Jurica Pavlic: Może się okazać, że wystąpię w rewanżu

Unia Leszno pokonała Stelmet Falubaz Zielona Góra w pierwszej odsłonie finału zmagań o drużynowe mistrzostwo Polski. W składzie Byków po raz kolejny zabrakło Juricy Pavlica, który ciągle leczy kontuzję nogi, której nabawił się podczas fazy zasadniczej sezonu.

Chorwat uważa, że sam awans do finału jest w tym roku dla leszczynian dużym osiągnięciem. - Mecz wygrany, ale myślę, że ciężko powiedzieć, czy te 4 punkty to dużo czy mało. Unia pokazała, że stać ją na wiele, bo przecież przez cały sezon mieliśmy bardzo duże problemy, a teraz jesteśmy w finale. Uważam, że już to jest dla nas dużym sukcesem. Do Zielonej Góry pojadę razem z drużyną, żeby ją wspierać. Ważne, żebyśmy pojechali jak najlepiej potrafimy, a co z tego wyjdzie, zobaczymy.

"Jura" już bardzo długo boryka się z kontuzją nogi, która odnowiła się podczas jego pierwszego startu w lidze szwedzkiej. - Byliśmy u lekarzy, którzy zbadali moją nogę i uznali, że wszystko jest w zasadzie dobrze i jestem gotowy do jazdy. Pytanie, czy warto w tej chwili ryzykować. Zastanawialiśmy się i doszliśmy do wniosku, że póki nie jestem zdrowy na 110 proc., to lepiej nie jechać.

Dla Pavlica sezon się jednak jeszcze definitywnie nie zakończył. Zawodnik zaznacza, że nie jest pewne, czy nie pojawi się na torze podczas meczu rewanżowego. - Przez najbliższy tydzień zostanę w Lesznie i jeszcze się może okazać, że wystąpię w niedzielnym meczu. Nic do końca nie wiadomo, ale nie będziemy nic robić na siłę.

W minioną sobotę odbyło się Grand Prix Chorwacji na torze w rodzinnym mieście "Jury" - Gorican. Nie jest tajemnicą, że gdyby nie kontuzja, to właśnie Pavlic najprawdopodobniej wystartowałby w tych zawodach z dziką kartą. - Tak wyszło jak wyszło. Oczywiście było mi przykro, że nie mogłem wystartować przed swoimi kibicami w Chorwacji. Taki jest żużel, taki jest sport. Czasami wszystko idzie dobrze, a czasami jest trochę pod górkę i z tym też trzeba sobie jakoś radzić.

Komentarze (0)