W półfinale DPŚ nie wystąpi Rune Holta. - On ma kontuzjowaną rękę i to jest jego problem. Trudno, żebym brał go na półfinał do King’s Lynn. Byłem w Lesznie w niedzielę i widziałem, że ten zawodnik ma problemy z przejechaniem czterech okrążeń. Jeśli żużlowiec ma problemy zdrowotne to naturalne, że nie mogą go powołać. Holta sam powiedział, że nie czuje się na siłach wystąpić w półfinale DPŚ. Pamiętajmy jednak, że do finału w Gorzowie mamy jeszcze trochę czasu, może akurat mu się polepszy. Nigdy nie przeszkadzał mi ten zawodnik w kadrze. On ma polskie obywatelstwo więc jest brany pod uwagę. Ja muszę zawsze wybrać optymalny skład - powiedział w rozmowie ze SportoweFakty.pl Marek Cieślak.
Trener reprezentacji żużlowców jest często krytykowany za swoje decyzje personalne. Marek Cieślak zapewnia jednak, że jego posunięcia są przemyślane i poparte widzą, której nie mają inne osoby. - Moja pozycja jest taka, że jestem bez przerwy atakowany niezależnie od tego czy jest dobrze czy źle. Nawet jak wygraliśmy DPŚ w Lesznie w 2009 roku to krytykowano mnie, że nie wykorzystałem dżokera wcześniej. Mam na to totalną zlewkę. Wsiadam na rower, robię trening z kolarzami i wiem w tym momencie co jest najważniejsze. Żużel jest moim życiem, ale muszę mieć do niego odpowiedni dystans. Ludzie, którzy mnie krytykują bawią się tym, bo nie ponoszą odpowiedzialności za wynik kadry. Muszę mocno główkować, żeby złożyć taką reprezentację, która będzie mogła osiągnąć możliwie najlepszy wynik. Teraz mamy szansę na historyczne zwycięstwo. Nikt jeszcze nie wygrał Drużynowego Pucharu Świata trzy razy pod rząd. Każdy może narzekać na moje powołania. Nawet eksperci, moi byli rywale z toru. Oni są w tym momencie w jakimś stopniu tylko kibicami. Ja jestem w innej sytuacji, pracowałem i pracuję z tymi zawodnikami. Wiem o nich więcej niż inni, dlatego mam prawo podejmować takie a nie inne decyzje.
Dość niespodziewanie miejsce w zespole narodowym na półfinał DPŚ otrzymał Krzysztof Kasprzak. Marek Cieślak myśli o tym zawodniku również w kontekście gorzowskiego finału. - Krzysiek nie nadawał się, żeby być w dziesiątce, ale nauczony doświadczeniem z poprzednich lat wziąłem go do szerokiej kadry. Dwa lata temu znalazł się w dziesiątce, ale piątce już go nie było. Miał wtedy jechać Sebastian Ułamek, ale wyeliminowała go kontuzja. Krzysiek, który jechał wtedy słabo nagle wygrał półfinał IMP w Rawiczu. Zadzwoniłem do Tomka Golloba i zapytałem jak ocenia formę Kasprzaka. Odpowiedział, że Krzysiek jedzie naprawdę dobrze. Ryzyk-fizyk, wziąłem go do kadry i okazało się, że on świetnie pojechał w półfinale w Peterborough. Potem pociągnął drużynę w finale w Lesznie. To Kasprzak jako pierwszy wystąpił po silnych opadach i pokazał, że na tym błocie da się jechać. Później przegrał z Crumpem, bo po prostu musiał, tak trzeba było, żebyśmy mogli wystawić dżokera. On miał polecenie to przegrać. To jest zawodnik, który potrafi zaskoczyć. Do tego liczy się jego doświadczenie w występach w kadrze. Kolejnym jego atutem jest to, że dobrze jeździ w Gorzowie. Ostatnio dwa razy wygrał z Pedersenem. Dzwoniłem do Tomka Golloba, który mówił o nim w samych superlatywach. Nasz mistrz świata otwarcie przyznał, że na swoim torze miał trudności, żeby wygrać z Kasprzakiem. Co ja mam teraz zrobić? Musiałem go powołać.
Szansę na występ w kadrze narodowej otrzymał także Janusz Kołodziej, który ze zmiennym szczęściem radzi sobie w meczach i ligowych i cyklu Grand Prix. - Nie przekonał mnie ostatni występ Kołodzieja w Lesznie. Biorąc pod uwagę, że jechał na swoim torze trzeba jasno powiedzieć, że spisał się słabo jak na swoje możliwości. W Lesznie on powinien wygrywać z każdym i o każdej porze. Rozmawiałem z nim po zawodach. Przyjechał na miejsce bardzo późno po zawodach w Anglii, nie spał wiele a do tego miał problemy ze sprzętem. Uważam, że trzeba go wziąć do kadry, bo nie ma innej możliwości. Myślę, że wspólne treningi z kadrą wzniosą go na wyższy poziom. To jest zawodnik z olbrzymim potencjałem, któremu w tym roku coś wyraźnie nie pasuje. Nieraz już tak było, że nie miałem jak sklecić drużyny a potem wygrywaliśmy w finale - wspomina Marek Cieślak.
Opiekun reprezentacji narodowej chciałby, żeby już w najbliższych latach w ścisłej piątce naszych reprezentantów znaleźli się utalentowani młodzieżowcy. - Moim marzeniem jest stworzenie drużyny z Maćkiem Janowskim i Przemkiem Pawlickim a niedługo także z Piotrkiem Pawlickim. W tym momencie naprawdę nie wiem, który z braci lepiej jeździ. Myślę jednak, że w tej chwili oni są za bardzo nieopierzeni. Brakuje im doświadczenia, żeby startować w finale DPŚ. Trzeba pamiętać, że to jest trudna impreza, na każdym zawodniku z piątki ciąży olbrzymia odpowiedzialność. Nie jestem pewny czy oni podołaliby temu wyzwaniu. Myślę, że jeszcze rok i wtedy będą mogli na pewno jeździć.