Dariusz Momot: 250 tysięcy na już, 500 do końca sezonu

RKM ROW Rybnik miał w tym sezonie znaleźć się w pierwszej czwórce po rundzie zasadniczej, a potem włączyć się nawet do walki o ekstraligę. Z zakładanych planów wyszło jednak tyle, że Rekiny będą musiały walczyć o utrzymanie pierwszoligowego bytu. Kibice zatem będą z pewnością mieli emocje do samego końca rozgrywek, ale chyba nie o takich jednak na Śląsku marzono.

O problemach RKM ROW Rybnik wiadomo nie od dziś. Brak odpowiedniej ilości pieniędzy spowodował już absencje w meczach ligowych liderów zespołu Daniela Nermarka czy Nicolaia Klindta. Na ostatni ligowy mecz w rundzie zasadniczej rybniczanie do Daugavpils pojadą składem krajowym, a uzdolnionych juniorów wesprzeć mają Mariusz Węgrzyk oraz Ronnie Jamroży. Dla Rekinów dopiero potem zacznie się prawdziwa batalia o zachowanie pierwszoligowego bytu na sezon 2011.

Przed sezonem miało być inaczej. Miała być walka o pierwszą czwórkę, a w niej miało się ponoć dużo wydarzyć. Niestety planów tych nie udało się zrealizować. - Biorę pełną odpowiedzialność za wynik sportowy, za skład oraz decyzje taktyczne podczas naszych meczów - mówi w rozmowie z rybnickimi Nowinami manager Rekinów Dariusz Momot.

Wszystko zaczęło się od nieszczęsnego meczu z GTŻ Grudziądz w Rybniku, który był prawdziwą masakrą rybnickiego zespołu i to właśnie chyba on pokrzyżował całe tegoroczne plany, które trzeba było zweryfikować. Aktualnie pozostała walka o utrzymanie ligowego bytu oraz... o pieniądze na dokończenie sezonu. - Potrzebujemy 250 tysięcy złotych - to na dziś, a do końca sezonu na nasze potrzeby wystarczy pół miliona. Czy to są duże pieniądze? - zastanawia się Momot. - Chodzimy po firmach, przekonujemy, staramy się i nie jesteśmy w stanie takiej kasy znaleźć. Wsparcie miasta też jest niewielkie.

Czy po ostatnim meczu w sezonie 2010 Rekiny będą miały też powody do takie radości, jak po inauguracyjnym meczu z Lokomotivem Daugavpils?

Decydujące mecze w walce o utrzymanie przed rybniczanami, a kibice zastanawiają się czy na te mecze uda się zebrać optymalny skład z Nermarkiem, Klindtem, Karpowem oraz Kylmaekorpim. W takim zestawieniu rybniczanie nie powinni mieć problemów z utrzymaniem się w lidze. Co jednak gdyby czarny scenariusz się sprawdził? - Pojedziemy w drugiej lidze. Nie ukrywam, że rozmawiamy w klubie o tym i być może będzie taka konieczność - komentuje sprawę manager RKM ROW. - Wszystko zależy od pieniędzy.

W poprzednim sezonie jednym z głównych sponsorów RKM ROW Rybnik byli kibice. Ci jednak w tym sezonie w niezbyt dużej sile wypełniają rybnicki obiekt i tych pieniędzy z wpływów za bilety również brakuje. Ostatnie trzy mecze (kolejno z PSŻ Lechma Poznań, Startem Gniezno oraz Lotosem Wybrzeżem Gdańsk) obejrzało ledwie kilka tysięcy kibiców. - Kibice przestali przychodzić na stadion i nie dziwię się. Nie mamy na dziś dla nich dobrego produktu. Mamy zespół, w którym punktuje regularnie trójka zawodników - kończy Momot. - Sezon zawalili nam Polacy, czyli Węgrzyk i Jamroży. Nie pomagała nam też w tym sezonie pogoda oraz kontuzje, dlatego efekt jest taki, jaki jest.

Zawodnicy oraz zarząd RKM ROW liczą na to, że kibice w decydujących meczach sezonu 2010 ponownie wypełnią stadion przy ulicy Gliwickiej 72 w Rybniku

W Rybniku mogą się cieszyć, że w lidze polskiej startuje taki zespół, jak Speedway Miszkolc. Na Węgrzech mają ogromne problemy finansowe i nie mogą korzystać z usług swoich liderów, czyli Scotta Nichollsa czy Alesa Drymla. Kto jednak wie, jak sytuacja potoczy się po rundzie zasadniczej. Prawda jest jednak taka, że jeżeli Rekiny pojadą w swoim optymalnym zestawieniu, bez żadnych kontuzji, to utrzymanie powinno być tylko formalnością.

Komentarze (0)