Trzeci kwietnia, słoneczna niedziela, mecz inaugurujący rozgrywki II ligi, w którym mierzą się Stokłosa Polonia Piła i Ostrovia Ostrów. Przed pierwszym w sezonie spotkaniem tradycyjnie na tor wyszli przedstawicieli władz klubu, miasta, sponsorzy i kilka ważnych osób wygłosiło swoje przemówienia. W nich głównie dziękowano za pracę wykonaną w okresie zimowym, która doprowadziła do startu w rozgrywkach. Podziękowano prawie każdemu - prezesowi Andrzejowi Małeckiemu, v-ce prezesowi Grzegorzowi Małuchowi, Prezydentowi Piły, Staroście, a także oczywiście Henrykowi Stokłosie. W żadnym przemówieniu nie padło jednak nazwisko Szymko.
Piotr Szymko w Pile pracuje już trzeci rok. Oficjalnie pełni od samego początku funkcję trenera, a od poprzedniego sezonu także v-ce prezesa Polonii. Przeżył z klubem największy kryzys jakim były ostatnie miesiące 2010 roku i styczeń roku 2011. Dziś z całą odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że gdyby nie Piotr Szymko, żużel w Pile już by nie istniał i to jemu należały się największe podziękowania.
Po przegranym sezonie 2010 Polonia Piła została z kilkuset tysiącami długu wobec zawodników i brakiem perspektyw na poprawę tej sytuacji. Wówczas głównym zadaniem było utrzymanie się na powierzchni i nie dopuszczenie do zatonięcia klubu, który Piotr Świst nazwał samotną łódka na środku oceanu. Wtedy nie do przecenienia okazała się rola Piotra Szymko. Szkoleniowiec z Gdańska całe dnie spędzał w Pile, szukał sponsorów, a następnie wracał do rodzinnego miasta, aby... pracować na nocną zmianę. Dziś trener nie chce o tym wiele mówić, jednak kłopoty w klubie bardzo odbiły się na jego rodzinie. Dzięki wielu wyrzeczeniom udało się jednak utrzymać pilski klub przy życiu. Bez Piotra Szymko byłoby to niemożliwe.
Upór szkoleniowca okazał się bardzo owocny. Klub przetrwał kilka miesięcy, aż pojawiła się szansa na poprawę sytuacji finansowej, czyli wybory do Senatu. W nich kandydatem był Henryk Stokłosa, co Piotr Szymko doskonale wykorzystał. Każdy kto miał kontakt z trenerem, doskonale wie jak bardzo potrafi on być przekonujący. Po kilku spotkaniach z Henrykiem Stokłosą, biznesmen zapowiedział, że żużel jest dla niego najważniejszy i gdy wygra, wyciągnie Polonię z kłopotów. Problemy jednak dopiero się zaczęły. Pieniądze od Henryka Stokłosy były całkowicie uzależnione od wyniku wyborów, które odbywały się szóstego lutego, a okno transferowe kończyło się w styczniu.
Klub musiał podpisywać kontrakty z zawodnikami, mimo że realnie żadnymi środkami finansowymi nie dysponował. Sporym zaskoczeniem było więc przedłużenie umowy z Andriejem Korolewem. O negocjacjach z Łotyszem wiedziały tylko dwie osoby - trener i sam zawodnik. Do dziś tajemnicą pozostaje jak udało się namówić Korolewa do pozostania w pilskim klubie. Trener Szymko w prywatnej rozmowie zdradził, że przyszły kapitan Polonii po prostu mu zaufał. Trener namówił do jazdy w Pile także kilku innych zawodników, dzięki czemu udało się bez żadnych środków finansowych na koncie zbudować całkiem niezłą drużynę.
W międzyczasie na ręce Piotra Szymko wpłynęło kilka ofert objęcia innych zespołów. Były to nie tylko drużyny z II ligi, ale także z wyższej klasy rozgrywkowej. Mimo wszystko szkoleniowiec chciał dokończyć to, co zaczął robić w Pile, a za co nie otrzymywał pieniędzy.
W tych trudniejszych momentach, ale także teraz, z trenerem w kontakcie byłem i jestem minimum dwa razy w tygodniu. Nigdy nie narzekał na trudną sytuację klubu, a wręcz przeciwnie - zawsze starał się wypowiadać optymistycznie, czym u wielu kibiców nie zyskiwał sympatii, bowiem pojawiały się informacje budzące nadzieję, a później nie przekładające się na realne działania. Główną wadą trenera jest właśnie zbyt duże przywiązanie się do klubu i ludzi, z którymi współpracuje, jednak bez tego pilskiego klubu na żużlowej mapie Polski pewnie by nie było.
Z tego powodu uderzył mnie brak podziękowań dla Piotra Szymko, który cały swój czas, często kosztem rodziny, poświęcił na utrzymanie przy życiu żużla w Pile, co jak się okazało zrobił skutecznie. Absolutnie nie mam zamiaru deprecjonować czyjegokolwiek udziału w dzisiejszym "sukcesie" Polonii, jednak mam wrażenie, że o kimś zapomniano.
Na szczęście o wkładzie trenera nie zapomnieli wszyscy. Tuż po przemowach w inaugurującym meczu, kilku zawodników natychmiast podeszło do trenera i podziękowało mu za wykonaną pracę.