Janusz Kołodziej dla SportoweFakty.pl: Józef Dworakowski jest dla mnie jak rodzina

Janusz Kołodziej po niedawnej przerwie powrócił do ścigania w wielkim stylu. 27-letni zawodnik podziękował prezesowi Józefowi Dworakowskiemu i leszczyńskim działaczom za pomoc udzieloną podczas jego pobytu w szpitalu.

Janusz Kołodziej wrócił na żużlowe tory po krótkiej przerwie spowodowanej problemami zdrowotnymi. Żużlowiec leszczyńskich Byków był liderem swojej ekipy podczas niedzielnego meczu z Unibaksem Toruń. - Czasami bywa tak, że jeżeli jest z czymś problem, to trzeba się zatrzymać i spytać siebie samego, o co tak naprawdę chodzi. Ostatnio miałem na to dużo czasu, ponieważ nie startowałem. Mogłem "podłubać" w sprzęcie, pojeździć, a także pomyśleć i sprawić, żeby jazda nadal była dla mnie dużą frajdą. Bardzo dobrze się bawiłem w trakcie meczu z Unibaksem, mimo stawki tego spotkania. Czuło się presję wyniku, którą napędzali kibice dopingując nas rewelacyjnie - powiedział dla SportoweFakty.pl wychowanek tarnowskiej Unii.

"Koldi" mógł w ostatnim czasie liczyć na wsparcie leszczyńskich działaczy. - Jestem im niezmiernie wdzięczny, ponieważ znacznie mi pomogli. Mogłem spokojnie odpocząć. Przebywając w szpitalu, miałem zapewnioną dzięki nim świetną opiekę. Cały czas ktoś się mną interesował, odwiedzał. Wcześniej się z czymś takim nie spotkałem. Czułem się tak, jakbym był w domu. Józef Dworakowski jest prezesem klubu, ale tak naprawdę interesuje się mną, jakbyśmy byli rodziną - stwierdził.

Półfinałowe mecze między Unibaksem Toruń a Unią Leszno były niezwykle emocjonujące. Ostatecznie lepsi okazali się żużlowcy Romana Jankowskiego, którzy staną przed szansą obrony DMP. - Szkoda tylko, że działacze ze strony Torunia trochę odwracają kota ogonem i starają się udowodnić, że to my robimy przekręty, złe nawierzchnie, a tak naprawdę jeździliśmy na torach trudniejszych. Torunianie dopadli jeszcze wtedy do naszego toru i chcieli zrobić go po swojemu, co nie wyszło, bo tak naprawdę nasza nawierzchnia inaczej się zachowuje. Było jak było. Takie jest życie. Nie dajmy się zwariować. Finał się należy temu, kto w danym momencie jest najlepszy.

Unia Leszno przez znaczną część sezonu nie mogła jeździć w pełnym składzie i mało kto spodziewał się, że ekipa z Wielkopolski zdoła awansować do finału Speedway Ekstraligi. - Czujemy się już w pewnym stopniu spełnieni. Ten sezon był dla nas naprawdę trudny. Mieliśmy problem ze składem. Dziwnie jest jak się nie jedzie w normalnym zestawieniu. Jesteśmy przyzwyczajeni do siebie, czujemy się jak jedna rodzina, tworzymy mocną i zgraną pakę. W tym momencie część zawodników wróciła. Cieszymy się z tego, że znów możemy razem jeździć. To było widać w Toruniu, mimo że przegraliśmy ten pojedynek, to zdołaliśmy wysoko wygrać u siebie. To dało nam spokój przed rewanżem - zakończył.

Komentarze (0)