Jestem twardzielem – rozmowa z Nickim Pedersenem, aktualnym mistrzem świata na żużlu

Nicki Pedersen to od ponad roku niewątpliwie najszybszy żużlowiec na świecie. To z pewnością również jedna z najbardziej kontrowersyjnych postaci światka żużlowego ostatnich lat. Mistrz świata w rozmowie z serwisem SportoweFakty.pl przyznaje się, że zapracował na miano czarnego charakteru światowych torów. Pedersen podkreśla jednak, że wraz z doświadczeniem stał się jeźdźcem przewidywalnym i - co ważne - szanowanym przez kolegów z elitarnego grona GP. O swoich inspiracjach, celach, charakterze, strachu, marzeniach opowiada mistrz świata, Nicki Pedersen.

Marcin Skowroński: Nicki, zarówno kibice, jak i dziennikarze znają Twoją postać doskonale. Wyobraź sobie, że spotykasz istotę z Marsa, jak się przedstawisz?

Nicki Pedersen: Jestem trzydziestojednoletnim facetem z Danii. Gdy nie siedzę na motocyklu jestem zupełnie wyluzowany, lubię spędzać czas z rodziną, odprężyć się. Lubię odpocząć od speedwaya. Jednak gdy zakładam kask, wyjeżdżam na tor po to aby ścigać się z rywalami i wygrać wszystko co jest do wygrania. Gdy kończą się zawody staram się być po prostu fajnym gościem, który tak jak wszyscy stara dobrze się bawić i cieszyć życiem.

Zwykle młodzi chłopcy marzą, aby być piłkarzem, policjantem, ty wybrałeś drogę żużlowca. Co było inspiracją tej drogi?

- Inspirował mnie fakt, że żużel to wyścig trwający jedną minutę. Rywalizacja jest więc bardzo intensywna. To niesamowite uczucie – jedna minuta, cztery okrążenia, gdzie mogę dać z siebie wszystko. Inspiracją była również legendarna duńska potęga żużlowa reprezentowana przez Erika Gundersena, Hansa Nielsena, Jana Pedersena. To oni właśnie inspirowali moją karierę. Oczywiście gdy byłem małym chłopcem marzyłem, aby być policjantem czy strażakiem. Jednak już w wieku 10-11 lat wiedziałem, że w życiu chcę zostać żużlowcem.

To właśnie wtedy największe triumfy padały łupem Duńczyków. Zapewne pamiętasz duńskie podium w Vojens w roku 1988. Kto był Twoim ulubieńcem – Gundersen czy Nielsen?

- Nie znałem Eryka za czasów gdy jeszcze jeździł na żużlu. Później natomiast zdążyłem pojeździć trochę u boku Hansa Nielsena. Tak, więc nauczyłem się więcej od Hansa niż od Eryka. Eryk był z kolei managerem mojego zespołu. To dwa zupełnie różne charaktery. Obaj byli wspaniałymi żużlowcami.

W jaki sposób początki Twojej kariery miały wpływ na dalsze sukcesy w gronie międzynarodowym?

- Wszystko zaczęło się od mojego brata, który był żużlowcem. Na początku to on był najlepszy w rodzinie. Dla mnie nie stanowiło problemu bycie numerem dwa. Byłem szczęśliwy, że jeżdżę na żużlu. Jednak z biegiem czasu, gdy zmieniłem styl jazdy okazało się, że jestem lepszy od brata. Mocno poczułem pragnienie wygrywania – nie wystarczała mi już druga pozycja.

Czy brat jeszcze obraca się w światku żużlowym?

- Raczej nie. Od kilku lat nie jest czynnym zawodnikiem. Obecnie jest zaangażowany w branżę motoryzacyjną.

Mówi się, że speedway to sport dla twardzieli. To z pewnością doskonała szkoła charakterów. W jaki sposób żużel ukształtował Twój charakter?

- Starałem się być twardy będąc młodym chłopakiem. Teraz również jestem twardzielem z tą różnicą, że mam o wiele więcej doświadczenia. Wierzę, że gdy jest się młodym trzeba z pełnym przekonaniem spróbować swoich sił w tym, co naprawdę Cię interesuje. Jeśli jesteś zbyt leniwy, nie masz szans na sukces gdziekolwiek będziesz próbował. W żadnym stopniu nie wstydzę się tego robiłem, gdy byłem młodszy. To właśnie tamte czasy ukształtowały mnie takiego, jaki jestem dzisiaj. Jestem z tego dumny. Dzisiaj jestem o wiele lepszym zawodnikiem, który dodatkowo potrafi w pełni kontrolować swoje poczynania.

Jakie cechy są według Ciebie kluczowe aby stać się doskonałym żużlowcem?

- Kluczem jest praca. Bardzo ważne jest, aby obierać odpowiednie cele i być na nich bezgranicznie skupionym. Musisz myśleć o speedway’u przez cały czas. Musisz nieustannie poprawiać poszczególne elementy swojego fachu. Najważniejsze są stawiane sobie samemu cele. Jeśli codziennie myślisz tylko w sposób: ok., zobaczymy jak pójdzie... nie osiągniesz niczego. Jeśli nie masz wyznaczonego celu, nie masz szans go osiągnąć. Nie wiesz dokąd zmierzasz. Ważne również to, aby czerpać radość z tego co robisz na każdym etapie kariery. Życie sportowca jest dość długie, na każdym etapie trzeba mieć inne, ale realne, cele.

Czy zatem Ty pamiętasz moment, kiedy Twoim celem stał się tytuł mistrza świata?

- Tak. To było w roku 2000. Właśnie wtedy postanowiłem sobie, że w ciągu trzech lat zostanę mistrzem świata. I dokładnie w roku 2003 stało się to faktem. To było niesamowite. Niewiarygodne. Miałem jedynie 26 lat i zostałem najlepszym żużlowcem na świecie pokonując największe sławy światowego speedway’a. To potwierdza moją teorię – musisz mieć cel. Cele powinny rozkładać się odpowiednio w czasie. Wydaje mi się, że nie warto zakładać sobie mistrzostwa świata w wieku 21 lat, bo na to nie ma szans. Każdy rok to nowe cele. Trzeba iść małymi krokami jednak cały czas naprzód.

Wspomniałeś, że nie wstydzisz się swojej przeszłości. Był jednak okres w GP gdy powodując mnóstwo upadków zapracowałeś sobie na miano czarnego charakteru w elitarnym gronie. Jak sobie radziłeś z taką metką?

- Byłem wówczas stosunkowo młody i niespecjalnie martwiłem się o to, co inny o tym sądzą. Co ważne - miałem za sobą wsparcie świetnego teamu. Oczywiście gdzieś świtała myśl, że jadę czasami za daleko, za mocno. Nie robiłem tego celowo. Nigdy nie chciałem, aby komukolwiek stała się krzywda. Chcę, aby wszyscy na torze dobrze się bawili. Teraz wiem, że wtedy byłem trochę dzikim jeźdźcem, a z drugiej strony czasami potencjał mojego sprzętu po prostu jeszcze przewyższał potencjał moich umiejętności. Tak to wyglądało kilka lat temu. Teraz zmieniłem się na tyle, że inni zawodnicy szanują mnie. Wszyscy dobrze się bawimy.

Czyli dzisiaj to już zupełnie inny Nicki Pedersen?

- Zdecydowanie tak. Jakiś czas temu byłem bardziej dziki, nieprzewidywalny. Nie zawsze miałem kontrolę nad swoimi poczynaniami. Teraz posiadam znaczny baraż doświadczeń, co sprawia, że jestem zupełnie innym zawodnikiem.

Ale czy dusza żużlowca nie powinna właśnie być tak jak mówisz dzika?

- Oczywiście, że tak. Zgadzam się w stu procentach.

Podkreślasz znaczenie odpowiednio dobranego celu, który stawiasz przed sobą jako sportowiec. To sugeruje, że dużą wagę przykładasz do przygotowań w sferze psychicznej.

- Tak to bardzo ważny obszar w życiu sportowca. Mam specjalnego trenera, z którym pracujemy nad sferą psychiki głównie w okresie zimowym. Szukamy sposobów jak docierać do odpowiednich obszarów mojej świadomości, jak koncentrować się przed zawodami, co robić po zawodach. Obecnie zbieram żniwa wieloletniej pracy w tym obszarze. Niektóre rzeczy przychodzą dopiero po pewnym czasie. Trzeba wypróbować, co najlepiej działa dla ciebie. To, co pomaga mi, nie musi działać w przypadku Jasona czy Leigh. Ja cały czas próbuję różnych nowych sposobów pracy nad sobą i znajduję te najlepsze.

Rozmawiając o sferze psychiki żużlowca zajrzyjmy pod Twój kask. Czy jest tam strach?

- Może to dziwne, ale nie. Oczywiście, gdy patrzę na trudny tor myślę sobie – dzisiaj musimy jechać ostrożnie. Jednak gdy jestem na torze nie myślę o niczym, koncentruję się jedynie na zwycięstwie w biegu, na tym aby dać z siebie maksimum. Jeśli wyjeżdżam na tor po tym, gdy ktoś wcześniej mnie potrącił, zupełnie nie myślę o tym. Nie zapamiętuję feralnych miejsc, pechowych łuków. Nie obciążam tym swojej głowy. Nie myślę np. tutaj muszę pojechać ostrożniej. Zawsze wyjeżdżam na tor z zupełnie czystą świadomością. Myślę o jednym: wygrać.

Czy zdradzisz nam w kilku słowach, kim są Twoi najbliżsi?

- Nie chcę zbyt dużo mówić o rodzinie. Myślę, że moje życie prywatne jak dotąd stanowi dobrze strzeżoną tajemnicę. Żużel pożera z mojego życia mnóstwo czasu i energii. Wsparcie rodziny stanowi dla mnie dużą pomoc. Zawsze mogę liczyć na rodziców, siostrę i brata. Na co dzień mieszkam w Anglii ze swoją narzeczoną. To chyba wszystkie karty, jakie ośmielę się odkryć.

Czy dwie sfery życia – sport i prywatność – w Twoim przypadku w jakikolwiek sposób przenikają się?

- Staram się, aby tak się nie działo. Gdy jeżdżę na żużlu – liczę się tylko ja i speedway. Z kolei w życiu prywatnym i rodzinnym odcinam się od speedway’a. Próbuję nawet nie rozmawiać o tym – choć nie zawsze się to udaje. Ładuję tutaj baterie, które wykorzystam później na torze.

Gdzie znajduje się dzisiaj żużel? Dokąd zmierza?

- Wydaje mi się, że kierunek jest dość wyraźny. Żużel kroczy na wschód. Najpierw była Polska, która potrafi organizować wspaniałe imprezy, gdzie oglądają nas tysiące fanów. Obecnie być może zaczyna się era popularności żużla w Rosji. Myślę, że w przyszłości speedway znajdzie się jeszcze dalej – gdzieś w Azji. Zresztą w rozmowach nad przyszłością GP już dziś rozważa się azjatyckie lokalizacje.

O czym marzy aktualny mistrz świata?

- Trudno mieć ogromne marzenia, gdy te najważniejsze już się spełniły. Jednak cały czas stawiam przed sobą kolejne cele. Obecnie mam przed sobą cztery – pięć lat na torach żużlowych. W tym czasie mam zamiar dobrze się bawić. Po drodze zobaczę jak dużo jeszcze uda mi się zdobyć. Mam nadzieję, że przejdę przez ten okres w dobrej formie oraz w pełni zdrowia.

Komentarze (0)