Przed meczem Waldemar Cieślewicz deklarował, że nie będzie kibicował żadnej z drużyn. I rzeczywiście, dotrzymał słowa. - To było piękne widowisko. Dawno nie widziałem tak wypchanego stadionu w Gnieźnie. Przed meczem byłem w dobrej sytuacji, ponieważ nie ważne kto by wygrał i tak byłaby to moja drużyna. Kibice rozpoznali mnie i podczas meczu wypytywali, komu kibicuję. Jak wygrała Polonia, to obserwowali, czy się cieszę, czy nie. Byłem trochę między młotem a kowadłem (śmiech).
Zdaniem Cieślewicza tor w Gnieźnie nie był zaskoczeniem dla Polonistów. - Mówiąc krótko, tor był taki, jak zawsze. Już dawno w Gnieźnie nie widziałem toru "pod koło", dlatego bydgoszczanie raczej nie byli zaskoczeni. Na początku zawodów decydował start i pierwszy łuk. Jednak później Poloniści znaleźli ścieżkę pod bandą i tam potrafili się napędzać i wyprzedzać gospodarzy - mówi Cieślewicz.
Wychowanek Startu Gniezno uważa, że Polonia wygrała, ponieważ ma bardziej doświadczonych żużlowców w składzie. - Trudno jednoznacznie stwierdzić, dlaczego Polonia wygrała. Po prostu była lepszą drużyną. Jest obecnie liderem I ligi i ma aspiracje do tego, żeby awansować. Już takie nazwiska, jak Emil Sajfutdinow, czy Grzegorz Walasek muszą budzić respekt. To żużlowcy, którzy mają duże doświadczenie i to moim zdaniem w dużej mierze zadecydowało o końcowym sukcesie gości. Polonia miała też duże wsparcie w licznej grupie kibiców. W sektorze gości było biało - czerwono i bardzo głośno. To pomaga i "niesie" zawodników, szczególnie na obcym torze - mówi "Cielak".
Waldemar Cieślewicz nie komentuje decyzji sędziego zawodów i ostrzega młodych zawodników przed zbytnią brawurą na torze i poza nim. - Trudno mi się wypowiadać, czy podejmując decyzje o wykluczeniu poszczególnych zawodników sędzia miał rację, czy nie. Każdy sam widział, co działo się na torze. Mecz był na przysłowiowym "styku", każdy chciał wygrać. Niekiedy żużlowców ponosiły emocje. Tak było w przypadku Kacpra Gomólskiego. To jest młody zawodnik, który jest bardzo żywiołowy. Niestety już raz podpadł arbitrowi i pokazał co myśli o jego decyzji. Z resztą został za to ukarany. Jednak wydaje mi się, że dzięki temu jego osoba jest już znana wszystkim sędziom w kraju. Oby nie przypięto mu takiej łaty, jaką przypięto mnie. Po co umyślnie wystawiać się na tzw. "odstrzał"? Kacper ma w domu ojca, mojego kolegę z toru i nie tylko, który powinien opowiedzieć mu, czym to grozi. Więc niech lepiej słucha Jacka i opanuje swoje nerwy, bo inaczej może mieć ciężko przez całą swoją karierę - twierdzi Cieślewicz.
Obecność na stadionie Startu była dla Cieślewicza okazją do wspomnień. - Jestem człowiekiem o miękkim i sentymentalnym sercu. To na stadionie Startu stawiałem swoje pierwsze kroki w tym sporcie. Ale w moim przypadku Gniezno, to nie tylko stadion. Każda uliczka, miejsce, gdzie kiedyś przebywałem przywołuje falę wspomnień. Czasem aż łza się w oku kręci - podsumowuje Cieślewicz.