Andreas Jonsson dla SportoweFakty.pl: Czuję, że tworzymy wspaniały zespół

Andreas Jonsson podobnie, jak cały zespół Falubazu Zielona Góra początek tegorocznego sezonu może zaliczyć do udanych. Szwed znakomicie wkomponował się w zielonogórską drużynę i miał ogromny wkład w trzy dotychczasowe zwycięstwa Falubazu, które pozwoliły drużynie usadowić się na fotelu lidera żużlowej Ekstraligi.

Na ekipę Marka Cieślaka nie ma póki co mocnych w Ekstralidze. Zielonogórzanie z kwitkiem odprawiają kolejnych rywali, bez względu na to, czy startują na własnym, czy obcym torze. W niedzielę o sile Falubazu przekonał się Włókniarz Częstochowa, który gładko poległ 58:32. - Bardzo się cieszę, że udało się nam wygrać to spotkanie - tryskał radością i dobrym humorem Andreas Jonsson - Wiedzieliśmy, że częstochowianie nie są może najmocniejszym zespołem, ale potrafią jechać i sprawić wiele problemów. Cieszę się, bo wszystko się nam układa. Czuję, że razem tworzymy naprawdę wspaniały zespół, w którym wszystko funkcjonuje perfekcyjnie. Jeśli będziemy nadal radzić sobie tak dobrze, to jestem przekonany, że będziemy zespołem nie do pokonania.

Zielonogórska ekipa póki co rzeczywiście jest poza zasięgiem rywali. Podopieczni Marka Cieślaka niemal w każdym calu są perfekcyjni. - Rzeczywiście, jak dotychczas wszystko nam wychodzi i idziemy w znakomitym kierunku. Na naszych meczach dopisują także kibice, mamy piękny stadion, jest znakomita atmosfera w zespole i to jest najważniejsze - dodaje Jonsson.

Na częstochowskim torze Szwed wywalczył w niedzielę dziesięć punktów. W ostatnim wyścigu doszło jednak do spięcia Jonssona z Grigorijem Łagutą, który dość ostro na jednym z łuków zaatakował zawodnika Falubazu. - To była dość przypadkowa sytuacja, w której nie dało się za wiele wskórać - tłumaczy Jonsson - Rozmawiałem z Grigorijem i stwierdził, że stracił na chwilę panowanie nad motocyklem i w rezultacie wyprzedził mnie. Ciężko takie rzeczy przewidzieć i trzeba się z nimi po prostu pogodzić. Wielka szkoda, bo kosztowało mnie to utratę punktu, który bardzo chciałbym mieć w swoim dorobku. Cóż, następnym razem, to ja będę przy krawężniku - kończy Andreas Jonsson.

Andreas Jonsson w rozmowie z Piotrem Protasiewiczem

Źródło artykułu: