Jan Gacek: Od kilku tygodni w Polsce obowiązują nowe tłumiki. Jak ocenia pan zastosowanie tych urządzeń w praktyce?
Krzysztof Cegielski: Potwierdzają się obawy, które zawodnicy mieli przed sezonem. Okazuje się, że ich argumenty nie były przesadzone. Patrząc z boku wszystko funkcjonuje w miarę normalnie. Tory są z reguły twardsze niż dotychczas dzięki czemu nie ma większych trudności z samą jazdą. Rzecz jednak w tym, że już niejeden żużlowiec doświadczył na własnej skórze, że jeździ się na tym inaczej, gorzej. Było to powodem kilku upadków. Wszyscy zawodnicy odczuli wzrost kosztów. Trzeba zdecydowanie częściej serwisować silniki co oczywiście pociąga za sobą wydatki.
Żużlowcy nie mówią już tak często i stanowczo o problemie bezpieczeństwa jak przed sezonem.
- Śmiało można podać przykłady upadków, które były efektem zastosowania nowych tłumików. Janusz Kołodziej w Lesznie na Grand Prix czy Jurica Pavlic podczas meczu ligowego w Zielonej Górze doświadczyli właśnie tego problemu. Zawodnicy mówili zresztą, że silnik nie "wyhamowuje" po zamknięciu manetki gazu tak jak w przeszłości. Właśnie przez to Pavlic i Kołodziej zaliczyli upadki.
W przypadku upadku Pavlica trudno przypisywać winę wyłącznie tłumikowi.
- Wiadomo, że na torze rozgrywają się różne sytuacje. Jurica zahaczył o koło Patryka Dudka, który dość ostro ściął do krawężnika. Pavlic sam stwierdził, że gdyby silnik "wyhamował" to udałoby mu się ominąć rywala. Ja sam nie ścigałem się na nowych tłumikach, ale trzeba się zgodzić z opiniami zawodników, którzy mieli takie doświadczenia.
Przed sezonem mówiono bardzo wiele o trudnościach z prowadzeniem motocykli z nowymi tłumikami. Nie przypominam sobie jednak, żeby wspominano o tej cesze nowej konstrukcji.
- Kwestia "wyhamowywania" była nowym wnioskiem. Nie jest jednak tak, że ta sprawa nie była w ogóle poruszana. Mówili o tym zimą zawodnicy uprawiający lodową odmianę żużla. Oni bardzo mocno zamykają gaz na wejściach w łuki. Ci zawodnicy mówili o tym, że jest taki problem. Żużlowcy będą musieli się przyzwyczaić do takiego zachowania motocykli, pewnie z czasem im się to uda i nie będzie to powodowało niebezpieczeństwa. Taką mam nadzieję. Ci, którzy już się przewrócili ucierpieli.
Te sytuacje o których pan mówi nie odbijają się tak silnym echem jak można się było spodziewać. Można odnieść wrażenie, że żużlowcy nie podchodzą do tego tak emocjonalnie jak jeszcze przed sezonem.
- Zawodnicy, którzy zaliczyli upadki spowodowane nowymi tłumikami nie zawsze chcą o tym rozmawiać. To normalne. Każdy się już oswoił z sytuacją w której jest bardziej niebezpiecznie. Oni nie będą o tym ciągle mówić, bo wiedzą, że to nic nie daje. Żużlowcy skupiają się na tym co mają i próbują się do tego odpowiednio przystosować. Dla nich najważniejsze są ich aktualne starty i na tym się koncentrują. Nie ma co się temu dziwić. Na pewno też trzeba zaznaczyć, że niektórzy jeszcze nie doświadczyli tego problemu. Kwestią jest jednak nie to czy zawodnika dosięgną problemy związane z wprowadzeniem nowych tłumików, tylko kiedy to się stanie.
Rozumiem zatem, że praktyka zastosowania nowych tłumików dowodzi pogorszenia warunków bezpieczeństwa. Czy to nie jest odpowiedni moment, żeby wrócić do rozmów z osobami, które odpowiadają za wprowadzenie tych urządzeń?
- To nie do mnie pytanie. Nagadaliśmy się już sporo na ten temat. Wszystkie argumenty zostały już przedstawione i wszyscy wiedzą jak jest. Ci którzy wprowadzali nowe tłumiki zarówno w przeszłości jak i teraz konsekwentnie powtarzają, że te urządzenia są bezpieczne. Nawet zawodnicy, którzy wygrywają turnieje Grand Prix mówią, że jest gorzej, trudnej, inaczej. Gdyby ktoś miał wykazać choćby odrobinę dobrej woli to usiadłby do rozmów z żużlowcami. Negatywnych konsekwencji stosowania nowych tłumików jest więcej i można wskazywać konkretne przykłady. Weźmy choćby mecz w Tarnowie, gdzie zapalił się tłumik Troya Batchelora.
Mówił pan, że na nowych tłumikach jazda będzie znacznie wolniejsza. Grand Prix Europy wydawało się potwierdzać pańskie przypuszczenia. Jednak w ostatnim meczu ligowym w Lesznie zawodnicy osiągali doskonałe czasy. W Gorzowie Kenneth Bjerre ustanowił rekord toru...Nie możemy zatem mówić o "wyścigach żółwi".
- Dzięki większej pracy przy motocyklach i wzrostowi wydatków na sprzęt zawodnikom udało się znaleźć moc w silnikach. To jest fakt. Dzięki temu wyścigi nie są tak wolne jak to było przy okazji pierwszych tegorocznych imprez rozgrywanych na nowych tłumikach.
Jak ocenia pan polskich juniorów, którzy rywalizują w meczach ekstraligowych?
- Generalnie sytuacja się poprawia. Mamy kilku bardzo dobrych juniorów, którzy startują z powodzeniem i rywalizują z seniorami. Dochodzi jednak do sytuacji, że bardzo młodzi zawodnicy, którzy muszą jechać w ekstraligowych spotkaniach przyjeżdżają - delikatnie mówiąc - sto metrów za resztą stawki. To się będzie powtarzało w szczególności na wymagających, przyczepnych torach. Najlepsi będą na takiej nawierzchni osiągali doskonałą prędkość a niedoświadczeni będą mieli problemy z samą jazdą. Ogromną różnicę w poziomie większości juniorów i seniorów widać i w najbliższej przyszłości to się nie zmieni. Trudno powiedzieć czy taka rywalizacja daje dobre efekty szkoleniowe. Z jednej strony młodzieżowcy mogą ścigać się z najlepszymi, ale nie wiem czy można się czegoś nauczyć przegrywając o długość prostej. Oby ci młodzi chłopcy nie stracili wiary w siebie. Kiedy przegrywa się tak wyraźnie to trudno przecież patrzeć na swoją jazdę optymistycznie. Lepiej jest jeździć z zawodnikami prezentującymi podobny poziom i ścigać się z nimi jak równy z równym niż jeździć daleko z tyłu za najlepszymi. Dajmy jednak naszym juniorom jeszcze trochę czasu i zobaczmy jakie będą tego efekty.