Tomasz Armuła: Sojusznik zwycięzców, przyjaciel przegranych

Złota rezerwa taktyczna budzi wiele kontrowersji w żużlowym światku. Jej przeciwnicy twierdzą, że to przepis krzywdzący dla drużyny, która konsekwentnie wyrabia przewagę nad rywalem, ale przegrywa mecz przez jego „Jokera”. Jednak w rzeczywistości ten punkt regulaminu jedynie sztucznie zaciera różnice klas między klubami ekstraligi i pozwala tym słabszym wyjść z twarzą ze spotkań z kandydatami do medali DMP.

W tym artykule dowiesz się o:

Mecz trzeciej kolejki między Marmą Rzeszów i Atlasem. Wrocławianie prowadzą jedenastoma punktami. Gospodarze wystawiają „Jokera” w postaci Kennetha Bjerre. Duńczyk pokazuje plecy rywalom i dowozi do mety sześć punktów. Wynik biegu 7:2 dla gospodarzy. Rezultat na tablicy świetlnej po sześciu wyścigach: 15:21. Drużyna Cieślaka kompletnie się rozkleja, a „Żurawie” dostają skrzydeł za sprawą Watta i Woodwarda, którzy w kolejnych starciach przywożą cenne punkty dla swojego zespołu. Ostatecznie Marma odnosi pierwsze zwycięstwo w lidze, a kibice we Wrocławiu zaczynają narzekać na regulamin i gdybają, co by było gdyby władze polskiego żużla nie przenosiły głupich przepisów z Anglii na nasze krajowe podwórko.

Złota rezerwa w czarnych barwach

Sceptycy szybko znaleźli powód do krytykowania złotej rezerwy taktycznej i widzą tylko jej ciemne strony. Ich zdaniem jest ona niesprawiedliwa, bo krzywdzi zespół, który punktuje lepiej, ale ma pecha w jednym biegu, gdy na tor wyjeżdża „Joker” rywali. Ciężko się zgodzić z takim argumentem, a powód jest bardzo prosty. Do tej pory w sezonie 2008 ze złotej rezerwy taktycznej trenerzy skorzystali dziewiętnaście razy, a wspomniany mecz trzeciej rundy był JEDYNYM, który zakończył się zwycięstwem ekipy korzystającej z „Jokera”. Stwierdzenie, że gospodarze zdobyli dwa punkty meczowe dzięki postawie Bjerre w szóstym wyścigu też nie jest trafne. Wystawienie tego żużlowca pozwoliło jedynie zmniejszyć straty do prowadzących, a nie wyjść na prowadzenie, albo co twierdzą niektórzy – wygrać mecz. Gdyby Atlas dysponował bardziej wyrównanym składem, to nie dałby Bjerre wykręcić w szóstej gonitwie czasu dnia i nie roztrwoniłby tak wysokiego prowadzenia.

Jednak już kilka dni później role się odwróciły i to właśnie ekipa Marka Cieślaka była bliska sprawienia niespodzianki na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu, bo z pomocą przyszedł jej ósmy zawodnik – regulamin.

Joker w talii Cieślaka, czyli „Płomyk” nadziei

Unia Leszno przyjechała do stolicy Dolnego Śląska w roli faworyta. I jak na Drużynowego Mistrza Polski przystało, prowadziła z Atlasem niemal od samego początku zawodów. Problemy Hampela i spółki zaczęły się dopiero po przedostatnim starcie. Trener gospodarzy postawił wtedy wszystko na jedną kartę – jokera Jędrzejaka. Opłaciło się, bo para wrocławska wygrała podwójnie i traciła do Unii jedynie trzy oczka. Jednak „Byki” dowiozły zwycięstwo do końca, ponieważ w ostatniej odsłonie parę Atlasu przedzielił Shields. Gdzie wtedy byli przeciwnicy złotej rezerwy taktycznej z miasta nad Odrą? Pewnie nie krytykowali punktów regulaminowych na forach internetowych i między sobą, lecz trzymali za swój zespół kciuki.

Emocji nie brakowało i dobrze, bo w sporcie są one podstawą rywalizacji, ale na szczęście wygrała drużyna lepsza. Nie jestem przeciwnikiem ZRT, ale możliwość korzystania z niej w biegach nominowanych może wypaczyć wynik końcowy. Unia prowadziła po 13 biegach dziesięcioma punktami. Jeśli Atlas do tego czasu nie potrafił odrobić strat, to powinien pogodzić się z porażką, albo liczyć na ogromny pech rywali w biegach nominowanych. Jokerowi mówię „Tak”, ale nie za wszelką cenę, bo zamiast sprawiedliwej rywalizacji będziemy mieli błazenadę. Złota rezerwa, jako start 15 metrów za rywalami wydaje się być bardziej fair w 14 i 15 wyścigu. Mniej by przy tym było przypadku i farta w końcówce.

Ale póki co Jędrzejak startujący z „Płomykiem” na kierownicy będzie próbował pewnie jeszcze kilkakrotnie w tym sezonie odwrócić losy meczu na korzyść swojego zespołu na samym finiszu zawodów. Taki z niego płomyk nadziei Marka Cieślaka i wrocławskich kibiców.

„Jaskółki” latają nisko, ale z podniesioną głową

Wystarczy jeden rzut oka na tabelę, aby stwierdzić, że liga w tym roku nie jest wyrównana. Sprawdzają się przedsezonowe przypuszczenia fachowców, którzy już w zimie podzielili ekstraligę na bogatych i biednych. Kadrowo, a nie finansowo oczywiście, bo ciężko zarzucić Marmie bankructwo skoro zdecydowała się na zakontraktowanie za duże pieniądze Kennetha Bjerre. Pewne prezes Półtorak liczyła, że będzie on punktował za półtora zawodnika. No cóż - mylić się jest rzeczą ludzką. Jednak o zmaganiach ekipy Rafała Wilka już było. O Atlasie także. Należy zatem jeszcze wspomnieć o trzeciej drużynie, która walczy, aby nie przylgnęło do niej miano outsider’a rozgrywek – Unii Tarnów.

Krzysztof Cegielski stwierdził ostatnio w relacji telewizyjnej, że liga jest pasjonująca i nie mają racji ci, którzy twierdzą, iż mecze rozgrywane są do jednej bramki. „Cegła” życzył sceptykom – w tym także mi – więcej optymizmu. Przyda się. Po ZRT sięgano już 19 razy, a Janusz Kołodziej startował z tej pozycji aż czterokrotnie. To dowód na to, że mecze nie zawsze trzymają w napięciu, a lider „Jaskółek” jest często wykorzystywany do ratowania honoru ekipy. Dzięki niemu drużynie udaje się przegrać niżej i wyjść z twarzą, albo jak w meczu z Atlasem – wygrać i rozjechać się do domów z podniesioną głową. To jednak nie zmienia faktu, że Unia Tarnów ma problem z przekroczeniem magicznej bariery 30 punktów w meczu. W ich wypadku „Joker” zaciera różnicę klas, która jest bardzo widoczna w ekstralidze. Dzięki temu czasami zamiast druzgocącej porażki oglądamy przegraną po walce.

Poziom sportowy Unibaxu Toruń i Unii Leszno jest w tym roku tak wysoki, że niestraszny tym zespołom żaden „Joker”. Dla silnych jest to przepis niegroźny, bo i tak nie detronizuje najlepszych i pozwala im zwyciężać. Dla outsider’ów, to ratunek, aby znaleźć się na samym dnie, skoro puka się w nie od spodu. To sojusznik zwycięzców i przyjaciel przegranych.

Nie taki „Joker” straszny, więc nie ma się czego bać. Rewolucji w polskim żużlu nie będzie.

Tomasz Armuła

Mecz: ZRT przy stanie: Joker: Wynik końcowy

Leszno – Częst. 30:18 Pedersen (zdobywa 4 pkt) (Wynik meczu 33:23) (Wynik biegu 3:5); 50:42

Gorzów – Wrocław 29:19 Crump (6) (3:6); (32:25) 53:40

Toruń – Rzeszów 35:13 Bjerre (2) (5:2); (40:15) 63:28

Rzeszów – Leszno 17:43 Watt (4) (5:3); (22:46) 27:65

Zielona G. – Gorzów 36:24 T. Gollob (4) (4:4); (40:28)53:39

Częst. – Tarnów 60:18 Kołodziej (4) (4:4); (64:22)69:23

Rzeszów – Wrocław 8:19 Bjerre (6) (7:2); (15:21) 47:43

Leszno – Tarnów 46:14 Kołodziej (6) (3:6); (49:20) 67:26

Toruń – Zielona G. 47:31 Dobrucki (0) (5:1); (52:32) 56:34

Tarnów – Gorzów 19:29 Kołodziej (6) (6:3); (25:32) 46:47

Wrocław – Leszno 34:44 Jędrzejak (6) (8:1); (42:45) 46:47

Zielona G. – Rzeszów 41:31 Nicholls (2pkt) (2:5); (43:36) 52:39

Częst. – Toruń 27:43 Pedersen (6) (8:1); (35:44) 41:50

Wrocław – Zielona G. 42:30 Walasek (6) (3:6); (45:36) 53:40

Toruń – Tarnów 59:19 Kołodziej (4) (4:4); (63:23) 66:26

Gorzów – Rzeszów 41:31 Zagar (4) (3:5); (44:36) 51:41

Tarnów – Wrocław 38:10 Crump (6pkt) (1:8); (39:16) 57:36

Zielona G. – Leszno 22:32 Dobrucki (6pkt) (6:3); (28:35) 36:57

Toruń – Gorzów 27:15 Holta (2) (5:2); (32;17) 61:30

(Stan na 5.06.2008)

Źródło artykułu: