Przypomnijmy, że w minioną niedzielę w Daugavpils miał odbyć się mecz pomiędzy miejscowy Lokomotivem i Lechmą Poznań, nie doszedł jednak do skutku, bowiem klub ze stolicy Wielkopolski dotarł na Łotwę zdekompletowany - zabrakło Norberta Magosiego. Węgier tłumaczył się, że dzień wcześniej doznał kontuzji podczas zawodów o indywidualne mistrzostwo swojego kraju.
W to wytłumaczenie nie do końca wierzą działacze z Poznania o czym w rozmowie z naszym portalem mówił Jarosław Lewandowski. Na tę wypowiedź wiceprezesa klubu odpowiedział Norbert Magosi, który zarzucił pracodawcom mijanie się z prawdą i zaleganie z wypłatami pieniędzy.
- Zalegają mi sporo pieniędzy, a tłumaczą się tym, że zalegają jeszcze więcej Kościuchowi i Miśkowiakowi. Klub zapłacił mi pieniądze za wyjazd, ale muszę je odesłać, ponieważ nie pojechałem na mecz. Działacze kłamią, że otrzymywałem pieniądze co chwilę - powiedział Węgier. - Te słowa są dziwne z kilku powodów - przekonuje Jarosław Lewandowski. - Przede wszystkim z Magosim nie rozmawiamy o zadłużeniu wobec innych zawodników przede wszystkim dlatego, że on nie zna ani polskiego, ani angielskiego, ani niemieckiego. Co do pieniędzy, które musi zwrócić to sprawa wygląda następująco: Magosi nie ma własnego konta bankowego i przy rozliczaniu z nim pośredniczy Janusz Ślączka. Przed meczem w Daugavpils na konto Ślączki przelaliśmy 5 tys. zł, które w porozumieniu z nim zostały zablokowane, gdy zawodnik nie zjawił się na meczu. Zapewniam również, że Magosi dostawał od nas za każdym razem pieniądze za przyjazd na mecz, za każdym razem miał też zapewniony darmowy hotel, a łączne zadłużenie wobec niego nie przekracza 20 tys. zł - informuje wiceprezes klubu.
Lewandowski wyjaśnia również, że Magosi do chwili obecnej nie wywiązał się ze swoich obowiązków. - W dalszym ciągu nie dostaliśmy od niego żadnego zwolnienia lekarskiego w związku z kontuzją, o której mówi. A zwolnienie jest niezbędne, aby w meczu z GTŻ Grudziądz zastosować zastępstwo zawodnika - wyjaśnia.