Z Rawicza odeszli też inni, więc trudno się dziwić, że właśnie upadała dawna żużlowa potęga Kolejarza. Stamtąd przyszedł do Rzeszowa via Tarnów także Marian Spychała, ale dopiero po zdobyciu przez Stal drużynowego mistrzostwa kraju, przy jednoczesnym spadku "Jaskółek" w rezultacie rozgrywek 1960.
Jan Malinowski - za młodu prawdziwy turysta, wędrował tak z klubu do klubu - najpierw Grudziądz, potem Leszno, Bydgoszcz, Warszawa, Wrocław, znów Bydgoszcz i wreszcie Rzeszów - ostatnia przystań "Maliny" - zawodnika do roku 1968. Awans Stali rok wcześniej był bezdyskusyjny z ogromną dziewięciopunktową przewagą nad Unią Tarnów, która też awansowała do najwyższej ligi. W zespole rzeszowskim występowali już Marian Pilarczyk z Gorzowa i Stefan Kępa z Lublina. Był też Eugeniusz Nazimek po swoim powrocie z Bydgoszczy należący do najlepszych reprezentantów Stali. Niestety, w lipcu 1959 roku podczas towarzyskiego meczu z Legią z Warszawy upadł i zmarł w wyniku odniesionych na torze obrażeń. Zarzucono także sieć na Stanisława Tkocza - Mistrza Polski indywidualnie za rok 1958, ale ten zamysł nie wypalił, bo o najstarszego z żużlowych braci rodu Tkoczów postanowił się bić prezes Górnika Rybnik Tadeusz Trawiński. A kawał chłopa z niego był i dużego formatu działacz. Nagłośnił sprawę, zrobił z niej zimą 1959/60 aferę kaperowniczą, zawiesił Tkocza na rok, więc Stal Rzeszów chcąc nie chcąc odpuściła sobie tego zawodnika, mimo iż przydzielono już służbowe mieszkanie dla Stanisława Tkocza w Rzeszowie, o czym wspomina sam bohater tej opowieści.
Emblemat dawnej Stali Rzeszów
Wiktora Brzozowskiego z Warszawy i Mariana Staweckiego z Lublina (w 1959 r. występował w Cracovii) udało się pozyskać na sezon 1960. Budowanie składu marzeń Stali było więc burzliwe, zbliżone do dzisiejszego przeciągania liny przed kolejnymi sezonami. Filarami tego zespołu byli Kapała i Malinowski, dalej Stefan Kępa, a z wychowanków Janusz Kościelak i Józef Batko. Siły i potencjału starczyło rzeszowianom jeszcze na jeden rok 1961, w którym obronili tytuł i to były jedyne złote laury dla Rzeszowa w historii.
Druga liga w sezonie 1960 podzielona była na dwie grupy, z których zwycięzcy awansowali do ekstraklasy. Z zachodniej awansowała Sparta Wrocław, tylko małymi punktami wyprzedzając Stal Gorzów, zaś ze wschodniej Wanda Nowa Huta. Był to pierwszy i ostatni - jedyny awans krakowian do najwyższej ligi, gdzie kibice oglądali ich tylko przez jeden sezon. Niesamowity był zestaw klubów tzw. Strefy Zachód II ligi: Zielona Góra (LPŻ), Toruń (LPŻ), Wrocław (Sparta), Gorzów (Stal) - dziś czołowe ośrodki żużlowe w kraju, a do tego Polonia Piła i Sparta Śrem. Druga strefa obejmowała kluby dziś słabsze, bądź nieobecne w ogóle na firmamencie żużlowym: Wanda i Cracovia Kraków (w ostatnim swoim sezonie), Legia Krosno, Tramwajarz Łódź, CKS Czeladź (też w ostatnim swoim egzystencjonalnym podrygu) i Śląsk Świętochłowice.
W ekstraklasie oprócz Stali Rzeszów rewelacją na początku był również drugi beniaminek Unia Tarnów, która miała na rozkładzie zarówno ubiegłorocznego mistrza Włókniarza z Częstochowy jak i wicemistrzowski team z Rybnika. Górników Jaskółki pokonały w inauguracyjnym meczu żużlowej ekstraklasy, dla Tarnowa pierwszym w ogóle w historii, przy pełnych trybunach, w atmosferze jedynego w swoim rodzaju niezapomnianego spektaklu. Mimo to 10 zdobytych punktów meczowych nie wystarczyło do prolongaty pobytu w I lidze (spadały dwie ostatnie drużyny). Całkowitą klapą, a co gorsza nieszczęściem, zakończył się ten sezon dla Startu Gniezno. Nie dość, że nic nie wygrali, nawet nie zremisowali żadnego meczu, z zerowym kontem zakończyli sezon, to jeszcze w Rybniku stracili na zawsze Witolda Świątkowskiego, który zginął rozbijając się o drewnianą bandę na pierwszym łuku rybnickiego owalu. Mecz przerwano, gdy ze szpitala przy Rudzkiej przyszła wiadomość o śmierci wielkopolskiego żużlowca. Startował od czterech lat, zaczynał w Poznaniu, potem jeździł dla Rawicza, by w końcu trafić na Gniezno, skąd już nie wrócił do domu żywy.
Indywidualnie najlepszym żużlowcem w ekstraklasie w 1960 roku był Marian Kaiser. Zaczynał w Gorzowie w Poznańskiej Lidze Okręgowej, potem był Ostrów, Świętochłowice, Wrocław i Warszawa - w ramach służby wojskowej, następnie krótkotrwały podbój Anglii - Leicester i wreszcie Gdańsk, gdzie na czele Legii Kaiser wywalczył z zespołem tytuł wicemistrza ligi. Startował tam (później już pod szyldem Wybrzeża) do końca polskiej części kariery. Była też część niemiecka - mało udana - u schyłku kariery, po nielegalnym opuszczeniu kraju. Dopiero za Kaiserem w lidze punktowali liderzy Stali rzeszowskiej, Florian Kapała i Jan Malinowski. Za nimi drugi gdański legionista Paweł Waloszek, wywodzący się ze Śląska, dalej Maj, Połukard, Bentke i Tkocz. Polonia Bydgoszcz od 1955 roku, kiedy to sięgnęła po tytuł DMP próbowała rok w rok budować skład na kolejny tytuł, ale mimo ściągania wciąż nowych twarzy nad Brdę, nie wychodziło działaczom nic ponad brąz ligi w latach 1956 i 1957 oraz w omawianym sezonie 1960. Długie lata przyszło czekać sympatykom gwardyjskiego teamu na kolejny tytuł (1971 – rok "szczęśliwego" Gluecklicha).
Indywidualnym Mistrzem Polski nie został ani najlepszy ligowiec Marian Kaiser, ani lider mistrza ligi Florian Kapała, ani też najlepszy "pistolet" Polonii Bydgoszcz Mieczysław Połukard, ani nawet nikt z faworyzowanych gospodarzy finału rybnickiego, lecz zawodnik drugoligowej (!) Sparty z Wrocławia Konstanty Pociejkowicz. Zrobił to na dodatek w stylu największych mistrzów, nie oddając rywalom nawet cienia nadziei, nawet jednego małego punktu. Wszyscy musieli tym razem oglądać tylko zgarbione plecy wrocławianina, jego zwiniętą w kłębek charakterystyczną dynamiczną sylwetkę szalonego motocyklisty. Wyprzedził Kaisera i Bernarda Kacperaka z Częstochowy.
Konstanty Pociejkowicz w karykaturze z programu zawodów
Gwoli ścisłości trzeba dodać, że zabrakło w tym finale pięciu mistrzów Polski ostatnich lat - Stefana Kwoczały IMP’59 (Anglia), Stanisława Tkocza - 1958 (z powodu kary zawieszenia), Floriana Kapały - 1956 i wcześniej 1953 (odpadł niespodziewanie w półfinale krajowym), Włodzimierza Szwendrowskiego - 1955 i wcześniej 1951 (z powodu wyroku sądowego) i Mieczysława Połukarda - 1954 (kontuzja nie pozwalała mu wystąpić w półfinale, do którego bez trudu awansował). Ze starych gwiazd był tylko Edward Kupczyński - IMP z 1952 r. i Marian Kaiser - mistrz roku 1957. Ta wyliczanka wcale nie umniejsza wyjątkowej zasługi Kostka Pociejkowicza w Rybniku. Kto by wtedy nie stanął przy taśmie startowej obok wrocławskiej torpedy, ten usłyszałby tę samą anegdotę:
- Słyszał pan ten świst?
- No!
- To ja pędziłem!
Mistrz był jeden, jego kwalifikacji nikt nie podważał. Niebawem był znów czołowym żużlowcem najwyższej ligi i polskiej reprezentacji.
Stefan Smołka