Pierwsza rocznica śmierci Michala Matuli

Było ciepłe, słoneczne popołudnie ostatniej majowej niedzieli. Atmosfera na trybunach była piknikowa, ponieważ mecz pomiędzy drużynami z dwóch ostatnich miejsc w tabeli, nie mógł dostarczyć zbyt wielu emocji.

Po parkingu kręcili się uśmiechnięci zawodnicy obu drużyn. Najbardziej w pamięci utkwił mi obraz trzech młodych żużlowców z Czech wchodzących do parkingu śmiejąc się i żartując. Nikt wówczas nie przeczuwał nadchodzącej tragedii. W meczu nie mógł wystartować junior krośnieńskiej drużyny, który podczas piątkowego treningu doznał kontuzji ręki i leżał w szpitalu.

Przed rozpoczęciem zawodów żużlowcy wyjechali do próby toru. Wszystko przebiegało sprawnie - do czasu, gdy na tor wyjechał wychowanek krośnieńskich Wilków - Piotr Machnik. Nie dojechał on zbyt daleko, gdyż jego motocykl zaczął płonąć. Osoby funkcyjne pospieszyły na pomoc z gaśnicami, lecz pierwsza z nich nie zadziałała i dopiero za pomocą drugiej udało się ugasić motocykl. Dla uatrakcyjnienia tego spotkania, podczas prezentacji zawodników, na murawie stadionu zaczęli lądować spadochroniarze. Niestety, jednego z nich podmuch wiatru zniósł poza płytę boiska, aż nad pobliską rzekę. Pierwsze wyścigi przebiegały bez problemów.

Nadszedł czas biegu nr 7… Krośnieńska para - Przemysław Dądela, Bartosz Kasprowiak - od razu wyszła na prowadzenie z dużą przewagą nad parą gości - Pavlem Fuksą i Michalem Matulą… Wówczas chyba zwyciężyła młodzieńcza ambicja. Młodzi Czesi zaczęli rywalizować między sobą o jeden punkt i właśnie przez ten jeden, mało ważny punkt, młody chłopiec stracił życie… Czesi sczepili się motocyklami, jednemu z nich udało się w jakiś sposób opanować sytuację, ale drugi nie miał takiego szczęścia. Z całą prędkością, na wyprostowanym motocyklu uderzył w drewnianą bandę okalającą tor. W momencie na torze pojawiła się karetka. Kibice zamarli, zrozumieli, że właśnie teraz, na ich oczach toczy się ta największa walka… Walka o życie dwudziestoletniego Michala, dla którego był to jeden z ostatnich biegów w karierze.

Niestety, lekarze tę walkę przegrali. Po raz kolejny śmierć tryumfowała. Wśród fanów speedwaya w Krośnie panował spokój i skupienie. Nikt nie śpiewał, nie krzyczał. Wszyscy byli przybici tym, co zobaczyli. Po kilkudziesięciu niemiłosiernie długich minutach oczekiwania, na stadion powróciła karetka. Zapadła cisza. Słychać było tylko szum ulicy oraz szmer płynącej w pobliżu stadionu rzeki. Nigdy nie zapomnę zdenerwowanego głosu spikera, który przekazał kibicom, zawodnikom i wszystkim osobom zebranym na stadionie tą tragiczną wiadomość. Pamiętam, swój drżący głos, palące oczy łzy i poszarzałe, smutne twarze zawodników. To wszystko działo się jakby poza mną. Smutek i żal, że żużlowy świat stracił kolejnego młodego chłopaka, który pomimo przeciwności losu, ciągłych kontuzji, nie poddawał się, ponieważ był ślepo zakochany w tym sporcie.

Przez tą nieodwzajemnioną miłość stracił to, co miał najcenniejsze - życie, które było całe przed nim i które zostało tak brutalnie zakończone. Gdy myślę o tym dniu, to wciąż przychodzi mi na myśl fragment utworu grupy Jeden Osiem L: "Szacunek dla tych, którzy poświęcają swoje życie, dla swoich marzeń - oni od dawna są na szczycie". Michal na zawsze pozostaniesz naszych sercach i w naszej pamięci, bo "nigdy nie umiera ten, kto żyje w sercach innych".

A to o Michale powiedzieli jego przyjaciele i koledzy z toru:

Dominik Jech: Michal był świetnym chłopakiem, bardzo ciężko pracował na to, żeby coś w żużlu osiągnąć. Dla żużla potrafił poświęcić wszystko, niestety, również życie...

Michael Hadek: Michal był wspaniałym przyjacielem. Gdy tylko czegoś potrzebowałem, zawsze mi pomagał. Mogliśmy zawsze o wszystkim porozmawiać… O żużlu, pogodzie, dziewczynach… W Krośnie to miał być jego ostatni mecz w karierze, nikt nie myślał, że będzie to ostatni w życiu...

Komentarze (0)