- Nie można przed meczem wywierać na zawodnikach zbyt wielkiej presji. Mówić, że ktoś coś musi. W drugim meczu część spraw wymknęła mi się spod kontroli. Żużlowcy nie wiedzieli, kogo mają słuchać: trenera czy podpowiadaczy. Przyznaję, że w pewnym momencie nie miałem pełnej kontroli nad zespołem. Ale nie chcę kontynuować tego wątku - powiedział Czernicki.
Przyznał też, że potencjał sportowy niektórych zawodników obniżył się. - Rok temu Tomek Gollob był na topie, zdobył mistrzostwo świata. Nicki Pedersen również radził sobie znacznie lepiej niż w 2011 roku. Postęp zrobił Matej Zagar. Mimo wszystko nie zawiódł też Niels Kristian Iversen. Jak pokazało życie, mieliśmy jednak zbyt mały potencjał. Proszę spojrzeć na półfinał z Falubazem. To była zdecydowanie mocniejsza ekipa, choćby na pozycjach liderów. A juniorzy? W odróżnieniu od minionego sezonu, teraz nie było u nas walki o skład, równania do kogoś takiego, jak Przemysław Pawlicki. Jeden Bartek Zmarzlik to za mało.
Źródło: Gazeta Lubuska