Musiałem ciąć wydatki - rozmowa z Piotrem Świderskim, zawodnikiem Betardu Wrocław

W rozmowie z naszym portalem Piotr Świderski otwarcie przyznaje, że odczuł na własnej skórze problemy finansowe Betardu Wrocław. Zawodnik nadal czeka na zaległe wypłaty.

Jan Gacek: Sezon 2010 był dla ciebie specyficzny ze względu na niewielką ilość startów. Jak oceniasz ten rok?

Piotr Świderski: Trudno jest oceniać ten rok w moim wykonaniu. Cieniem na całym sezonie położyła się kontuzja, która wyeliminowała mnie z jazdy na dwa miesiące w momencie, kiedy sezon był w pełni. Straciłem możliwość pokazania się w imprezach, na których mi zależało. Kiedy dochodziłem do siebie rozgrywały się eliminacje do turniejów indywidualnych. Trzeba też wspomnieć, że zrezygnowałem z tegorocznych występów w Anglii właśnie po to, żeby dobrze przygotować się do jazdy w Polsce. Kontuzja pokrzyżowała też moje plany związane ze startami w lidze szwedzkiej. To był dla mnie dziwny sezon, czuję niedosyt jazdy. Skupiałem się na tym, żeby jak najlepiej punktować w naszej lidze. Nie zawsze wychodziło tak jakbym sobie tego życzył, ale z występów w naszych rozgrywkach jestem generalnie zadowolony.

Wyniki, które osiągałeś w barwach Betardu Wrocław nie były imponujące, ale na tyle dobre, że udowodniłeś wielu niedowiarkom, że stać cię na skuteczną jazdę w Ekstralidze...

- Długo określano mnie jako "pierwszoligowca". Nie lubię do tego wracać. Zawsze podkreślałem, że moje starty w niższej lidze to mój wybór a nie kwestia braku umiejętności czy ambicji do ścigania się z najlepszymi. Myślę, że moją postawą w tegorocznych meczach ligowych udowodniłem, że mogę godnie rywalizować w Ekstralidze. Nie jest jednak tak, że jestem w pełni usatysfakcjonowany swoimi wynikami. Moja średnia biegowa zdecydowanie nadaje się do poprawienia. Będę ciężko pracował, żeby przyszły sezon był lepszy. Chciałbym umocnić się na pozycji solidnego, polskiego żużlowca.

Czy twoje przedsezonowe przygotowania były intensywniejsze niż w ubiegłym roku, gdy jeździłeś w niższej lidze?

- To były dwa różne sezony zarówno pod względem przygotowania jak i logistyki. W ubiegłym roku miałem przecież sporo imprez w Anglii. Naprawdę trudno to porównywać. Do każdego sezonu i każdego meczu przygotowuję się na maksimum moich możliwości.

Trudno mi uwierzyć, że musiałeś tak samo intensywnie przygotowywać się do spotkań ze słabymi rywalami w pierwszej lidze jak do tych ekstraligowych.

- Żeby jeździć na wysokim poziomie to nawet w drugiej lidze trzeba być przygotowanym pod każdym względem. W tym sezonie kilka razy miałem okazję bywać na meczach drugoligowych w Ostrowie czy w Rawiczu. Z moich obserwacji wynika, że nie można zaniedbać starannych przygotowań nawet w niższych klasach rozgrywkowych. W tym roku w Ekstralidze zdobyłem razem z bonusami około 130 punktów, czyli o sto mniej niż rok wcześniej. Te punkty same mówią za siebie. Na pewno w pierwszej lidze jest łatwiej o punkty, ale proszę mi wierzyć, one nie zdobywają się same. Trzeba sporo inwestować i pracować nad sobą.

Pod względem finansowym bardziej opłaca się być przeciętnym zawodnikiem w Ekstralidze czy dominatorem w pierwszej lidze?

- To trudny temat. Ja nigdy nie należałem do najlepiej zarabiających żużlowców. W związku z tym nie jest mi łatwo porównywać. W Polskim żużlu często jest tak, że pieniądze zarabia nazwisko a nie wyniki sportowe. Szczególnie dobra jest pod tym względem sytuacja zawodników zagranicznych. Niejednokrotnie jest tak, że obcokrajowcy zarabiają więcej niż Polacy, którzy są od nich skuteczniejsi. To jest sprawa, którą warto nagłośnić w kontekście uzdrawiania naszego żużla. Cóż, będę się starał, żeby moje nazwisko bardziej zaistniało w tym sporcie.

Prezesi często powtarzają, że wielu zawodników podczas negocjacji kreuje się na wybitnych żużlowców. Przykładem może być choćby Hans Andersen, który wysoko ceni swoje usługi a jeździ przeciętnie. W tym roku Duńczyk zajął 24 miejsce na liście najskuteczniejszych żużlowców Ekstraligi...

- Takich przykładów jest zdecydowanie więcej. Mnie jako zawodnikowi nie wypada się wdawać w szczegóły. W mojej ocenie to jest temat dla dziennikarzy.

Rozważasz pozostanie na kolejny sezon we Wrocławiu?

- Chciałbym dalej jeździć w Ekstralidze. Zależy mi na tym, żeby skutecznie w niej rywalizować. W moim przypadku jest wiele rzeczy do poprawienia. Chcę pokazać, że stać mnie na więcej niż w tym sezonie. Chciałbym nadal jeździć we Wrocławiu, ale nie twierdzę, że to na pewno będzie ten klub. Najważniejsza dla mnie jest w tej chwili jazda w Ekstralidze.

Sytuacja finansowa Betardu Wrocław jest daleka od dobrej.

- To prawda i miałem okazję odczuć to na własnej skórze. To nie jest komfortowa sytuacja, kiedy zawodnik musi analizować w co zainwestować i tnie wydatki na sprzęt. Tak niestety było, że nie mogliśmy na bieżąco inwestować w motocykle zgodnie z potrzebami. Być może zmiany regulaminowe poprawią sytuację. Ważne, żeby w żużlu zaprzestano praktyki podpisywania kontraktów bez pokrycia. Wierzę, że to się poprawi i pieniędzy będzie wystarczająco dużo dla każdego.

Wierzysz, że prezesi będą wierni regulaminowi finansowemu? Ja nie...

- Jeśli kogoś ma fundusze i planuje zakontraktowanie danego zawodnika to będzie go miał. Znajdzie się odpowiednia "droga", żeby wypłacić zawodnikowi taką kwotę na jaką się umówią. Takie praktyki nie gwarantują jednak klubom sukcesu sportowego. Myślę, że lepsze wyniki osiąga się budując wyrównane drużyny. Bardzo ważna jest odpowiednia atmosfera. Łatwiej o nią, kiedy nie ma zaległości finansowych w stosunku do żużlowców. Nie muszę przypominać o tym co działo się w mojej drużynie, kiedy jeden zawodnik odmówił przyjazdu na mecz. Takie sytuacje nie służą budowaniu atmosfery w zespole. Cierpi na tym również wynik sportowy. W tym roku nasza drużyna minimalnie przegrała w Częstochowie i w Tarnowie. Gdyby w miejsce Kennetha był zawodnik, który zdobyłby chociaż kilka punktów to zapewne cieszylibyśmy się z wyjazdowych zwycięstw.

W przeszłości zdarzało ci się, że musiałeś podejmować zimą pracę, żeby się utrzymać. Czy w tej przerwie zimowej będziesz mógł skupić się wyłącznie na przygotowaniach do kolejnych rozgrywek?

- W dalszym ciągu czekam na końcowe rozliczenia z klubem. Nie wiem jak jest w przypadku innych zawodników, ale ja jeszcze czekam na pieniądze. Mam nadzieję, że nie będzie potrzeby, żebym szukał sobie pracy niezwiązanej z żużlem. Jeśli mam być dobrze przygotowany do jazdy w Ekstralidze to nie ma mowy o rozdrabnianiu się zimą. Kiedy zawodnik pracuje zimą to bardzo cierpią na tym jego przygotowania. Nie jesteśmy wtedy wypoczęci przystępując do treningów, na które zresztą brakuje czasu. Trudno też myśleć w takiej sytuacji o wzbogacaniu parku maszyn. Pracować i jednocześnie jeździć na żużlu można na poziomie drugoligowym.

Śledzisz doniesienia transferowe?

- W przeszłości kupowałem różne gazety i całą zimę śledziłem okres transferowy. Większość tych doniesień okazywała się potem wyssana z palca. W pewnym momencie przestałem to śledzić, bo stwierdziłem, że to nie ma najmniejszego sensu.

Źródło artykułu: