Na żużel zacząłem regularnie chodzić na początku lat 90tych. I chyba mam z tego powodu pecha... Wówczas wiadomo było, że Sam Ermolenko i bracia Gollobowie to Bydgoszcz, że Per Jonsson, Kowalik i Krzyżaniak to Toruń, Huszcza to Zielona Góra a Jankowski to Leszno. Żużlowcy wówczas reprezentowali miasto, identyfikowali się z nim i tym samym przyciągali na trybuny lokalnych patriotów. Przywiązanie do barw klubowych przeminęło jednak wraz ze zwiększającymi się pieniędzmi, którymi prezesi w pogoni za jednorocznym sukcesem zaczęli kusić co lepszych zawodników. Wówczas też od czarnego sportu zaczęli odwracać się ci, którzy w walczących na torze żużlowcach widzieli przedstawicieli swojego miasta czy miasteczka. Mówię tu głównie o kibicach, których na stadion przyprowadził dziadek czy ojciec, to oni najbardziej cenili przywiązanie do barw klubowych. Dla nich zmieniający co sezon klub Andersen czy Bjerre są jedynie wyrobnikami, a nie reprezentantami ich ulic czy osiedli. Czasy wierności klubowej jednak już bezpowrotnie minęły i nie to będzie moim głównym tematem.
Poza tym, że kiedyś trzon drużyn pozostawał niezmieniony na przestrzeni lat zawodnicy również przyzwyczaili nas (wieloletnich kibiców) do dużej dozy solidności. Gwiazdy speedwaya tamtych lat jak Hans Nielsen, Tommy Knudsen, Piotr Świst czy Antonin Kasper nie pozwalały sobie żenujące wpadki. Jakiego rodzaju gwiazdy mamy teraz? Ano Chrisa Holdera, który dzień po pięknym zwycięstwie w GP Wielkiej Brytanii na torze w Cardiff, robi zero punktów w ważnym meczu ligowym. Dla mnie, mimo iż nie jestem kibicem Aniołów jest to jak policzek. Takie zachowanie ewidentne śmianie się w twarz. To pokazywanie, że emocje kibiców i ich oczekiwania nie mają kompletnie żadnego znaczenia. Kibic sprowadzony został do roli dojnej krowy, ale niestety dla klubów kibica nie da się tak łatwo oszukać!
W ubiegłym sezonie na Motoarenie ktoś wywiesił sporej wielkości napis, skierowany do zawodników, o jakże celnej treści "Szanuj kibica swojego bo możesz nie mieć żadnego". Widać żużlowcy pracujący w Toruniu (tak, tak - pracujący) nie wzięli sobie tego do serca, bo ich tegoroczna postawa w meczach wyjazdowych po prostu ośmiesza drużynę o jakże pięknych tradycjach. Kibice jednak nie żartowali, tegoroczna frekwencja na meczach Aniołów jest jaka jest.
Tak zwany lider z miasta za miedzą - Andreas Jonsson również obniżył loty i aż przykro było patrzeć jak w meczu z Tarnowem nieporadnie ucieka przed atakującym go juniorem gości Szymonem Kiełbasą (i tylko uślizg młodzieżowca Jaskółek uchronił go przed większymi problemami). Bydgoszczanie przyzwyczajeni do sukcesów mają trudności z zaakceptowaniem "lidera", którego aby policzyć wpadki w tym sezonie nie starczy palców u obu rąk i nóg, stąd między innymi bierze się liczba kibiców jak na meczach drugiej ligi. To tylko dwóch z całej grupy zawodników, którzy teraz legitymują się głównie nazwiskiem a nie wynikami uzyskiwanymi na torach.
Za co jest uwielbiany Emil Sajfudtinov? Ano za widowiskową jazdę i atakowanie z każdego miejsca. Poza tym z jego ust nie usłyszy się jakże popularnego wyjaśnienia` o problemach sprzętowych w razie nielicznych wpadek. Gdyby w każdym meczu ligowym i w każdej rundzie Grand Prix występowali zawodnicy jeżdżący tak ambitnie jak ten młodzian z Saławatu to żużel byłby chyba najpopularniejszą dyscypliną motorową świata. Takich właśnie grajków obecnie brakuje w żużlu. W zamian mamy wspomnianego wcześniej Hansa Andersena, który legitymuje się średnią biegową w meczach wyjazdowych 1,375 i byłego IMP Grzegorza Walaska ze średnią 1,618. Celowo pisze o drużynach z kujawsko-pomorskiego, bo właśnie tutaj spadek liczby kibiców jest najbardziej widoczny (nawiasem mówiąc mecze pomiędzy Bydgoszczą i Toruniem przestałbym przestałbym nazywać derbami a proponuję za to "zmagania wyrobników pracujących w kujawsko-pomorskim"). W innych miastach nie wygląda wiele lepiej, mamy na przykład Fredrika Lindgrena czyli zawodnika z GP, który może "pochwalić" się oszałamiającą ogólną średnią 1,565 czy Krzysztofa Kasprzaka, ze średnią 1,644.
Gdzie im do zawodników sprzed lat? Nawet trzykrotny mistrz świata Jason Crump czasami jest na motocyklu agresywny niczym wściekły doberman a innym razem niczym zdenerwowany pudel. Fakt, że jego może tłumaczyć kontuzja z ubiegłego sezonu. Taką to już mamy ligę, że o sile drużyn stanowią podstarzali panowie, dbający o swe kości a na młodych wilków już nie starcza pieniędzy.
Drodzy żużlowcy, coraz więcej fanów postrzega Was jako przepłacanych wyrobników, nie mających szacunku dla kibica. Często nie jesteście warci 1/4 ceny, którą obiecują wam w listopadzie i grudniu prezesi klubów. Kwota jaka 5 lat temu starczała dla utrzymania klubu w całym sezonie teraz starcza na dwóch, może przy odrobinie szczęścia trzech zawodników, to chyba wymownie starczy o tym jak bardzo włodarze klubów prześcigają się w podbijaniu stawek.
Tłumaczenie zawodników jest zawsze to samo - ekwipunek drogi, silniki drogie, utrzymanie teamu drogie itd. Wiadomo, że sprzęt jest niezwykle istotnym elementem sportu żużlowego, ale moi drodzy zawodnicy... kompletnie nie obchodzą mnie Wasze problemy sprzętowe. Po to krążycie jak sępy zimą dookoła klubów, aby mieć za co inwestować w silniki. Jeśli czołowi zawodnicy świata tłumaczą się po kolejnym fatalnym meczu, że "nie mogli się spasować" to chyba uważają mnie za kogoś ograniczonego. W takim razie ja też nie mogę spasować portfela z kasą klubową i ograniczę się do sprawdzenia wyników po meczu w gazecie lub internecie. Skoro Wy mnie ignorujecie to i ja Was będę ignorował. Skoro Wy na torze nie staracie się pokazać jak mnie cenicie to i ja nie będę się już starał wygospodarować z domowego budżetu pieniędzy na bilet.
Spadająca niemal wszędzie frekwencja i poziom zawodów wskazuje, że chyba więcej osób myśli jak ja. Cały ten żużel jest dla nas - kibiców a nie dla Was - zawodników. Jak my odejdziemy to Wy będziecie mogli ścigać się dookoła stodoły a nagrodą będzie kiełbaska z grilla i piwko a nie grube tysiące. Ja nie mam zamiaru płacić za jeżdżenie po torze, ja mogę płacić za walkę i emocję. Chcemy chleba i igrzysk a nie meczy 60:30 emocjonujących jak kolejny odcinek "Klanu".
Czasy się zmieniły, teraz mam całkiem sporo możliwości wydania pieniędzy, które zarabiam i niekoniecznie musi to być to sport, który tak uwielbiałem.
Kibic