Nowe wraca, czyli związek zawodowy żużlowców

Przy okazji niedawnej rozmowy przed kamerą Polsatu Sport powrócił, ustami Adama Skórnickiego, wątek powołania do życia związku zawodowego żużlowców. Temat nie jest ani odkrywczy, ani też nowy, ale warto do niego wracać, bo takowy stwór nie tylko od dawna istnieje na Wyspach, ale też powinien funkcjonować u nas.

Przymiarki do powołania tego swoistego samorządu zawodników czynione były już kilka razy, wciąż jednak bezskutecznie. Mówiono o związku gdy pojawił się w Lublinie Hans Nielsen, bo wspomniał o tym przy okazji dyskusji nt. preparowania torów. Mówiono o potrzebie stworzenia reprezentacji zawodników jako Partnera do rozmów z PZMot przy okazji wprowadzania zmian w przepisach (m.in. KSM , reorganizacja rozgrywek – podział na trzy ligi, zasady występów w kadrze, wykluczenie do końca zawodów, układanie kalendarza, przepisy o wypożyczeniach w trakcie sezonu itp.), wciąż jednak całe to majstrowanie przy żużlu odbywa się z pominięciem głosu – silnego i jednobrzmiącego – najbardziej zainteresowanych, a więc samych żużlowców. Wątek ten pojawiał się też zwykle, gdy dochodziło do poważnej kontuzji, kończącej karierę któregoś ze znanych zawodników lub gdy ktoś z centrali nagle odkrywał, że były reprezentant żyje dziś w nędzy, gdyż ośmielił się poprosić PZMot o zapomogę i powstał problem co z tym fantem począć. O związku dyskutowano również przy okazji tworzenia Fundacji Gloria Victis, która statutowo miała pomagać sportowcom ciężko doświadczonym przez los i to nie tylko tym z pierwszych stron gazet, lecz także, a wręcz przede wszystkim, tym szarym, nieznanym, często zagubionym ludziom, którzy nie zrobili wielkich karier, a przez uprawianie sportu stracili zdrowie. Dotąd niestety z tych wszystkich podejść i przymiarek w zasadzie nic konkretnego nie wynikło, a szkoda, tym bardziej więc cieszy, że sprawa wraca. Skóra przez niektórych, głównie tych przywiązanych krawatami do przeświadczenia o swojej wyższości, mądrości i nieomylności jest postrzegany jako zabawny czasami, ale niepoważny luzak. Nic bardziej błędnego! Adam ma bodaj najzdrowsze podejście do swojej profesji wśród zawodników o określonej marce, a do tego jest niezwykle spostrzegawczy i inteligentny. Gdyby to On został szefem owego związku, to z pewnością kilka tłustawych tyłków w Warszawce musiano by odessać od stołków, a w "ciuch-budzie" pojawiłaby się świeża dostawa używanych garniturków. I pewnie ci którzy starają się traktować Skórę jak niegroźnego wariata, zdają sobie z tego sprawę, że to trudny, bo bystry i stanowczy kiedy trzeba, negocjator, stąd próbują póki można, bagatelizować problem i człowieka. Jednak gdyby do działań Adama włączyli się konsekwentnie m.in. najbardziej obecnie medialni Cegła i Mirek Kowalik, wsparł by pomysł, choćby publicznie go popierając Tomek

Gollob, a w sprawę poparli gremialnie inni byli i obecni zawodnicy, to przy niewielkich nakładach i zaangażowaniu prawnika, powołanie związku byłoby kwestią zaledwie paru tygodni. Jeśli jednak całe "działania" zawodników ograniczą się ponownie jedynie do delikatnego napomykania, że by się coś takiego przydało i oczekiwania, że samo się zrobi – to znowu nic z tego nie będzie – a szkoda. Zatem powodzenia, a Skórze życzę konsekwencji w działaniu, nie tylko gadaniu, przy okazji dołączając się do jubileuszowych gratulacji, z nadzieją, że w żużlu pojawi się więcej równie "kolorowych" facetów z fantazją.

Przejechałem się niedawno dość mocno po tarnowskiej Unii, w związku z wydarzeniami przed meczem z Zielonką, za co wielu tamtejszych fanów przejechało się po mnie na forum. Nadal uważam, że jeśli ktoś tuż po deszczu lub w czasie opadów bronuje tor, to nie po to, by go osuszyć lecz wręcz odwrotnie, a gdy potem odpowiada mu jedynie termin totalnie nie do zaakceptowania przez rywala, to jest to przekręt, który powinien być solidnie ukarany. Niedawno czytałem o sytuacji, gdy na przejściu dla pieszych przed szpitalem zasłabła kobieta. Nikt ze szpitala nie wysunął nosa by udzielić pomocy! Zadzwonili po karetkę i ta po kilkunastu minutach, pokonując przedtem sporą odległość, przyjechała na miejsce, by przenieść kobietę do izby przyjęć szpitala. Dlaczego? Bo tylko w ten sposób NFZ zapłacił i szpitalowi i pogotowiu, gdyby pomocy ze szpitala udzielono na ulicy, NFZ nie dał by za to kasy. To dopiero chore, prawda? W tym przypadku, na szczęście, poszkodowana przeżyła, choć tych kilkanaście minut mogło być decydujące dla Jej losów. Podobnie w Tarnowie, sprawiedliwości stało się zadość, bo Zielona powtórkę mimo wszystko, wygrała. Ktoś powie, że to załatwia sprawę. Otóż nie. A gdzie w tym wszystkim zdrowy rozsądek i zwykłe poczucie sprawiedliwości i przyzwoitości? Ostatnia kolejka pokazała zaś, że do wygrania zawodów nie potrzeba pomagać szczęściu, a wystarczy dobrze się przygotować i trafić na "dzień konia", któregoś z zawodników. Za ten niewątpliwy i mimo wszystko niespodziewany, sukces w meczu z Atlasem – czapki z głów.

Imponuje mi to co dzieje się w Ostrowie. Po ubiegłorocznych niechlubnych wydarzeniach w Ostrowie z pokorą przyjęli sankcje i zamiast narzekać, jęczeć i zlikwidować klub – wzięli się do roboty i to jak! Trudno będzie Intarowi awansować do elity już w tym roku, szczególnie po dla nich bolesnej i kto wie czy nie kluczowej, wpadce w Grudziądzu (co mnie akurat uczciwie mówiąc nie zmartwiło, bo "moi" wygrali – byłbym hipokrytą udając, że jest inaczej), jednak nie sposób nie zauważyć i nie docenić tego, co ekipa z Wielkopolski przygotowuje na Łańcuch Herbowy. Różne były koleje tego Turnieju. Różne były czasy dla Ostrovii i różna obsada zawodów. Jednak Turniej przetrwał i dziś, dzięki zespołowi Janusza Stefańskiego świeci nowym blaskiem. Widać, że w Ostrowie pracują pasjonaci, którzy nie tylko maja pomysły i fantazję, ale też potrafią swoje marzenia realizować. Rozmachu mogą się od nich uczyć organizatorzy większości rund GP. Swoje nagrzeszyli, cierpią za to sportowo do dziś, ale udowadniają, że jedna czarna owca i to z importu, nie jest w stanie ostatecznie zniszczyć zapału i profesjonalizmu uczciwych działaczy. Wielkie uznanie i szacunek! Wierzę, że również cele sportowe już niebawem uda się zrealizować, a wtedy spełnią się marzenia kibiców Intaru. Dopingujcie, pomagajcie, nie opuszczajcie drużyny w trudnych momentach, a być może sukces przyjdzie wcześniej niż się spodziewacie, wszak sezon jeszcze trwa i wiele może się wydarzyć.

Przemysław Sierakowski

Komentarze (0)