Jest jedna niewiadoma - Stead czy Gollob - rozmowa z Piotrem Szymko, trenerem Speedway Polonii Piła

Ostatnie miesiące to dla trenera Piotra Szymko okres niemalże wyjęty z życiorysu. Cały swój wolny czas poświęca Speedway Polonii Piła. Jeżeli w danym dniu nie ma zawodów, czy treningu, to zajmuje się obowiązkami wiceprezesa. Specjalnie dla portalu SportoweFakty.pl zdradza jak udało mu się nakłonić do startów w Pile Jacka Golloba, a także dzięki czemu Polonia może nadal jechać w lidze.

Robert Szłapak: Jak udało się ściągnąć do Piły Jacka Golloba?

Piotr Szymko: Udało się... po prostu porozmawialiśmy w dobrym czasie. Znam Jacka od wielu lat, zna go też dobrze vice prezes Grzegorz Małuch, bo spotykali się na zawodach motocrossowych, gdzie ich synowie razem startowali. Jacek zapytał się czy może przyjechać na trening, to było dwa tygodnie temu i przyjechał z Oskarem, potem sam spróbował i postanowił pojeździć trochę. Porozmawiałem z nim, czy nie chciałby nam pomóc, o ile będzie oczywiście taka potrzeba, awansować do fazy play-off, a potem walczyć o awans.

Jego warunki finansowe pewnie nie są wygórowane...

- Przede wszystkim nie należy o tym rozmawiać, bo jest to objęte tajemnicą, ale proszę się zastanowić, jakie mogą być warunki finansowe, kiedy w klubie nie mamy w ogóle pieniędzy. Zawodnicy, którzy jeżdżą dotychczas, jeżdżą tak naprawdę za to, co uda się zebrać z meczu. Ostatnio było chyba tylko 800 osób, a więc bardzo mało. Wystarczyło na transport dla każdego, chłopacy dostali po tysiąc złotych i rozjechaliśmy się do domu. Jacek rozumie tę sytuację, startował w tym klubie i jeżeli ja uznam, że może nam pomóc, to z całą pewnością skorzystam z jego wspaniałych umiejętności. Jacek jedzie tak jak wszyscy... jeżeli dołącza do tej rodziny, którą tworzymy od początku sezonu, to przyjmuje nasze warunki. Chce nam pomóc, a jeżeli chce pomóc to nie rozmawia o pieniądzach.

W takim razie w meczu z Kolejarzem Rawicz Jacka Golloba ujrzymy w barwach Polonii?

- Niewykluczone. Mamy jeszcze w piątek trening, Jacek jest doświadczonym zawodnikiem i obecnie dopasowuje sobie sprzęt. Przywiózł na wtorkowy trening cztery silniki, w piątek przywiezie jeszcze dwa i jest szansa, że wystartuje.

Czyli sprzętowo będzie przygotowany lepiej od obecnych pilskich zawodników?

- Trudno powiedzieć. Każdy daje z siebie wszystko i oczywiście Jacek będzie się starał przygotować jak najlepiej. Nie ma braków sprzętowych i nie jest to sprzęt wyjechany tak jak nasz, ale myślę, że wspólnie będziemy sobie pomagali.

Najbliższy mecz z Kolejarzem będzie jednak dla Polonii bardzo ważny i pewnie już w tym spotkaniu będzie pan po nim sporo oczekiwał.

- Oczywiście nie będę podejmował ryzyka, jeżeli z góry założę, że będzie to najsłabsze ogniwo. Jeżeli spełni oczekiwania nasze na treningach, czyli dopasuje się do sprzętu, bo jeździć potrafi niesamowicie dobrze, to jest duża szansa, że wystartuje w niedzielę. Jest w bardzo dobrej kondycji, na treningu miał nieszczęśliwy upadek, ale dalej próbował i wszystko było OK. Chciałbym też wspomnieć, że odezwał się wczoraj manager Simona Steada. Simon również wyraża chęć startów na nieco innych warunkach - podobnych jak wszyscy. Nie wiemy jednak czy to już od dziś, czy dopiero w rundzie finałowej. Jeżeli to domówimy, to nie wykluczam jego startu.

Spodziewa się pan, że powrót Jacka Golloba może wpłynąć pozytywnie na niezbyt wysoką ostatnio frekwencję? Głośne nazwisko ma ściągnąć kibiców?

- Bardzo bym chciał, aby tak się stało. Jeżeli kibice przybędą to mam nadzieję, że dla całego zespołu, który cały sezon walczy, aby awansować do rundy finałowej, jednak jak Jacek podwoi naszą publiczność, to będziemy mu bardzo wdzięczni.

Jacek Gollob przyjeżdża na treningi z synem Oskarem. Jest szansa, że będzie on zdawał licencję w barwach pilskiego klubu?

- Tego nie wiem, ale przygotowuje się do egzaminu na jesień i myślę, że jeżeli tata zdecyduje się być tutaj, to również Oskar będzie z nim. Tak było przez ostatnie lata, kiedy Oskar startował na motocrossie, to Jacek zawsze był z nim.

Odejdźmy od tematu Golloba i wróćmy do Polonii przed którą bardzo ważny i trudny mecz z Kolejarzem Rawicz. Pewnie nie bierze pan pod uwagę innego scenariusza niż zwycięstwo?

- Wszystkie mecze mieliśmy bardzo trudne w tym roku i wszystkie chcieliśmy wygrać. Oczywiście nie zawsze się to udawało, ale zrobimy wszystko, żeby wygrać. W Rawiczu przegraliśmy trzema punktami, a byliśmy też osłabieni brakiem Andrzeja Korolewa. W tym meczu Andrzej wystąpi i pojedziemy w optymalnym zestawieniu, które w zasadzie dało nam to miejsce w tabeli i ten skład jest żelazny. Jest jedna niewiadoma - Stead czy Gollob. W piątek będziemy mogli sobie odpowiedzieć już dokładnie.

Po co właściwie Polonii ten awans do pierwszej czwórki? Są spore zadłużenia i co ta runda finałowa może dobrego dać?

- Można tak zapytać... Pogłębią się długi, zadłużenia wobec zawodników. Jeżeli jednak chłopaki chcą pojechać jak najlepiej to ja im nie mogę zabronić. To jest ambicja sportowa. Gdybyśmy założyli, że dajemy sobie spokój i pierwszego sierpnia idziemy na wakacje, to właściwie oddamy to bez walki. Już musiałem wystąpić w kilku meczach oszczędnościowym składem i bardzo to przeżywałem ja, ale też chłopacy, którzy nie mogli jechać. Obawiałem się nawet, że praca całego zespołu z całego roku pójdzie na marne tylko ze względu na finanse. Dogadałem się z chłopakami, oni zrozumieli mój ból, jakby dostosowali się do tego i postanowili walczyć do końca. Kapitan zespołu i wszyscy zawodnicy postanowili, że jadą do końca i dają z siebie wszystko. Jeżeli wynikiem sportowym nie pozyskamy większej liczby kibiców i nie pozyskamy sponsora, to będę przekonany, że ze swojej strony zrobiliśmy wszystko. Możemy pójść na łatwiznę i zrezygnować z rozgrywek, ale tak nie może być. My jako sportowcy, trenerzy, musimy działać do końca i do końca walczyć o jak najlepszy rezultat. Jak awansujemy do play-off, to nie po to, żeby odjechać sześć meczów i zrobić większe długi, ale po to, żeby walczyć o awans do I ligi.

W takim razie są obiecane jakieś środki finansowe po ewentualnym awansie do rundy finałowej, aby lepiej się do niej przygotować?

- Obiecane nic nie jest. Obietnic mieliśmy bardzo dużo i to z wielu stron. Myślę, że kiedyś o nich opowiem i jak się sezon skończy, to będzie czas na podsumowanie, rozliczenie mnie, zawodników i szczerą rozmowę. Dzisiaj wierzę, że ci ludzie, którzy coś już obiecali, spełnią obietnice i nie zostawią nas bez wsparcia. Tyle na obecną chwilę, a póki co żyjemy nadzieją, że ktoś zauważy naszą ciężką pracę i to, że mimo braków finansowych się nie cofamy i jedziemy dla tych wspaniałych kibiców oraz miasta Piły.

Ostatnio wspominał pan, że była na treningu sytuacja, w której to Piotr Świst motywował zawodników, aby mimo wszystko nadal jechali i dawali z siebie wszystko. Rola Piotra Śwista w tym, że nadal udaje się jechać, jest chyba bardzo duża?

- Oczywiście, że tak. Piotrek jest moim przyjacielem, znamy się od wielu lat i wszystko co się dzieje w klubie, to ciągniemy razem, oczywiście razem z zarządem i prezesami. Głos osoby, która ma największy wkład w tą "nową Polonię" jest nie do przecenienia. Startuje już u nas drugi sezon i zobowiązania wobec niego są największe, a mimo wszystko daje przykład, że trzeba jechać na maksa i to mobilizuje chłopaków. Może tu na marginesie powiem, bo otrzymywałem sporo pytań, dlaczego do Krosna nie pojechał Piotr Dziatkowiak. Dostał swoją szansę, to fajny zawodnik, ale nie zrozumiał do końca tego, co ta rodzina od początku robi. Wcześniej domagał się wciąż miejsca w składzie, dostawał kolejne szanse, ale nie wykorzystywał ich. Mecz z Krakowem pojechał wspaniale i wystawiłem go do Krosna, ale odmówił startu, jeżeli nie otrzyma pewnej części należności. Nie mówię o całości. Wiedząc, że w klubie nie ma pieniędzy, takiego zachowania nie mogłem tolerować. Podzieliłem się informacją z chłopakami i trudno... pojechaliśmy sami. Tomek Bajerski powiedział, że mimo, że wie, że bez niego zrobimy bonusa, to on będzie wracał z Niemiec, pojedzie do Krosna i nie weźmie za to ani złotówki. Taka postawa nam dzisiaj jest potrzebna. Jeżeli ktoś ma inne cele i nie potrafię go wkomponować w naszą drużynę, to trudno mi na nim polegać w momencie kiedy jest nam najbardziej potrzebny.

Wspomniał pan o turnieju Tomasza Bajerskiego w Niemczech, ale też inni zawodnicy Polonii jeździli na zagraniczne zawody towarzyskie. To ewenement na skalę całego kraju, żeby zawodnicy musieli jeździć po całej Europie, tylko po to, żeby zarobić na kolejny mecz w polskiej lidze...

- Rzeczywiście tak jest. Tych turniejów nie jest tak dużo, bo jadą po kilka zawodów za parę groszy, ale wtedy mają środki, żeby zakupić olej, opony, mieć na przejazd, czy posiłek w drodze. Podróżujemy bardzo duże odległości, ale nie sypiamy w hotelach, tylko gdzieś w samochodach koczujemy. Pewnie to jest jakąś tam atrakcją, bo spędzamy ze sobą więcej czasu, ale nie tak powinno to wyglądać. Nie jesteśmy wtedy w pełni wypoczęci i w stu procentach sprawni do tych zawodów. Takie są jednak nasze możliwości, ale powiedzieliśmy, że się nie poddamy i jedziemy do końca.

Wszyscy w klubie ciężko pracują, poświęcają cały swój czas, a zainteresowania ze strony sponsorów nadal brakuje i kibiców przychodzi z każdym kolejnym meczem mniej. Nie brakuje motywacji do dalszych działań?

- Czasem tak... Ręce opadają, bo my chcemy zrobić wynik. Znam budżety innych klubów drugoligowych, wiem jakie mniej więcej ponoszą nakłady, aby awansować do pierwszej ligi, a my bez pieniędzy jesteśmy o krok od pierwszej czwórki. Motywacja sportowa jest, ale przykro, że zostajemy niezauważeni. Piła to była kiedyś potęga żużlowa, ale żeby to odbudować trzeba zacząć od drugiej ligi, gdzie są ciekawe spotkania, super widowiska i warto na nie chodzić. Wtedy są środki, aby się rozwijać.

Komentarze (0)