Piotr Żyto: Powiedziałem nieprawdę po meczu we Wrocławiu

We wtorek w siedzibie Zielonogórskiego Klubu Żużlowego odbyła się konferencja prasowa, na której wyjaśniono powody zawieszenia trenera Piotra Żyto. Okazało się, że szkoleniowiec nie dostał słynnego już SMS-a, o którym powiedział po meczu we Wrocławiu. Nie wiadomo jeszcze, jak długo trener nie będzie prowadzić drużyny Falubazu.

- Wiem, że wszyscy oczekiwali ode mnie komentarza do ostatniej sytuacji i wydarzeń, które miały miejsce. Jestem w trochę niezręcznej sytuacji, bo muszę udowadniać coś, czego nie byłem autorem ani inicjatorem. Niestety stało się, jak się stało i ocena należy do wszystkich, którym na sercu leży dobro tego klubu. Nie chciałbym prostować czegokolwiek jeżeli chodzi o moją osobę i moje nazwisko. Chciałbym podkreślić, że sytuacja, do której doszło to nie jest moja prywatna animozja, ani żal, ani to, że życie jest na tyle okrutne, że po finale człowieka noszą na rękach, a potem szybko można z tego wysokiego konia spaść - powiedział na konferencji prasowej w siedzibie ZKŻ-u prezes klubu spod znaku Myszki Miki, Robert Dowhan.

- Sytuacja nasza narastała po finale w 2009 roku, kiedy byliśmy wszyscy szczęśliwi, ale zapomniano, że finał nie odbył się w planowanym terminie. Złożyło się na to wiele czynników i nie chciałbym tutaj nikogo obarczać winą za to wszystko, ale chciałbym o tym powiedzieć, bo jest to coś, co siedzi w mojej głowie. Przede wszystkim to, że bardzo mocno straciliśmy finansowo, bo była to kwota kilkuset tysięcy złotych, a ponadto naraziliśmy się na różne, dziwne komentarze w całej Polsce na temat profesjonalnego przygotowania nawierzchni toru na finał, na który czekaliśmy przecież 18 lat. Kolejną rzeczą, która dotyczy już sezonu 2010, jest postawa całej drużyny, która od początku nie spisywała się tak, jak na to liczyliśmy. Oczywiście, zaszły zmiany. Między innymi opuścił drużynę Grzegorz Walasek, ale w to miejsce został zakontraktowany Greg Hancock. Miejsce juniora opuścił Grzesiu Zengota, wszedł w to miejsce Patryk Dudek. To zmiany - niby kosmetyczne - ale jednak dość poważne w składzie. Wszystkie rzeczy, z którymi się borykaliśmy od początku roku, a więc brak toru i tak dalej można było jeszcze usprawiedliwiać na początku sezonu. Natomiast kiedy mamy za sobą dziesięć spotkań, a drużyna ma 6 punktów w tabeli, to naprawdę wynik drużyny jest daleki od oczekiwań moich, sponsorów, czy kibiców i mediów - kontynuował prezes.

- Chciałbym jeszcze dodać, że na decyzję o zawieszeniu trenera, którą podjąłem, złożyła się sytuacja, która miała miejsce po meczu ostatnim z Unibaksem Toruń, kiedy trener razem z zawodnikami wyszedł do kibiców. Zawsze namawiałem na taką reakcję, obojętnie jaki będzie wynik, aby podziękować kibicom za gorący doping i przybycie na stadion czy w Zielonej Górze, czy też w każdym innym mieście, gdzie startujemy. W tym czasie nie dopilnowano jednak rzeczy związanych z prawidłowym zakończeniem zawodów. Mechanik jednego z zawodników wyprowadził motocykl. Gdyby nie duża różnica punktów, można byłoby ten mecz przegrać bardzo frajersko. Odejmując punkty zawodnika mogliśmy stracić dwa duże punkty w tabeli i punkt bonusowy.

- Chciałbym przy trenerze, żeby nie było żadnych niedomówień, podkreślić państwu, że nigdy nie wtrącałem się do składu drużyny. Do zestawiania par i zmian taktycznych, czy do rzeczy związanych z prowadzeniem drużyny. Wszystko to jest w gestii trenera i nasza współpraca w tej materii zawsze układała się bardzo dobrze. Czułem się oczywiście w obowiązku przyglądania się, jak wygląda skład drużyny, w jakim składzie pojedziemy na mecz, kto przyjeżdża na treningi i jak to wszystko jest prowadzone, ale jako prezes zarządu również nad tym sprawuję opiekę. Chciałbym więc być o tych rzeczach informowany. W sposób zdecydowany chciałbym państwu powiedzieć, że nigdy w swojej historii nie wpływałem na rzeczy związane z przygotowaniem zawodników do meczu, z ustawianiem par, czy przypisywaniem tego czy innego zawodnika do określonego numeru startowego - ciągnął.

- Chciałbym też wypowiedzieć się na temat Grzesia Zengoty i Nielsa Kristiana Iversena. To były dwa nazwiska, nad którymi się zastanawialiśmy na początku sezonu, który z nich powinien zostać. Praktycznie przesądzona była decyzja o tym, że jeden z tych zawodników musi opuścić szeregi klubu. Po pierwsze wynikało to z sytuacji finansowej, bo to zawsze bardzo dużo kosztuje i trzeba na to patrzeć, a po drugie zawodnicy mówią o niezręcznej sytuacji, kiedy ciąży na nich bagaż dodatkowego zawodnika. Kiedy przegraliśmy pierwszy mecz w Tarnowie i pojechał tam Grzegorz Zengota, usiedliśmy z trenerem i to była pierwsza nasza taka rozmowa na temat zawodnika i jego przyszłości. Uznaliśmy wspólnie, że Iversen pojedzie do Torunia, że nie zostanie wypożyczony i że trzeba mieć jednego zawodnika dodatkowo, a takiego dodatkowego zawodnika chyba z tego co wiem nie ma żaden klub ekstraligowy. To nie jest tylko dodatkowe miejsce na ławce rezerwowych, ale też są to wydatki związane z utrzymaniem takiego zawodnika. Jest to też pokłosie tego, co się stało w sezonie 2009, a więc realne przyczynienie się do zdobycia tytułu Drużynowego Mistrza Polski, bo jednak myślę, że bez Iversena, ciężko by było nam go zdobyć. Nie chcieliśmy tutaj szafować jego nazwiskiem, odsyłać chłopaka. Postanowiliśmy wspólnie, że damy mu szansę i myślę, że tę szansę jeszcze wykorzysta w tym sezonie. Z drugiej strony mamy zabezpieczenie, bo w tym sporcie różnie bywa. Mamy przypadki kontuzji i inne zdarzenia losowe, więc myślę, że patrząc nawet na ostatni występ, jego rola tutaj będzie znacząca.

- Jeżeli chodzi o słynnego SMS-a, jak powiedziałem do państwa w cichych komentarzach, chociaż wiecie, że nie zabierałem głosu, chciałbym powiedzieć jeszcze raz patrząc na trenera i na was: ja żadnego SMS-a o takiej treści do trenera nie wysłałem w trakcie zawodów. Oczywiście, rozmawialiśmy w formie elektronicznej jeżeli chodzi o SMS-y, ale przed zawodami. Po raz pierwszy od wielu lat nie mogłem uczestniczyć w meczu wyjazdowym. Byłem na urlopie, do którego mam prawo, jak każdy z państwa i nikt mi tego prawa nie będzie odbierał, ani nakazywał, że mam być w tym momencie czy tu, czy tam. Rozmawialiśmy i była to rozmowa motywująca, której przebieg mogę państwu oczywiście powiedzieć. Dotyczyła ona przygotowania zawodników, obejrzenia toru, zrobienia odprawy, sprawdzenia przełożeń, a więc tych wszystkich rzeczy, które zawsze trener robi. Takie SMS-y wysłałem do wszystkich chłopaków z drużyny, a do zawodników zagranicznych jednego z chłopaków poprosiłem, aby wysłał podobne. Były to SMS-y mówiące o tym, aby byli drużyną, aby sprawdzili każdy metr toru, aby nie było problemu jak komuś nawali motocykl, żeby sobie pożyczać. Jest to wszystko, czego dotyczyła moja rozmowa z trenerem i zawodnikami - oświadczył prezes.

- Oczywiście w trakcie spotkania byłem na łączach z kierownictwem drużyny i słuchałem przekazu na żywo z meczu we Wrocławiu w jednej ze stacji radiowych. Jako prezes klubu i człowiek, który przez wiele lat angażował się tutaj bardzo mocno w całą działalność, mam prawo do zdenerwowania, do swoich emocji i do tego, aby rozmawiać z osobami funkcyjnymi na temat przebiegu całego spotkania. Wcale nie unikam odpowiedzialności, że w rozmowie z osobą funkcyjną, która to rozmowa nie ma żadnego wpływu na decyzję trenera, padła mojej strony sugestia, że wobec słabej postawy kilku zawodników, a więc zerowego dorobku Grzesia Zengoty i niewiele lepszego dorobku Fredrika Lindgrena, czy Rafała Dobruckiego, kiedy są biegi nominowane, a więc czternasty wyścig i można wystawić każdego zawodnika, zasugerowałem, że można postawić na młodzież, aby się objeżdżała, a więc Patryka Dudka, który akurat sobie w tym meczu zasłużył, żeby jechać w czternastym biegu i na Łukasza Sówkę. Miałoby to pokazać chłopakom, którzy powinni ciągnąć wynik, że nie zasłużyli i mogą sobie odpocząć. I tylko tyle. Co by zrobił trener, zresztą było to już po dwunastym czy trzynastym biegu, jego decyzja nie byłaby przeze mnie komentowana tak, jak nie była po meczu w Lesznie, kiedy po kilku biegach, bodaj dziewięciu, nie pamiętam, żeby wyjść z twarzą trener zaczął robić zmiany taktyczne i obroniliśmy w miarę pozytywny wynik, co oczywiście nie przełożyło się na rezultat w tabeli. Wszystkich interesuje tabela, a nie przegrywane do 44 mecze i spadek z ligi.

- W kwestii wyjaśnienia chciałem przytoczyć państwu mój tok rozumowania. Jeśli państwo się z nim nie zgadzają, jest to państwa ocena. Ja muszę też patrzeć na to, co dzieje się wewnątrz klubu i co się dzieję z drużyną w sezonie 2010. Jako prezes klubu muszę też myśleć do przodu i patrzeć na to, co będzie się działo za rok, za dwa, za trzy. Nawet jeżeli nie zostało to zrozumiane, lub źle przekazane, to już jest decyzja, czy wina osób, które w tym uczestniczyły - podsumował Robert Dowhan.

Po prezesie głos zabrał zawieszony trener Falubazu.

- Ustosunkuję się do tego, co pan prezes powiedział. Zacznę może od tego, że rzeczywiście do tej pory współpraca była wzorowa i prezes nigdy nie wtrącał się do składu. Raz tylko zasugerował, że może odstawimy Dobruckiego. Nie zgodziłem się z tym i nie miał pretensji. Rafał pojechał i zrobił punkty. W pozostałych rzeczach zawsze było tak, że miałem możliwość decydowania i sam decydowałem o tym, kto ma jechać. Co do SMS-a. Dostałem takiego, jak prezes powiedział. Mam go jeszcze. Było tam napisane, żeby zmobilizować drużynę, wziąć ją w ryzy i tak dalej, żebyśmy po prostu ten mecz pojechali dobrze - zaczął Piotr Żyto.

- Chciałem powiedzieć, że jest nieprawdą, że dostałem SMS-a od prezesa w trakcie meczu odnośnie tego, że mam nie robić zmian taktycznych. Była to korespondencja z moimi kolegami, dlatego przepraszam, że wprowadziłem w błąd kibiców i media, że ja dostałem takiego SMS-a. Nic takiego nie miało miejsca. Podczas zawodów zrobiłem te zmiany, które miałem zrobić. Pojechali Hancock i Protasiewicz, w nagrodę za dobry występ. Na konferencji prasowej po meczu we Wrocławiu powiedziałem o tym SMS-ie. Informacja o tym została mi przekazana po którymś tam wyścigu. Przeszedłem nad nią w trakcie zawodów do porządku, że robimy swoje, tak jak zawsze to było. Na konferencji prasowej nie wytrzymałem, bo drużyna nie jechała tak, jak oczekujemy. Nie robili punktów ci, co mieli robić. To wszystko się skumulowało i sam się po prostu uniosłem niepotrzebnie i narobiłem sobie biedy, bo sam wmanipulowałem się w to wszystko. Nie tak to powinno wyglądać i nie nie było to wobec moich współpracowników działaniem specjalnym, żeby mnie w coś wmanipulować. Tak to wyglądało. Odnoszę wrażenie, że po prostu zbyt dużo emocji, rozmów na konferencji i tak od słowa do słowa człowiek niepotrzebnie się denerwuje i wychodzi z tego wielki bałagan - kontynuował szkoleniowiec.

- Na tej konferencji na początku powiedziałem, że przegraliśmy i to było wszystko. Nie chciałem się w ogóle motać w cokolwiek i do tej pory tak też było. Uważam, że to był mój wielki błąd, bo takie sprawy załatwia się wyłącznie między nami w klubie. Nie powinno to wyjść na światło dzienne. Mam nadzieję, że taka moja wypowiedź państwa satysfakcjonuje.

- Chciałbym wrócić do kibiców, do tego, co działo się na ostatnim meczu. Był wielki napis o Tomku Karolaku. Akurat wydaje mi się, że to nie o tę osobę chodzi. Tomek przyjeżdża na mecze i jest z nami. Klub z tego co wiem nie płaci mu żadnych pieniędzy, żeby przyjeżdżał. On się po prostu z naszym klubem utożsamia, czego dowodem był program w Polsacie, podczas którego ubrał kask i plastron, co dla jednych było śmieszne, a dla drugich była to fajna sprawa, że Falubaz jest pokazywany i jest to promocja naszej drużyny. Uważam, że to przysporzyło więcej biedy niż pożytku. Mam nadzieję, że wszystko to już zakończymy: sprawę tych SMS-ów i tak dalej. Dla dobra drużyny trzeba to zakończyć, odciąć się od tego. Jak będzie dalej, tego nie wiem. Wszystko w rękach pana prezesa. Takie jest moje oficjalne stanowisko - stwierdził Żyto.

- Nie dostałem osobiście SMS-a. Tak mi powiedzieli moi współpracownicy. Nie wiem, nie widziałem tego SMS-a w trakcie zawodów. Nie mam go na telefonie. Mam tylko tego SMS-a, który przyszedł wcześniej, przed meczem. Na telefonie mają go moi współpracownicy, nie ja. Nie dostałem od prezesa takiego SMS-a, bo go po prostu nie mam. Dostałem jedynie wiadomość podczas zawodów, że słuchaj, prezes mówi nie róbmy taktycznych. Było to już po tych dwóch wyścigach, gdzie taktyczne poszły. Nie mam tego SMS-a i przyznałem się, że powiedziałem nieprawdę na konferencji we Wrocławiu - podkreślił trener.

W drugiej części konferencji prasowej prezes Robert Dowhan skrytykował poczynania jednego z bardziej znanych zielonogórskich dziennikarzy. Włodarz stwierdził, że żurnalistom zdarza się pisać bzdury i snuć insynuacje nie mające wiele wspólnego z prawdą. Prezes powiedział również, że wbrew temu, co zasugerowali ostatnio kibice, nie poddał się i walczy do końca. Dlatego też wystawia najsilniejszy skład. Gdyby się poddał - udowadniał - do końca sezonu jechałby już młodymi zawodnikami i nie powoływał pod broń zagranicznych żużlowców. Celem klubu jest udział w finale. I tyczy się to nie tylko sezonu 2010, ale i kolejnych.

- Żeby rozwiać wszelkie wątpliwości: SMS-y, które zostały wysłane przez Roberta Dowhana, były wyłącznie do kierownika drużyny Piotra Kuźniaka i Jacka Frątczaka, który we Wrocławiu był jako wiceprezes stowarzyszenia i menedżer drużyny. Ani jednego, ani drugiego SMS-a prezes przed konferencją prasową nie widział. Nie mogło więc mieć to wpływu na to, co wydarzyło się na konferencji. Piotr Kuźniak i Jacek Frątczak to zatem jedyne dwie osoby, które dostały SMS-y od Roberta Dowhana. Trener nie widział tych SMS-ów, więc trudno, żeby mógł zacytować treść na konferencji prasowej. Zresztą większość z państwa była na tej konferencji. Ja też byłem. Pierwsza jej część była spokojna. Trener wypowiadał się bardo krótko, wypowiadał się też Greg Hancock. Przy którymś tam pytaniu nerwy puściły i pojawiło się to, co się pojawiło. I stąd też ta cała zadyma, dzisiejsza konferencja i zamieszanie, które w tej chwili mamy w klubie - oświadczył rzecznik prasowy Falubazu, Marek Jankowski.

Rzecznik powiedział ponadto, że trener zawieszony został na czas nieokreślony i na pewno nie zostanie on odwieszony w trakcie konferencji. - Jest to zawieszenie bezterminowe. Równie dobrze może skończyć się za dwa dni, jak i za dwa miesiące - stwierdził.

Robert Dowhan stanowczo zaznaczył, że jego wyjazd na wakacje był uzgodniony z pracownikami klubu, a Falubaz nie został pozostawiony samopas. Włodarz podkreślił, że rola prezesa podczas zawodów żużlowych jest jedynie reprezentacyjna, a mimo tego uczestniczy we wszystkich meczach klubu spod znaku Myszki Miki, poświęcając na to swój wolny czas. Jest to bowiem jego pasja. Jednorazowa nieobecność na meczu we Wrocławiu nie była więc niczym strasznym.

Ostatnie słowa Robert Dowhan skierował do zielonogórskich dziennikarzy. - Chciałbym zakończyć tę konferencję i poprosić państwa o jakieś głębsze przemyślenia. Wyciągnijcie wnioski z tego wszystkiego, bo wydaje mi się, że zrobiliście bardzo dużo szumu i zamieszenia na całą Polskę, a drużyna potrzebuje spokoju i wchodzi właśnie w decydującą fazę. Wszyscy poniekąd jesteśmy kibicami i wierzymy w ten klub i chciałbym, żebyśmy w to wierzyli, bo sezon tak naprawdę dopiero się rozkręca. Wszystko jest przed nami. Wierzę w to ja, wierzą w to kibice i wierzycie państwo. Bądźcie z nami na dobre i na złe - zakończył prezes.

Robert Dowhan i Piotr Żyto

Piotr Żyto

Robert Dowhan, Piotr Żyto, Marek Jankowski

Komentarze (0)