarym, nieznanym, często zagubionym ludziom, którzy nie zrobili wielkich karier, a przez uprawianie sportu stracili zdrowie. Dotąd niestety z tych wszystkich podejść i przymiarek w zasadzie nic konkretnego nie wynikło, a szkoda, tym bardziej więc cieszy, że sprawa wraca. Skóra przez niektórych, głównie tych przywiązanych krawatami do przeświadczenia o swojej wyższości, mądrości i nieomylności jest postrzegany jako zabawny czasami, ale niepoważny luzak. Nic bardziej błędnego! Adam ma bodaj najzdrowsze podejście do swojej profesji wśród zawodników o określonej marce, a do tego jest niezwykle spostrzegawczy i inteligentny. Gdyby to On został szefem owego związku, to z pewnością kilka tłustawych tyłków w Warszawce musiano by odessać od stołków, a w "ciuch-budzie" pojawiłaby się świeża dostawa używanych garniturków. I pewnie ci którzy starają się traktować Skórę jak niegroźnego wariata, zdają sobie z tego sprawę, że to trudny, bo bystry i stanowczy kiedy trzeba, negocjator, stąd próbują póki można, bagatelizować problem i człowieka. Jednak gdyby do działań Adama włączyli się konsekwentnie m.in. najbardziej obecnie medialni Cegła i Mirek Kowalik, wsparł by pomysł, choćby publicznie go popierając Tomek
Gollob, a w sprawę poparli gremialnie inni byli i obecni zawodnicy, to przy niewielkich nakładach i zaangażowaniu prawnika, powołanie związku byłoby kwestią zaledwie paru tygodni. Jeśli jednak całe "działania" zawodników ograniczą się ponownie jedynie do delikatnego napomykania, że by się coś takiego przydało i oczekiwania, że samo się zrobi – to znowu nic z tego nie będzie – a szkoda. Zatem powodzenia, a Skórze życzę konsekwencji w działaniu, nie tylko gadaniu, przy okazji dołączając się do jubileuszowych gratulacji, z nadzieją, że w żużlu pojawi się więcej równie "kolorowych" facetów z fantazją.
Przejechałem się niedawno dość mocno po tarnowskiej Unii, w związku z wydarzeniami przed meczem z Zielonką, za co wielu tamtejszych fanów przejechało się po mnie na forum. Nadal uważam, że jeśli ktoś tuż po deszczu lub w czasie opadów bronuje tor, to nie po to, by go osuszyć lecz wręcz odwrotnie, a gdy potem odpowiada mu jedynie termin totalnie nie do zaakceptowania przez rywala, to jest to przekręt, który powinien być solidnie ukarany. Niedawno czytałem o sytuacji, gdy na przejściu dla pieszych przed szpitalem zasłabła kobieta. Nikt ze szpitala nie wysunął nosa by udzielić pomocy! Zadzwonili po karetkę i ta po kilkunastu minutach, pokonując przedtem sporą odległość, przyjechała na miejsce, by przenieść kobietę do izby przyjęć szpitala. Dlaczego? Bo tylko w ten sposób NFZ zapłacił i szpitalowi i pogotowiu, gdyby pomocy ze szpitala udzielono na ulicy, NFZ nie dał by za to kasy. To dopiero chore, prawda? W tym przypadku, na szczęście, poszkodowana przeżyła, choć tych kilkanaście minut mogło być decydujące dla Jej losów. Podobnie w Tarnowie, sprawiedliwości stało się zadość, bo Zielona powtórkę mimo wszystko, wygrała. Ktoś powie, że to załatwia sprawę. Otóż nie. A gdzie w tym wszystkim zdrowy rozsądek i zwykłe poczucie sprawiedliwości i przyzwoitości? Ostatnia kolejka pokazała zaś, że do wygrania zawodów nie potrzeba pomagać szczęściu, a wystarczy dobrze się przygotować i trafić na "dzień konia", któregoś z zawodników. Za ten niewątpliwy i mimo wszystko niespodziewany, sukces w meczu z Atlasem – czapki z głów.
Imponuje mi to co dzieje się w Ostrowie. Po ubiegłorocznych niechlubnych wydarzeniach w Ostrowie z pokorą przyjęli sankcje i zamiast narzekać, jęczeć i zlikwidować klub – wzięli się do roboty i to jak! Trudno będzie Intarowi awansować do elity już w tym roku, szczególnie po dla nich bolesnej i kto wie czy nie kluczowej, wpadce w Grudziądzu (co mnie akurat uczciwie mówiąc nie zmartwiło, bo "moi" wygrali – byłbym hipokrytą udając, że jest inaczej), jednak nie sposób nie zauważyć i nie docenić tego, co ekipa z Wielkopolski przygotowuje na Łańcuch Herbowy. Różne były koleje tego Turnieju. Różne były czasy dla Ostrovii i różna obsada zawodów. Jednak Turniej przetrwał i dziś, dzięki zespołowi Janusza Stefańskiego świeci nowym blaskiem. Widać, że w Ostrowie pracują pasjonaci, którzy nie tylko maja pomysły i fantazję, ale też potrafią swoje marzenia realizować. Rozmachu mogą się od nich uczyć organizatorzy większości rund GP. Swoje nagrzeszyli, cierpią za to sportowo do dziś, ale udowadniają, że jedna czarna owca i to z importu, nie jest w stanie ostatecznie zniszczyć zapału i profesjonalizmu uczciwych działaczy. Wielkie uznanie i szacunek! Wierzę, że również cele sportowe już niebawem uda się zrealizować, a wtedy spełnią się marzenia kibiców Intaru. Dopingujcie, pomagajcie, nie opuszczajcie drużyny w trudnych momentach, a być może sukces przyjdzie wcześniej niż się spodziewacie, wszak sezon jeszcze trwa i wiele może się wydarzyć.
Przemysław Sierakowski