Bartłomiej Czekański - Bez hamulców: Morderczy żużel

Zdjęcie okładkowe artykułu:  / Znicz
/ Znicz
zdjęcie autora artykułu

Za oknem słońce, sporo niebieskiego nieba, ale przecież jakże musiał być smutny i tragiczny ten dzisiejszy poranek dla najbliższych 17-letniego Arka, który wczoraj wieczorem stracił swoje młode życie na treningu żużlowej szkółki Startu Gniezno.

Serdeczne wyrazy współczucia. Acz wiem, że nie ma takich słów… Ja po przeczytaniu informacji o tym dramacie także słabo spałem minionej nocy. Zastanawiałem się, czy może być coś gorszego, niż śmierć własnego dziecka.

Według pewnej żmudnej statystyki, jest to już 319 zawodnik, który zginął na torze w historii morderczego speedwaya. Ja twierdzę, że 320, gdyż mało kto wie, że i w moim Wrocławiu w bardzo dawnych latach na Stadionie Olimpijskim jeden z adeptów doznał na treningu ciężkich obrażeń, w wyniku których zmarł potem w szpitalu. Opowiadał mi o tym ojciec innego byłego zawodnika Sparty - Krzyśka Zabawy. Pokazywał mi nawet zdjęcia z pogrzebu. Na trumnie zmarłego położono taki starodawny, a wówczas używany, kask.

Nic nie rozumiem. Są teraz dmuchane bandy, zbroje, ochraniacze, nowoczesne kaski, a chłopaki wciąż zabijają się na żużlu lub siadają na wózkach inwalidzkich po złamaniach kręgosłupa. Myślałem, że przy tych dzisiejszych zabezpieczeniach, takie dramaty mamy już za sobą. Jak widać, byłem w błędzie. Ze szczątkowych informacji, jakie do nas docierają, wynikałoby, iż Arek "przewrócił się po uślizgu na wyjściu z łuku i został uderzony w głowę motorem kolegi". Czyli kwestia bandy tu nie wchodzi w grę.

Jednak chciałbym na coś zwrócić uwagę. Uważam, iż dmuchane bandy to chyba najlepsza nowijka w historii speedwaya. Jak mi napisał w mejlu dyr. Adam Krużyński, szef firmy Nice, sponsorującej polski żużel, Unibax Toruń i wielu zawodników indywidualnie (też - jako szkółkowicz - jestem w ich teamie oraz w teamie kevlarowego kinga KW), napisał do mnie: "Tony Briggs za wymyślenie i rozpropagowanie pneumatycznych band powinien dostać żużlową nagrodę Nobla i dożywotnie tytuł Króla Życia...".

Zgadzam się z panem dyrektorem Krużyńskim, lecz nie tylko Tony, ale i jego tato Barry zasłużył na naszą dozgonną wdzięczność. Dmuchawce są błogosławione, uratowały już życie i zdrowie wielu żużlowcom, ale według mnie, nie są jeszcze doskonałe. Powinny bowiem bardziej zamortyzować taki strzał jak Piotrka Świderskiego podczas niedzielnego meczu Sparty z Unibaksem! Do tego przepuszczają dołem zawodników, którzy walą tam w twarde deski i duszą się pod "dmuchawcem". Trzeba te pneumatyki jakoś bardziej docisnąć do toru. Z kolei w innych przypadkach, są one zbyt nabąbane i gdy delikwent w nie uderzy, to odbija się od nich niczym od trampoliny i przelatuje ze swym motorem nad ową bandą.

Taaa, nic nie jest doskonałe. Rodzinka Briggsów wymyśliła też i wprowadziła do użytku deflektory, które miały ograniczyć szprycę spod tylnego koła motocykla. I trochę ograniczają, lecz nie do końca, ponadto bywają niebezpieczne. W niedzielę Jędrzejak wyleciał w powietrze po tym, jak najechał właśnie na deflektor Holdera. W GP często widzimy na telewizyjnych powtórkach jak zawodnik niechcący wywraca rywala podcinając jego przednie koło swoim deflektorem. Na te tematy musimy podyskutować. Bo dyskusji nad bezpieczeństwem jeźdźców nigdy nie za wiele!

I nie może być tak, że np. IMEJ rozgrywa się na torach bez bandy dmuchanej, ale za to z taką, zrobioną z... blachy trapezowej, jak to nie tak dawno było w Holandii! A w Anglii na tegorocznym DPŚ na torze King's Lynn banda - jak mi podpowiadają bardziej zorientowani - ponoć była twarda ("betonowa"?) i tylko obłożona materacami z jakimś imitującym gąbkę wypełnieniem. I na to pozwalają FIM i UEM!

Kto wyprzedza Holdera, tego bierze cholera!

Przewidywałem, że mocno porozbijana królowa speedwaya Unia Leszno bez Balińskiego, Pavlicia, Adamczewskiego, Skórnickiego i Sławka Musielaka może nie dać rady u siebie galaktycznej Stali Gorzów. I nie dała. Nie przypuszczałem tylko, że przegra tak wysoko! Staleczka bowiem na wyjazdach zwykle cieniuje, a ciężkie nawierzchnie są dla niej koszmarem! Tym razem było inaczej. I to na trudnej nawierzchni. Gratulacje! Inna sprawa, że tak pechowa w ubiegłorocznych play offach Stal, tym razem trochę "przyżerowała" na nieszczęściu, czyli osłabieniu leszczynian, lecz przecież to nie jej wina. Zresztą, nie chodzi tu tylko o szpital w Unii, ale i o fatalną postawę jej drugiego lidera Kołodzieja. "Koldi" przez jedną zimę oduczył się jeździć na żużlu, lecz wciąż mam nadzieję, że wreszcie się ocknie.

Słaby Rzeszów w play off został dwukrotnie - u siebie i na wyjeździe - okrutnie obity przez mocarne "Motomyszy". Tak to już jest, jak się z Kuciapy i podobnych na siłę robi ekstraligowca. Angole to się nadają, ale wyłącznie do swojej słabiutkiej angolskiej ligi. Indywidualnie w pierwszej "20" E-ligi Rzeszówek ma tylko Crumpa! Niespodziewanie blisko jest też Rafał "Start i Krawężniczek" Okoniewski. To taka rewelacja jak w ubiegłym roku "Szumina" w Czewie. Nowe tłumiki - dla innych przekleństwo - okazały się błogosławieństwem dla stylu "Okonia", który jeździ podobnie jak jego świętej pamięci tato. Po niedzielnym laniu, pamiętny remis Rzeszowa w Zielonej z rundy zasadniczej wygląda coraz dziwniej i pokraczniej.

Wystarczyło, żeby Sparta u siebie zremisowała z toruńskimi "Aniołami", to w powyższych okolicznościach przyrody sensacyjnie byłaby w półfinale play off! Uważam jednak, że nie byłoby to sprawiedliwe, gdyż na awans do czołowej czwórki bardziej zasłużyła królowa Unia Leszno. Tyle, że sport często bywa niesprawiedliwy. Jednak "Anioły" przyniosły Sparcie pecha. Taśma juniora Malitowskiego już na początku, defekt Bjerrego na prowadzeniu oraz - co najgorsze - dwa potężne dzwony Jędrzejaka i Świderskiego. I raczej już po herbacie. Zaraz po starcie "Świder" po zewnętrznej był blisko Holdera, ale bez kontaktu. Za od wewnętrznej "skontaktował ich" Bjerre (też postraszony od krawężnika przez Jensena). Zrobiło się domino i wrocławianin na pełnej szybkości, wyprostowanym i podniesionym na jedno koło motocyklem, przywalił w dmuchawca i wpadł w niego wyłamując twardszą bandę. To było po drugiej stronie stadionu, a huk było słychać aż w parku maszyn. Motocykl złamany na pół, koła pogięte w ósemki, w zasadzie z maszyny został tylko silnik i… kierownica. Pal licho, sprzęt to jeno rzecz nabyta. Gorzej, że Piotrek złamał z przemieszczeniem kość strzałkową i piszczelową oraz żebra. Ma też odmę płuc. Czeka teraz na operację nogi. Pierwsze pytanie walecznego "Świdra" do lekarza w szpitalu? Czy szybko będę mógł wrócić na tor? Szaleństwo, prawda? Tylko, czym byłoby życie bez odrobiny szaleństwa? Bolesna prawda, jest jednak taka, że to dla Piotrka koniec sezonu. Szkoda tego walczaka i dumnego kapitana Sparty.

Jeśli chodzi o Jędrzejaka, to na prostej, a w zasadzie na wejściu, nadział się z tyłu na Holdera i odstawił długi, i wysoki lot trzmiela. Źle to wyglądało. Tomek leżał na torze niemal znokautowany i liczył parowozy. Potem jeszcze na własną prośbę pokazał się kibicom w trzech wyścigach (zrozumiałe, że w tej sytuacji bez konkretnego efektu punktowego), ale myślę, że na drugi dzień nie bardzo pamiętał, czy w ogóle brał udział w jakimś meczu. Też udał się na "ogląd" do szpitala na peryferiach. Doznał zerwania torebki stawowej w prawej nodze (zresztą już wcześniej był on nieźle poobijany).

Zaraz po tym wypadku sędzia wykluczył Jędrzejaka i postąpił prawidłowo według regulaminu oraz oglądu momentu samego zderzenia Spartanina z Kangurem. Do arbitra nie można mieć tu żadnych pretensji. Ale "my żużlowcy" swoje wiemy. Uważam, że jest w tej kraksie tzw. drugie dno, które mogą wychwycić tylko koneserzy. Początek tego nieszczęścia był gdzie indziej i wcześniej. Dobrze widziałem tę kupę z boku i uważam, że sporo za uszami miał tu także Holder. On w ten sposób (nieświadomie i niechcący oczywiście) załatwi jeszcze niejednego, atakującego go żużlowca. O co chodzi? Otóż Chris nabrał jakiejś dziwnej maniery i gimnastykuje się na motocyklu. Nie wiem, może chce być Peterem Cravenem, Peterem Collinsem albo Kelly Moranem? A może Józefem Jarmułą? Holder w łuku wygina się i składa "na sześć razy", przez co wyhamowuje swój motor i czasem właśnie przez to powoduje też jego obrót wokół własnej osi. Zwłaszcza, gdy trafi tylnym kołem na śliskie miejsce na torze. Niedawno na meczu w lidze angielskiej - co pokazała nam telewizornia Polsat - w ten sposób dwa razy go obróciło, padał i o mało nie przejechał go Peter Karlsson. We Wrocku "Holdi" z wyjścia też się na moment wygiął i nieco położył w lewo pod kierownicę. Wtedy odciążone tylne koło trochę uciekło, motor był dość głęboko złamany, czyli wyhamował prędkość. Kiedy się odprostował, to silnik z nowym tłumikiem nie dał od razu należnej mocy i Kangur był wolny, dopiero się rozpędzał. Natomiast Jędrzejak wypadł z wirażu napędzony na wcześniej już wyprostowanym i odpuszczonym motocyklu (w tym momencie dał maszynie swobodnie jechać) i kiedy przed sobą zobaczył "spacerującego" Holdera, to była już tylko akcja w stylu: dlaczego babcia ma takie wielkie oczy? Z której tu strony ominąć tego zawalidrogę? Niestety, Tomkowi ominąć się nie udało. I poleciał… Holder to przyszły mistrz świata, wielki talent, lecz kilka dodatkowych lekcji u doskonałego trenera Jasia Ząbika by mu nie zaszkodziło. Dla bezpieczeństwa swego i innych.

- Stworzyliśmy z drużyny rodzinę, więc kiedy któremuś z nas coś złego się dzieje, to inni bardzo to przeżywają - tłumaczył sensacyjny coach Sparty Piotrek Baron. Rzeczywiście, te dwa wypadki załamały ambitnych gospodarzy, acz do końca próbowali walczyć. "Anioły", jednak szeroko rozpostarły skrzydła i wygrały wysoko. Gratulacje Krzyżacy! Może, gdyby Baron zdecydował się przygotować bardziej selektywny tor, bo taki pewnie wyłączyłby z gry kilku torunian… Ale Piotrek chciał na koniec sezonu ładnego widowiska, a nie walki z motorami o życie i poza tym, miał w drużynie kilku rozbitków, którym niełatwo byłoby ujechać na dziurawej kopce. Według mnie, Unibax to teraz najsilniejsza drużyna Ekstraligi, acz pewnie kibice z Zielonej (rzeczywiście ona jest też piekielnie mocna) i z Gorzowa nie zgodzą się tu ze mną.

I ciekawe, która z dwóch "nemocnic", Unia L. czy Sparta wjedzie do półfinałów play off? Leszczynianie w Gorzowie nie będą mogli skorzystać z Kennetta, zawieszonego za trefny tłumik i w desperacji chcą wystawić któregoś ze swoich rekonwalescentów "Balona" lub "Sqrę". Na sztukę? Ale i tak są w lepszej sytuacji od Sparty, w której nie ma już "Świdra", a i Jędrzejakowi lekarze kategorycznie odradzają teraz jazdę na motorze. Być może więc Wrocek nie zbierze składu z obowiązkowym minimalnym KSM-em (mimo że ma swoich juniorów, lecz z uwagi na ów KSM nie może z nich skorzystać!) i odda walkower w Toruniu? Kto wie? Zresztą tak już raz było w jednym z poprzednich sezonów, a wtedy nawet nie obowiązywał KSM! Pożyjom, uwidim.

Chwila mojej prywaty, czyli dobra strona pana Barona

Teraz chwila dla Wrocka. Pozwólcie mi poświęcić mu troszeczkę uwagi. W końcu, tak często o nim nie piszę, a tam przecież mieszkam i tam się urodziłem, acz… bardziej tęsknię za Bystrzycą Kłodzką. I zupełnie nie jak wrocławianin sympatyzuję z Lesznem, Gorzowem, Częstochową, czy Toruniem (ale i z innymi klubami też oczywiście).

Dzięki nowemu coachowi WTS Piotrkowi Baronowi, który w tym sezonie stworzył świetną atmosferę w swojej drużynie i wokół niej oraz natchnął ją bojowym duchem (wiadomo, na luzie zawsze lepiej się jedzie), Wrocław naprawdę może być dumny ze swej walecznej Sparty Betard, która sensacyjnie (bo przecież z racji swego dziurawego składu była skazywana - także przeze mnie - na pożarcie) awansowała do play offów, czyli na bezpieczne szóste miejsce w tabeli. Do tego "Siła spokoju" Heniek Jasek, Tomek "Guru" Skrzypek, Pawełek Kondratowicz, majster Alek Krzywdziński, sponsor - pan Artur Dziechciński, kilkoro innych, wreszcie (od niej powinienem w ogóle zacząć) uśmiechnięta w tym sezonie pani prezes Kloc i… szafa gra. Oczywiście teraz po ciężkim wypadku Piotrka Świderskiego, pani Krysia chwilowo już się nie uśmiecha, tylko zatroskana odwiedza "Świdra" w szpitalu. Odkąd pamiętam, to zawsze matkowała swoim żużlowcom. Ma dobre serduszko. W ambitną drużynę WTS-u bardzo chce się wkomponować Szwed Dennis Andersson. Stara się. Przyjeżdża dwa dni przed meczem i trenuje na Olimpijskim. Problem w tym, że jest przemęczony zbyt częstymi startami, no i jako juniorowi ciężko mu punktować z pozycji seniora. Wrocław wreszcie ma swoich - coraz lepszych - młodzieżowców (poprzedni, zresztą znakomity, coach Marek Cieślak uważał, że jest stworzony do wyższych celów niż szkółka): szybkiego na starcie Malitowskiego (rośnie on na kawał żużlowca), walecznego Kociembę (ten zaczynał w Ostrowie) oraz nowicjusza Gradkę, który ostatnio w lidze juniorów wygrał bieg! To godziny ciężkiej pracy na torze pod okiem Barona i Jaska oraz w klubowym warsztacie u Krzywdzińskiego. A w szkółce WTS-u ślizgiem zasuwają kolejne młodziaki, a nawet szkraby. Jeden utalentowany dwunastolatek (tak!) już niebawem mógłby się ubiegać o licencję! No i ja tam będę: 52-latek. Czyli, he, he, do wyboru, do koloru.

Cieszę się, że WTS jest teraz tak przyjaznym klubem dla zawodników (także tych byłych) i kibiców. I o to chodziło, Panie Baronie! Dziękujemy! I Pani także, Pani Prezes Krysiu dziękujemy! O takim, "przyjaznym dla środowiska" speedwayu we Wrocku marzyłem od dawna. I niech tak zostanie po wsze czasy.

Polityka to…

Polityka to k…, a politykom nie należy wierzyć. Najgorzej jak ta zaraza przenosi się do sportu. A niestety, przenosi się. Np. w pięknej Zielonej Górze trwa zwykła polityczna wojenka pomiędzy prezesem miejscowego żużlowego, utytułowanego Falubazu Robertem Dowhanem, który z ramienia PO przymierza się do startu w wyborach parlamentarnych, a lewicowym prezydentem miasta Januszem Kubickim. Mamy więc konferencje prasowe i otwarte listy, gdzie obaj adwersarze oskarżają się wzajemnie o różne winy. Ratusz w Zielonce posunął się do tego, iż zasugerował, że Dowhan w żużlowym klubie (spółce) miał niezłą pensyjkę rzędu 27 tysięcy zł miesięcznie. Pensyjka rzeczywiście szokująca, acz rozpuszczanie takich informacji to nic innego jak ohydna próba obrzydzenia prezesa vel "Różowa koszula" swoim kibicom. Powiem jasno: w tej sprawie jestem za Dowhanem i zielonogórskimi fanami speedwaya, którzy nie mogą zdzierżyć, że prezydent grodu wybudował im felerną i niebezpieczną trybunę K i że zamiast na czarny sport, to wydaje z miejskiej kasy forsę na skorokopów Lechii, której meczami pasjonuje się w porywach ponoć pięćdziesięcioosobowy "tłum" oraz na festiwal piosenki radzieckiej. "Niech nam żyje i podrasta, towarzysz Putin, chluba zielonogórskiego miasta". Czytałem w mendiach, że fani Falubazu wykupili część biletów na tenże festiwal, żeby móc na nim z widowni zaprotestować przeciw takim działaniom Kubickiego. Mendia podały też - o ile nie łgały - że kilku kiboli zostało nawet wtedy przesłuchanych i ostrzeżonych przez ABW. Ciekawe więc jak jest Zielona Góra po białorusku?

Z drugiej strony, Dowhan też pogrywa politycznie pod publiczkę, że niby on - obrażony - nie chce jako spółka żużlowa ZKŻ SSA żadnych dotacji od miasta, lecz zarazem deklaruje, że do konkursu po taką dotację przystąpi stowarzyszenie ZKŻ. Czyli na jedno wychodzi, bo przecież na co wyda owe ewentualne pieniądze wspomniane stowarzyszenie? Na drużynę Falubazu rzecz jasna!

I dobrze, ale niech już ta polityka spada ze sportu!

A kto zabija żużel?

Na początku napisałem, że żużel potrafi zabijać. Ale są i tacy, którzy z kolei zabijają speedway. Nie tylko nowymi, trefnymi tłumikami.

Jak można było tak skonstruować regulamin i terminarz, że kilka klubów z pierwszego frontu zakończyło ligowy sezon tuż po połowie lipca?! Rzeszów także ma już ligę z głowy, a Wrocław prawdopodobnie podąży jego śladem w niedzielę. Gdyby nie deszcze i przekładane mecze, obie te ekipy zamknęłyby swoje podwoje już 14 sierpnia! To chore! Przecież mamy jeszcze lato! A co z kibicami, którzy dopiero przyjadą z wakacji? Falubaz zaś będzie czekał aż miesiąc na swój pierwszy półfinałowy mecz! I jak tu promować żużel i utrzymać zainteresowanie nim wśród kibiców?!

Główna Kastracja Sportu Żużlowego bez sensu nałożyła na upadający speedwayowy klub z Poznania drakońską karę 50 tysięcy złotych za oddanie walkoweru w Daugavpils. GKSŻ działa w myśl powiedzenia: czyż nie dobija się koni?

Jest wielce prawdopodobne, że po sezonie z polskiego żużla odejdą mocno już zniechęceni do naszej speedwayowej rzeczywistości Dworakowski, Dowhan, Komarnicki, Skrzydlewscy, może ktoś jeszcze (nie sądzę, by jednak to był Wojtek Stępniewski). Czy jesteście pewni, że znajdą się ich następcy, a jeżeli tak, to czy poradzą sobie z utrzymaniem swego klubu na powierzchni? Np. w takim świetnie rozwijającym się PSŻ, po śmierci prezesa Tomasza Wójtowicza, odejściu z tego klubu sponsora p. Tadeusza Wiencka, a potem m.in. Darka Górznego i Damiana Gapińskiego, zaczęła się totalna padaka. Poznański żużel został nawet wygoniony ze stadionu na pięknym Golęcinie!

A teraz dobija go GKSŻ. Oczywiście, zgodnie z regulaminem. A ja mam w d… taki regulamin. Czy takie jest zadanie GKSŻ (i jej mocodawcy, czyli PZM): dobijanie upadających klubów?

Polski junior potrzebny na gwałt!

Kolejna paranoja: Ekstraliga i pierwsza liga jeżdżą według nieco innych regulaminów. W E-lidze juniorami mogą być tylko Polacy. I warto było wprowadzić taki przepis, choćby dla braci Pulczyńskich (ostatnio Kamil zasuwa lepiej od Emila!), Adamczewskiego i Tobiasza Musielaka, Malitowskiego i Kociemby, Zmarzlika i Cyrana, Strzelca i Rogowskiego, Czai itd. Z kolei na pierwszym froncie, na bezsensowną prośbę prezesów klubowych, jeden z juniorów wciąż może być zagraniczniakiem. A niebawem dojdzie do barażu pomiędzy ostatnią ekipą Ekstraligi i trzecim teamem pierwszego frontu. Jak podają, na zasadach obowiązujących w najwyższej klasie rozgrywkowej. To ja się pytam, skąd pierwszoligowcy nagle na ten dwumecz wytrzasną drugiego punktującego polskiego juniora? A przecież podstawą jest równość szans na starcie! Tu jej zaś nie ma! Taki baraż jawi mi się więc jak jakaś fikcja do odfajkowania. I tyle.

Mama mnie bije!

Problemów mamy bez liku, a tymczasem GKSŻ, jak czytam, ma się na poważnie zająć sprawą… mamy Kacpra Gomólskiego. Podczas spotkania Start-Polonia Bydzia został on niechcący sfaulowany przez Curyłę (Mikołaja pociągnęło). I zawodnik Startu nie miał pretensji do rywala. Za to mama Gomólska miała i po meczu rzekomo wypłaciła Curyle z liścia. Nieładnie, bo dzieci się nie bije, zwłaszcza cudzych. Ale żeby zaraz robić z tego aferę i biec na skargę do GKSŻ?! Mikołaj, Ty masz jaja, czy z Ciebie bardziej taka panienka z okienka (że o działaczach Bydzi już nie wspomnę)? Na Twoim miejscu kupiłbym kwiaty mamie Gomólskiej, pocałował ją w mankiet i rzekł, że niechcący obaliłeś jej syna na tor i że rozumiesz, iż mogła się tym zdenerwować. Zapewniam, że mama Gomólska po takim Twoim zachowaniu spaliłaby się ze wstydu, a Ty wyszedłbyś z tego nieprzyjemnego incydentu z twarzą. A tak, to masz ją tylko obitą! No i szydercze komentarze na necie.

Zeniu, mów nam od podszewki

Zenek Plech to obok Golloba i Smoczyka najlepszy w historii polski żużlowiec. Kiedyś był dla nas takim idolem jak teraz Tomek. Był wielką, kolorową, lubianą i szanowaną postacią światowego speedwaya. Od lat jesteśmy kolegami, co poczytuję sobie za zaszczyt. Ostatnio mu podpadłem, gdyż napisałem, że komentując w Canal+ GP w Malilli przynudzał niczym dziadzio jakiś i niepotrzebne ciągle sprzeczał się przed mikrofonem z red. Olkowiczem, któren akurat po pewnym kryzysie wrócił nam do swojej bardzo dobrej komentatorskiej formy. Zeniu uznał, że w swym felietonowo-polemicznym zapale przegiąłem i zbyt ostro go potraktowałem. Oznajmił mi to smutnym głosem przez telefon. Zwłaszcza ten "dziadek" go zabolał (Boże, Zenku, a czy my obaj jesteśmy młodzieniaszkami?! - ale jeżeli Ci jest przykro to przepraszam). No i głupio mi się zrobiło, bo Zenek Plech naprawdę zasługuje na szacunek i ja go wielce poważam, lecz przecież nie mogę pisać wbrew sobie i okłamywać czytelników. Uważam, że w Malilli Plech jako komentator tiwi nie wypadł najlepiej. Nie rozumiem dlaczego on, z takim zawodniczym doświadczeniem, nie opowiada nam, co czuje i widzi żużlowiec w czasie jazdy po torze, jak się zachowuje, jakie popełnia błędy techniczne i dlaczego… Nie, Zenio opowiada nam to, co akurat pokazała telewizyjna kamera. Myślę, że podczas kolejnej transmisji będzie już z tym lepiej. Na razie "Plechchy"… szkoli Blanika, który otwiera gaz i zaraz zamyka.

A ja dziś, w czwartek, o godzinie 17 - po latach - mam pojeździć na treningu Betardu Sparty. Na razie jeszcze powolutku, bez sensacji (te w przyszłym tygodniu: będzie się działo!), spokojnie pyr, pyr, pyr, by jedynie przyzwyczaić się do motoru z leżącym silnikiem, do manetki gazu i nowego dla mnie kształtu wrocławskiego toru. Chciałbym takie jedno okrążenie wykonać w hołdzie dla zmarłego 17-letniego Arka ze Startu Gniezno. Was też proszę, byście o Nim pomyśleli, a także o jego zasmuconej Rodzinie. Mam nadzieję, że Start jako cały klub, wszyscy polscy żużlowcy, PZM i GKSŻ także wesprą najbliższych Arka i to nie tylko w wymiarze duchowym. Spoczywaj Młody Żużlowcu w spokoju!

Gdy straszliwy

splot wydarzeń,

gdy rozpaczy

granic próg,

kiedy trauma

umysł mąci,

w bezsilności

został Bóg (cytat z internetu)

Bartłomiej Czekański

Źródło artykułu:
Komentarze (0)