Start po wpadce z Miszkolcem: Wrócić na właściwy tor

Nie milkną echa niedzielnej potyczki na szczycie w II lidze pomiędzy Startem Gniezno a Speedway Miszkolc. Tego dnia gospodarze nie mogli skorzystać z usług dwóch swoich podstawowych zawodników: Niemca Kevina Woelberta i Szweda Linusa Ekloefa. Strata okazała się dla nich brzemienna w skutkach, bowiem doznali pierwszej porażki w tym sezonie!

Mecz pomiędzy Startem a Speedway Miszkolc pierwotnie miał się odbyć 8 czerwca. Tego dnia goście nie mogliby jednak skorzystać z usług Laszlo Szatmariego, który miał zaplanowany występ w niemieckim Herxheim w ramach Indywidualnych Mistrzostw Europy. Z tego względu, że te zawody w hierarchii regulaminu PZMot znajdują się wyżej niż liga polska, to konieczna była korekta w terminarzu II-ligowych rozgrywek. Węgrzy zaproponowali, że przełożyć spotkanie o tydzień i odjechać je 15 czerwca. Po konsultacji z zawodnikami na ofertę złożoną przez rywali przystali gnieźnianie. W końcu data 15 czerwca i tak była datą rezerwową dla rund VII i VIII. Poza tym według wstępnych ustaleń jedynym żużlowcem w kadrze Startu, któremu nie odpowiadał ten termin był Szwed Linus Ekloef. Zanotował on w Miszkolcu dość słaby występ, stąd decyzja włodarzy Startu i zgoda na jazdę bez młodzieżowca kadry "Trzech Koron".

- Nie mieliśmy wyjścia - tłumaczy członek zarządu Arkadiusz Rusiecki. - Gdybyśmy nie porozumieli się z Węgrami, to nowy termin wyznaczyłaby nam Główna Komisja Sportu Żużlowego. Pierwszą opcją na pewno byłby 15 czerwca, bowiem jest to data rezerwowa dla ewentualnych nierozegranych meczów w VII i VIII rundzie. Pozostałe terminy mogłyby być kosmiczne. Być może nawet w środku tygodnia. Dla nas zatem nie robiło różnicy, bo każda wersja zapewne nie byłaby dla nas optymalna i w każdym przypadku zespół byłby zdekompletowany.

Koniec końców Szatmari nie wystąpił w Herxheim, ale decyzja odnośnie nowego terminu spotkania ze Startem zapadła. Na kilka dni przed meczem okazało się natomiast, że menedżer Startu Tomasz Fajfer będzie zmuszony dokonać kolejnej korekty. Poza Ekloefem do Gniezna nie mógł przyjechać również Niemiec Kevin Woelbert, który 15 czerwca musiał być obecny na zawodach w jego rodzimej lidze. - To nie jest tak jak zarzuca nam część kibiców, że Kevin nas oszukał - wyjaśnia Rusiecki. - Po prostu w momencie ustalania nowego terminu spotkania ze Speedway Miszkolc nie wiedział lub być może nie pamiętał, że 15 czerwca będzie musiał wystąpić w Niemczech. Nie miał ich po prostu w swoim kalendarzu.

Strata dwóch podstawowych zawodników okazała się dla gnieźnian brzemienna w skutkach. Nie dość, że przegrali po raz pierwszy w tym sezonie, to jeszcze stracili punkt bonusowy. Czy w związku z tym zawodnicy zostaną w jakiś sposób pociągnięci do odpowiedzialności? - Mamy zbyt poważne zadanie do wykonania aby robić trzęsienie ziemi i karać tych, którzy rozstrzygnęli na swoją korzyść pięć spotkań z czego trzy na torach rywali zaraz po tym, jak raz się potknęli. Na pewno potrzeba tupnąć nogą i obudzić tych, którzy "przysnęli", ale rewolucja w zespole zburzy tylko to, co z takim mozołem budowaliśmy. Tuż przed meczem z Miszkolcem zmieniły się warunki torowe, na które nasi zawodnicy nie umieli znaleźć sposobu, ale to nie jest dobre wytłumaczenie ich słabszej formy - mówi Rusiecki. - Dzisiaj nie było nikogo, kto by pociągnął zespół. Zawiódł cały zespół, bo w prawdziwej drużynie jak zawodzi jeden, zawodzą wszyscy. W dzisiejszym spotkaniu coś nawaliło w tej maszynie, która jak dotychczas pracowała bez zarzutu i spisywała się tak, jak tego od niej oczekiwaliśmy. Zawiódł jakiś element, który koniecznie trzeba znaleźć i naprawić lub wyeliminować. Być może elementem tym był właśnie tor, ale torem nie tłumaczą się zawodowcy, którzy szybko powinni zareagować na jego zmiany. Na pewno w poszukiwanie przyczyny porażki zaangażować muszą się wszyscy tworzący tą maszynę, a nie tylko sam menedżer, zarząd, czy toromistrz. Tylko tak możemy szybko wrócić na właściwy tor, którym dotychczas podążaliśmy!

Źródło artykułu: