Chciałbym, aby Rafał był bohaterem swojego życia - rozmowa z Marianem Maślanką, prezesem Włókniarza Częstochowa

Włókniarz Częstochowa miał być dostarczycielem punktów dla ekstraligowych drużyn i pogrążony w definitywnym dołku snuć plany na powrót do elity w przyszłości. Tymczasem Lwy prezentują się całkiem nieźle i mają na swoim koncie dwa ligowe zwycięstwa. Tuż po wygranej z Betardem WTS-em Wrocław chwilę na rozmowę poświęcił nam prezes biało-zielonych, Marian Maślanka. Opowiedział w niej m.in. o samym spotkaniu, celach marketingowych oraz fenomenalnym tego dnia Rafale Szombierskim.

Mateusz Makuch: Panie prezesie, pański komentarz po dzisiejszym spotkaniu.

Marian Maślanka: Bardzo trudne, nerwowe zawody, ciężkie od początku, z wieloma niewiadomymi. Pierwszym czynnikiem była pogoda i zastanawialiśmy się czy uda nam się odjechać ten mecz, czy też nie. Z powodu aury tor był też inny niż planowaliśmy, twardszy niż zwykle. Zawodnicy odbyli o godzinie 13 szybko trening, aby przystosować się do nawierzchni. Nie wszystko do końca się udało. Holta stracił na przykład na tym treningu najlepszy silnik. W pierwszym swoim biegu natomiast, wszyscy widzieli, kolejny silnik został spisany na straty. Później skorzystał z dwóch rezerwowych, robił na nich co mógł.

Rozumiem, że stąd słabsza dyspozycja Holty, po którym spodziewano się zdecydowanie więcej.

- Jak najbardziej tak. Dodatkowo poniżej oczekiwań spisał się również Lewis Bridger. On przywiózł z Anglii jakiś nowy, super zapłon. Wstawił go w najlepszy swój motocykl, ale to wszystko nie zagrało tak, jak należy. Motocykl był za mocny na ten tor, może nadawałby się na bardziej przyczepnym. Dzisiaj tor był jednak zupełnie inny i niestety Bridger nie mógł się odpowiednio przystosować do niego. Na koniec przesiadł się na drugi motocykl. Lepiej szło, ale punktów więcej nie zdołał zdobyć. W ten sposób to wszystko nam uciekało. Drużyna wrocławska natomiast miała w każdym biegu dobrego jeźdźca.

Na dodatek we wrocławskiej ekipie bardzo dobrze pojechał Daniel Jeleniewski, pod koniec przebudził się również Leon Madsen, a epizodycznie z powodzeniem pojechał także Denis Andersson.

- W związku z tym było bardzo nerwowo do samego końca. Cieszę się jednak, że ponownie, tak jak w meczu z Bydgoszczą, wytrzymaliśmy i z "happy endem" kończymy kolejne zawody, myślę, że znowu emocjonujące dla kibiców, których szanuję za to, że przyszli.

Zostańmy przy temacie kibiców. Jest pan zadowolony z frekwencji na stadionie podczas tego spotkania?

- Nie mogę być ja i klub zadowolony, jeśli na mecz przychodzi pięć czy sześć tysięcy kibiców. Należy jednak pamiętać, że warunki były dzisiaj trudne. Deszcz do końca wstrzymywał wszystkich, na pewno wielu przez to zrezygnowało z pójścia na ten mecz. Powtórzę raz jeszcze: szanuję tych, którzy przybyli. Liczę jednak, że na nasz czerwcowy maraton żużlowy przyjdzie zdecydowanie więcej fanów.

Właśnie, nawiązując do wspomnianego przez pana żużlowego maratonu. Wyszliście jako klub z ciekawą ofertą dla kibiców. Karnet normalny na te mecze to koszt 60 złotych. Zatem kibic, który wybierze się na wszystkie trzy spotkania i zaopatrzy się w owy karnet, zaoszczędzi 15 złotych. Propozycja kusząca, jednak bez odpowiedniej reklamy może być mało chętnych. Myśleliście już o rozreklamowaniu tej akcji?

- Dodam jeszcze, że ze na bilecie ulgowym będzie można zaoszczędzić 10 złotych. Nawiązując do pańskiego pytania. Z reklamą ruszamy od poniedziałku. Każde zawody będą rozgrywane pod innym hasłem. Pierwszy to "Kobiety kręci żużel", którego głównym sponsorem będzie firma Yorik produkująca bieliznę damską. Będzie bardzo dużo ciekawych upominków dla pań. Kolejne spotkanie to specjalny układ dla emerytów. Po pierwsze ulgowe bilety, po drugie piwko dla nich. To w czwartek. W niedzielę to co najbardziej kręci mężczyzn. Tutaj ukłon w stronę firmy Kolter, zajmującą się produkcją broni. Będzie strzelnica, zawody strzeleckie i nagrody. W postaci… broni (śmiech). Reasumując: każdy mecz będzie miał swój podtekst. Zdajemy sobie sprawę z tego, że cały czas musi być intensywna non-stop reklama, promocja tych zawodów, bo zależy nam, aby kibice licznie przybyli.

Panie prezesie, na kilka dni przed meczem na forach internetowych pojawiła się informacja o rzekomym odwołaniu zawodów z Wrocławiem. Powodem miała być awaria systemu kanalizacyjnego…

- Powiem panu, że to jest bardzo niepokojące. To jest bardzo, bardzo złe. Pierwszy raz spotyka nas taka sytuacja…

Pan się domyśla kto za tym stoi?

- Podobno to są kibice innego klubu, którzy zaklejali w autobusach nasze plakaty promujące mecz nalepkami, że zawody są odwołane. Takie sygnały otrzymałem od częstochowskiego MPK już w piątek. Na forum internetowym jednej z gazet pojawiły się bardzo poważne informacje, że studzienki kanalizacyjne nie wytrzymały i zalało nasz tor. Czegoś takiego nigdy nie było. Jeżeli w ten sposób my w Częstochowie mamy rywalizować jako kluby to jest to ślepy zaułek, wyniszczający.

Tym bardziej, że chodzi przecież o całkiem inne dyscypliny sportowe.

- Dokładnie tak. Zupełnie o inne rzeczy chodzi. Zdecydowanie tak być nie może.

Zostawmy ten niesmaczny temat i przejdźmy do zdecydowanie milszego, który nazywa się Rafał Szombierski. To był chyba strzał w dziesiątkę. Gdy był jednak kontraktowany w przerwie zimowej, to - nie ukrywajmy - ale śmiano się z Włókniarza…

- I śmiano się ze mnie. Zresztą nie pierwszy raz. Kiedyś podobnie było, gdy dałem szansę Mariuszowi Staszewskiemu. A w tym roku z Davidssona to się nie śmiali? Co ja robię? Przecież to najgorszy zawodnik w Ekstralidze! Było dokładnie tak samo. Trzeba być na to wszystko odpornym i przygotowanym. Należy wierzyć w ludzi.

Mimo wszystko po Jonasie Davidssonie można było spodziewać się progresu formy. W przypadku Szombierskiego była to jedna wielka niewiadoma.

- Ale to był proszę pana w historii żużla jeden z największych talentów. Ja za długo w żużlu jestem, żebym o tym nie pamiętał. W podjęciu decyzji o zakontraktowaniu Rafała pomogli mi przyjaciele z Rybnika, w tym Krzysztof Mrozek, który był na dzisiejszym meczu. Oni powiedzieli mi wprost: "spróbujmy". Rafał gdzieś tam pracował w chłodniach w Niemczech, tyrał jak głupi i chyba zrozumiał, że to, co najlepiej umie robić, to jazda na żużlu.

Widać, że Rafał wziął sobie do serca to, że to może być jego ostatnia szansa na powrót do speedway’a.

- Wydaję mi się, że tak. W związku z tym wspaniały powrót. Oby tak dalej, bo jeden mecz nie załatwia niczego. Ja go tu tonuję, bo słyszę głosy, że jest bohaterem. Owszem, ale bohaterem dnia. Chciałbym, aby był bohaterem sezonu i swojego życia dzięki żużlowi. Wszystko przed nim. Ja się cieszę z takich rzeczy również. Co z tego, że przyjeżdża milioner, kasuje nas, odjeżdża i zapomina, w jakim klubie jechał. Podobnie odbudował się przecież u nas Tomek Gapiński.

Co z Taiem Woffindenem? Sprawia wrażenie zagubionego.

- Spokojnie, będziemy z nim rozmawiać. Odbudowujemy go powoli. Idzie to ku dobremu.

Na koniec pytanie o najbliższy mecz wyjazdowy w Toruniu. Wiadomo, że Włókniarz nie jedzie tam wygrać, ale chyba przede wszystkim po prostu powalczyć.

- Trudny rywal, trudny tor, jedziemy powalczyć. Tak jak w Gorzowie. Ludzie muszą to zobaczyć, że potrafimy jechać. Najważniejsze żeby drużyna pokazała charakter. A może się coś uda?

Komentarze (0)