Jakub Sobczak: Panie Czesławie, podobała się siódma runda Ligi Juniorów w Zielonej Górze?
Czesław Czernicki: Powiem panu szczerze, jako doświadczony trener, który jakby nie było troszeczkę serca i pracy w to włożył i sukcesy w swoim życiorysie ma. Takiej manipulacji ze strony pana sędziego Ryszarda Bryły na zawodach młodzieżowych tej rangi, to jak pan i wszyscy obserwatorzy widzieli, jeszcze nie było. To jest kompromitacja sędziego, który autentycznie nie zna regulaminu.
Ale o co konkretnie chodzi?
- Konkretnie o opony. Wcześniejsze turnieje jechaliśmy i również był czwarty zawodnik. Decyzja komisarza ligi Ryszarda Głoda na turniejach w Tarnowie i Częstochowie była taka, że zawodnik czwarty, rezerwowy, jest pełnoprawnym zawodnikiem i ma prawo mieć nową oponę. Tutaj jest sytuacja paradoksalna. Mój zawodnik dotyka taśmy, nie ma opon, które miały być przygotowane, ale nie są to opony na kołach. Kiedy pan zdąży założyć oponę? Zdjąć z felgi tę oponę, na której nie mamy i założyć tę, która niby jest przygotowana? To jest kompromitacja. Druga sprawa nieznajomości pana sędziego dotyczyła chwytacza oleju, kiedy zasugerowaliśmy taką sytuację, która miała miejsce w parkingu w końcówce zawodów. Trzecia sprawa dotyczyła, z szacunkiem, bo nigdy nie wprowadzam antagonizmów na linii zawodników, bo to są koledzy, finałowego biegu, w którym jechał Falubaz Zielona Góra kontra Caelum Stal Gorzów. Przyszedłem na start i widziałem jak równany był tor. Było to robione pod specjalnym kierownictwem nie toromistrza, ale pana Jacka Frątczaka. To jest kompromitacja. Później polewanie drugiego i czwartego toru, gdzie na pierwszy i na trzeci tor naciągnięta została luźna nawierzchnia. Na drugi i czwarty została polana woda żeby wytrącić atrybuty ataku Przemka Pawlickiego po zewnętrznej, bo po polewaniu tam była maź. I później finałowa zabawa, kiedy Łukasz Sówka i Patryk Dudek czołgają się i idą z lotnego startu. No to o czym to świadczy? Pan Ryszard Bryła, z całym szacunkiem, nie kwalifikuje się do sędziowania meczów na ekstraligowym poziomie, jeżeli dopuszcza się takiej manipulacji. Mam prawo powiedzieć to jako Czesław Czernicki. Pozwalanie na takie geszefty, jak to było w Zielonej Górze jest żenujące.
A jak ocenia pan występ swoich podopiecznych pod względem czysto sportowym?
- Jechaliśmy pod pełną kontrolą. Nie mógł przyjechać Łukasz Cyran, bo odczuwa dolegliwości związane ze stłuczeniem nadgarstka podczas finału Indywidualnych Mistrzostw Europy Juniorów w Gorican. Z tego względu w składzie znalazł się Bartek Zmarzlik, a Paweł Parys przyjechał jako zawodnik rezerwowy. Przed tymi zawodami mieliśmy dość znaczną przewagę. Udało nam się ją utrzymać. Trzeba było bardzo spokojnie pojechać, nie stracić dużo, a finałowe rozstrzygnięcia zapadną w środę w Gorzowie (rozmowa przeprowadzona we wtorek, 27 lipca - przyp. red).
Na swoim torze powinniście chyba wygrać.
- Wygraliśmy na wszystkich torach, poza Bydgoszczą i Zieloną Górą. Zajęliśmy teraz drugie miejsce z dorobkiem 21 punktów i tylko tyle mogę na ten temat powiedzieć, bo w takich zawodach w roli głównej nie powinien występować sędzia, ale młodzi zawodnicy. Powinniśmy podziwiać ich kunszt, a nie manipulacje sędziego.
Po krótkiej przerwie na Drużynowy Puchar Świata, w niedzielę wracamy do ścigania w lidze. Was czeka mecz w Lesznie. Jakie nastawienia przed tym spotkaniem? Pan doskonale zna leszczyński tor.
- Rzecz nie tkwi w tym, czy się zna, czy się nie zna toru leszczyńskiego. Nie ukrywam, mamy swoje problemy, przede wszystkim zdrowotne dotyczące Nickiego Pedersena i Mateja Zagara. Co do startu Mateja decyzję podejmę w środę. Ma stłuczony kciuk, zaznaczam: tylko stłuczony, a nie złamany. Taka można powiedzieć typowa kontuzja siatkarska. Podejmiemy decyzję, w jakim układzie personalnym będziemy jechać. Na pewno nie pojedzie Przemek Pawlicki. W sytuacji, kiedy nie ma Przemka, patrząc na inny układ personalny, zastanowimy się jaką koncepcję taktyczną obrać.
Przy braku Pedersena i Pawlickiego i ewentualnej absencji Zagara, łatwo w Lesznie nie będzie.
- Sądzę, że możemy być zadowoleni z bardzo pewnego drugiego miejsca. Nie można napinać się na zdobywanie małych szczytów. Trzeba już myśleć i być przygotowanym psychofizycznie na walkę o najwyższe cele. W kilku ostatnich meczach, poprzedzających Puchar Świata, udało nam się udowodnić, że jesteśmy dobrą, mocną drużyną, która bardzo dobrze jeździ na każdym torze. Nawet na torach przyczepnych.
Zastanawiał się pan na kogo najlepiej trafić w rundzie play-off?
- Panie redaktorze, jeżeli mamy myśleć o wejściu do pierwszej czwórki, to ja nigdy nie bawię się w takie kalkulacje. Mogą bawić się w nie ci, którzy czują się słabi. W sytuacji, jeżeli będę miał wszystkich zawodników zdrowych i w takiej dyspozycji jak przez te kilka ostatnich meczów, to będziemy walczyć tak, jak nigdy dotąd Stal Gorzów nie walczyła.
Caelum Stal mierzy w mistrzostwo Polski, a ciekawostka jest taka, że tytułu nie zdobywają te drużyny, które wygrały rundę zasadniczą. W tym roku po czternastu kolejkach na czele najpewniej będzie Unia Leszno i można powiedzieć, że to fajna szansa dla was.
- To jest dobra zabawa dla statystyków, mediów, dziennikarzy i kibiców. Takie różnego rodzaju analizy, porównania i wyciąganie wniosków. Ja nikomu nie życzę kontuzji, bo w łeb bierze wtedy cała koncepcja składu. Zawsze znakomicie jest jeździć kiedy ma się do dyspozycji wszystkich zawodników zdrowych, w pełni zmotywowanych. W takiej właśnie formie miałem zespół. My nawet podczas ostatniego meczu z Betardem WTS-em Wrocław, kiedy wrocławianie zwietrzyli szansę, że skoro nie mamy Nickiego Pedersena, to sobie nie poradzimy, pojechaliśmy znakomity mecz. Chwała moim zawodnikom za to. Wierzę w moich podopiecznych i spróbuję dołożyć swoją cegiełkę do przygotowaniu toru i tego mentalnego zawodników. Wierzę, że pokażemy znakomitą jazdę.
Ma pan precyzyjne informacje jak długo potrwa przerwa w startach Nickiego Pedersena?
- Mam precyzyjne informacje. Wynika z nich, że Nicki chce maksymalnie przygotować się do Grand Prix w Malilli 14 sierpnia, czyli dzień przed play-offami. Przedtem będzie u nas na treningach i przygotowywał się dodatkowo plus też ostateczny rehabilitacyjny szlif przejdzie pod znakomitym okiem Jurka Buczaka, fizjoterapeuty reprezentacji piłkarzy ręcznych.
W sobotę reprezentacja Polski pojedzie w finale Drużynowego Pucharu Świata w Vojens. Chyba nie ma innej opcji niż zwycięstwo biało - czerwonych?
- Po ciężkich opadach deszczu, które nawiedziły nie tylko ziemię lubuską, ale i cały kraj, pojechaliśmy w Gorzowie w ekstremalnie trudnych warunkach. Jeżeli na tym bardzo trudnym technicznie torze nasza drużyna znakomicie pojechała, to życzę mojemu przyjacielowi Markowi Cieślakowi, jak również wszystkim zawodnikom takiej dyspozycji, w jakiej byli w Gorzowie.
Tor w Vojens będzie stanowił jakiś problem dla zawodników, czy niekoniecznie?
- Jest to krótki tor. Sądzę, że nasi zawodnicy w tej dyspozycji, w jakiej są i na takim technicznym torze, jaki jest w Gorzowie, plus ta trudna nawierzchnia, która była przygotowana w związku z opadami deszczu, nie mogą dać się niczym zaskoczyć w Vojens. Jakby nie było, kiedy w składzie ma się dwóch liderów z cyklu Grand Prix, do tego znakomita jazda Janusza Kołodzieja, Rune Holty, Adriana Miedzińskiego, to życzę im tylko spokoju, zdrowia i do przodu.
7 sierpnia na torze w Zielonej Górze odbędzie się finał Indywidualnych Mistrzostw Polski. Ma pan jakiegoś faworyta przed tymi zawodami?
- Panie redaktorze, jeśli śledzi pan i zna historię mistrzostw Polski, nawet tę bardzo odległą, wtedy, kiedy zaczynałem swoją pracę, wie pan na pewno, że te rozgrywki zawsze miały swój smaczek. Byli bardzo murowani kandydaci i nie wygrywali. Często laurów nie święciły żelazne tuzy, a zawodnicy z dalszego planu...
Jak choćby w ostatnich latach Adam Skórnicki w Lesznie, czy Daniel Jeleniewski, który we Wrocławiu otarł się o medal.
- Tak jest. Były też sytuacje, kiedy Tomek Gollob jako absolutny megafaworyt nie zdobywał medalu. Jeszcze dalsze czasy, kiedy mistrzem został Zdzisław Dobrucki, z całym szacunkiem dla niego. A wtedy byli Zenek Plech, Edward Jancarz, Antek Woryna, Jurek Szczakiel czy Jurek Rembas. Byli oni głównymi faworytami do walki o złoto. Dlatego też w Zielonej Górze będą ekscytujące zawody. Coś do powiedzenia będą mieli tu gospodarze, chociaż zeszłoroczny finał w Toruniu, gdzie faworytami byli Adrian Miedziński i Wiesiu Jaguś pokazał, że i na swoim torze można się zagubić, zwłaszcza po opadach deszczu.
Mówi się, że Tomasz Gollob niespecjalnie lubi jeździć na torze w Zielonej Górze, chociaż należy pamiętać, że w 1992 roku został tutaj mistrzem Polski.
- Zgadza się. A wicemistrzem był wtedy Jarek Szymkowiak. Mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że dla Tomka Golloba będącego w takiej dyspozycji nie ma rzeczy niemożliwych. To nie jest hurraoptymizm i patrzenie przez różowe okulary, ale tytaniczna praca, jaką Tomasz wykonał przed sezonem i w jego trakcie teraz skutkuje tym, że na pewno jest jednym z głównych faworytów. W znakomitej dyspozycji jest też jednak Jarek Hampel, dlatego będą to super ekscytujące zawody.