Waldemar Cieślewicz: Byłem między młotem a kowadłem

 / Na zdjęciu: dwóch żużlowców
/ Na zdjęciu: dwóch żużlowców

1 maja Start Gniezno przegrał na własnym torze z liderem pierwszoligowych rozgrywek Polonią Bydgoszcz. Wśród 10 tys. kibiców, którzy zasiedli na trybunach, znalazł się również były żużlowiec obu rywalizujących ze sobą drużyn, Waldemar Cieślewicz.

Przed meczem Waldemar Cieślewicz deklarował, że nie będzie kibicował żadnej z drużyn. I rzeczywiście, dotrzymał słowa. - To było piękne widowisko. Dawno nie widziałem tak wypchanego stadionu w Gnieźnie. Przed meczem byłem w dobrej sytuacji, ponieważ nie ważne kto by wygrał i tak byłaby to moja drużyna. Kibice rozpoznali mnie i podczas meczu wypytywali, komu kibicuję. Jak wygrała Polonia, to obserwowali, czy się cieszę, czy nie. Byłem trochę między młotem a kowadłem (śmiech).

Zdaniem Cieślewicza tor w Gnieźnie nie był zaskoczeniem dla Polonistów. - Mówiąc krótko, tor był taki, jak zawsze. Już dawno w Gnieźnie nie widziałem toru "pod koło", dlatego bydgoszczanie raczej nie byli zaskoczeni. Na początku zawodów decydował start i pierwszy łuk. Jednak później Poloniści znaleźli ścieżkę pod bandą i tam potrafili się napędzać i wyprzedzać gospodarzy - mówi Cieślewicz.

Wychowanek Startu Gniezno uważa, że Polonia wygrała, ponieważ ma bardziej doświadczonych żużlowców w składzie. - Trudno jednoznacznie stwierdzić, dlaczego Polonia wygrała. Po prostu była lepszą drużyną. Jest obecnie liderem I ligi i ma aspiracje do tego, żeby awansować. Już takie nazwiska, jak Emil Sajfutdinow, czy Grzegorz Walasek muszą budzić respekt. To żużlowcy, którzy mają duże doświadczenie i to moim zdaniem w dużej mierze zadecydowało o końcowym sukcesie gości. Polonia miała też duże wsparcie w licznej grupie kibiców. W sektorze gości było biało - czerwono i bardzo głośno. To pomaga i "niesie" zawodników, szczególnie na obcym torze - mówi "Cielak".

Waldemar Cieślewicz nie komentuje decyzji sędziego zawodów i ostrzega młodych zawodników przed zbytnią brawurą na torze i poza nim. - Trudno mi się wypowiadać, czy podejmując decyzje o wykluczeniu poszczególnych zawodników sędzia miał rację, czy nie. Każdy sam widział, co działo się na torze. Mecz był na przysłowiowym "styku", każdy chciał wygrać. Niekiedy żużlowców ponosiły emocje. Tak było w przypadku Kacpra Gomólskiego. To jest młody zawodnik, który jest bardzo żywiołowy. Niestety już raz podpadł arbitrowi i pokazał co myśli o jego decyzji. Z resztą został za to ukarany. Jednak wydaje mi się, że dzięki temu jego osoba jest już znana wszystkim sędziom w kraju. Oby nie przypięto mu takiej łaty, jaką przypięto mnie. Po co umyślnie wystawiać się na tzw. "odstrzał"? Kacper ma w domu ojca, mojego kolegę z toru i nie tylko, który powinien opowiedzieć mu, czym to grozi. Więc niech lepiej słucha Jacka i opanuje swoje nerwy, bo inaczej może mieć ciężko przez całą swoją karierę - twierdzi Cieślewicz.

Obecność na stadionie Startu była dla Cieślewicza okazją do wspomnień. - Jestem człowiekiem o miękkim i sentymentalnym sercu. To na stadionie Startu stawiałem swoje pierwsze kroki w tym sporcie. Ale w moim przypadku Gniezno, to nie tylko stadion. Każda uliczka, miejsce, gdzie kiedyś przebywałem przywołuje falę wspomnień. Czasem aż łza się w oku kręci - podsumowuje Cieślewicz.

Źródło artykułu: