- Jestem zajebiście zadowolony (śmiech). Ja musiałem pożyczyć nowy tłumik, żeby móc przygotować się do niedzielnego meczu. Inaczej byłby problem. Pożyczyłem tłumik od Psikutasa (śmiech). Dzisiaj planuję pojeździć na tym urządzeniu. Wcześniej nie testowałem nowych tłumików, nie wiem czy trzeba coś sprawdzać, kombinować. Jedno jest pewne, wielkiego ścigania na tym nie będzie. Grand Prix w Lesznie pokazało, że specjalnej walki na torze nie było. Jest kontakt na starcie a potem fury słabną i są problemy i wyprzedzaniem. Nie ma o czym gadać, nowe tłumiki na pewno zabijają widowisko. Po tyłku dostają też silniki przez co rosną wydatki zawodników - powiedział w rozmowie ze SportoweFakty.pl Sławomir Drabik.
Zawodnik uważa, że koszta związane ze stosowaniem nowych tłumików mogą okazać się zbyt wysokie dla żużlowców z niższych klas rozgrywkowych. - Już w pierwszej lidze może się zawodnikom nie do końca opłacać ten sport. Trzeba byłoby dostawać dychę za punkt, żeby się ścigać z nowymi rurami. Z tego co słyszałem po pięciu biegach większość części w silniku jest do wymiany. Mówię o tym co słyszałem, sam jeszcze na tym nie jeździłem. Koszt zbudowania takiego silnika to jest dziesięć tysięcy na szybko. Ciężko mi powiedzieć jak zarabiają zawodnicy w drugiej lidze, ale może to być poważny problem. Wiadomo, że poradzą sobie zawodnicy z górnej półki z Ekstraligi. Oni mają poważne kontrakty i dużych sponsorów. Weźmy jednak zawodników "środka" i już jest problem - mówi reprezentant KS ROW Rybnik.
Sławomir Drabik nie przebiera w słowach komentując fakt, iż zawodnicy mają zaledwie kilka dni na przystosowanie się do nowych tłumików. - Polska, makumba, nic nowego, nic świeżego. Żyjemy tu a nie gdzie indziej i to jest normalne u nas. To posunięcie to jest mistrzostwo świata. Na głupotę nie ma lekarstwa.