- Rozumiem, że BSI jest firmą z Wysp i że zależy im na promocji żużla w tamtej części Europy, ale takie dołączanie na siłę słabeuszy nie ma sensu. Kibice już nie pasjonują się tam speedwayem tak jak w Polsce. Zainteresowanie jest coraz mniejsze. W gazetach mało piszą o żużlu. Przydzielanie stałych dzikich kart słabym zawodnikom tego nie zmieni. Polacy bardziej na to zasługują. Prezentują odpowiedni poziom, a w waszym kraju speedway jest wciąż bardzo popularny - mówi Ove Fundin na łamach Przeglądu Sportowego.
Przyznawanie dzikich kart leży w gestii angielskiej firmy BSI. Często więc żużlowcy z tego kraju otrzymują możliwość jazdy w Grand Prix. Przykłady z ostatnich lat (Woffinden, Nicholls, Harris) pokazują jednak, że nie zawsze te decyzje są trafione.
Więcej w Przeglądzie Sportowym.