Brąz o smaku złota - podsumowanie sezonu w wykonaniu Caelum Stali Gorzów

Po serii szóstych miejsc zdobywanych za coraz to większe pieniądze, fani Stali Gorzów dostali w końcu to czego pragnęli od dawna - medal Drużynowych Mistrzostw Polski. Ekipa z północnej części województwa lubuskiego ma ze sobą bardzo ciekawy sezon, pełen wzlotów i upadków, zwieńczony brązowymi krążkami, które zawisły na szyjach Tomasza Golloba i spółki.

W tym artykule dowiesz się o:

Duński zaciąg lekarstwem na brak sukcesów

Szóste miejsce w 2010 roku było szczególnie ponure dla działaczy z Gorzowa. Caelum Stal przegrała wówczas jedynie cztery spotkania na szesnaście odjechanych. Aż dwie porażki zawodnicy Czesława Czernickiego ponieśli w pierwszej rundzie play-off, co wyeliminowało ich z dalszej rywalizacji. Prezes klubu znad Warty, Władysław Komarnicki, nie zastanawiał się długo i szybko pożegnał się z Davidem Ruudem. Następnie nie przedłużył umowy z Tomaszem Gapińskim, a na zwołanej w grudniu konferencji prasowej przedstawił dwóch nowych zawodników Caelum Stali. Lekarstwem na brak sukcesów mieli być niechciani w swoich dotychczasowych klubach Duńczycy - Hans Andersen i Niels Kristian Iversen. Najwięcej oczekiwało się od tego pierwszego, który mimo słabszych rezultatów w roku ubiegłym, jeszcze przed czterema laty zaliczał się do ścisłej światowej czołówki. Iversen z kolei miał za sobą słabszy okres w Zielonej Górze i wielu kibiców wątpiło w słuszność tego transferu. - Wiem, że z powodu moich ostatnich wyników i zielonogórskiej przeszłości niektórzy kibice nie są do mnie przychylnie nastawieni. Myślę jednak, że dobrą jazdą na torze uda mi się uzyskać w drużynie status taki jaki posiadają inni zawodnicy - zapowiadał Duńczyk.

Mimo tego, że Iversen dostał nawet porcję gwizdów na oficjalnej prezentacji nowych nabytków drużyny z Gorzowa, szybko uciszył swoich przeciwników. Nie tylko dobrze spisał się w przedsezonowych sparingach, ale też był wyróżniającym się zawodnikiem w inaugurującym sezon spotkaniu w Rzeszowie, który Caelum Stal niespodziewanie przegrała. Co innego można powiedzieć z kolei o Andersenie. Zawodnik typowany na trzeciego - obok Tomasza Golloba i Nickiego Pedersena - lidera, spotkania kończył z marnym dorobkiem punktowym, a kontuzja jakiej doznał przed świętami Wielkiej Nocy, wykluczyła go ze składu na kilka miesięcy.

Niels Kristian Iversen szybko zdobył zaufanie kibiców

Koniec przygody Czesława Czernickiego

Zanim gorzowianie zdobyli brązowe medale, musieli przebrnąć przez pełną niespodzianek rundę zasadniczą. Największą z nich z pewnością była zmiana regulaminu dotyczącego tłumików, tuż przed spotkaniem z Betardem Spartą Wrocław. To właśnie ten mecz zapoczątkował falę gorszych występów żużlowców z północnej części Ziemi Lubuskiej. Odnaleźć nie mógł się Gollob, problemy mieli także pozostali seniorzy, w tym wspomniany już Iversen, który zdawał się wracać do dyspozycji z czasów jazdy w Falubazie Zielona Góra. Słabo radzili sobie także juniorzy, którzy kilka tygodni wcześniej ucierali nosa największym tuzom. - Naprawdę nie wiem co się dzieje. Jeszcze kilka meczów wcześniej razem z Bartkiem Zmarzlikiem potrafiliśmy ścigać się z takimi zawodnikami jak Piotr Protasiewicz czy Andreas Jonsson, a dziś ledwo co radzimy sobie ze swoimi rówieśnikami. To daje do myślenia - mówił w trakcie sezonu Łukasz Cyran, junior Caelum Stali.

Jednak kibice coraz częściej swoją krytykę kierowali w stronę trenera gorzowskiej drużyny, Czesława Czernickiego. W ostateczności pochodzącemu z podzielonogórskiej Ochli szkoleniowcowi udało się doprowadzić Stal do trzeciego miejsca w tabeli po rundzie zasadniczej. Czernicki udanie poprowadził też drużynę przez pierwszą rundę play-off, w której to gorzowianie mierzyli się ze zdziesiątkowaną kontuzjami Unią Leszno. Największym wyczynem tego sezonu była jednak fenomenalna jazda Caelum Stali w derbowym spotkaniu z Falubazem Zielona Góra, które miało zadecydować o awansie do finału rozgrywek. Zawodnicy z Gorzowa podeszli do meczu u siebie z niebywałą determinacją i zanosiło się na to, że bez problemu osiągną finał. Nadchodzący pogrom został jednak storpedowany przez pogodę, która odwołała mecz po ósmym biegu i zostawiła gorzowianom jedynie osiem punktów zaliczki. W rewanżu Caelum Stal spisała się fatalnie, przegrywając różnicą osiemnastu "oczek". Na efekty nie trzeba było długo czekać. Czernicki pożegnał się z posadą trenera gorzowskiej drużyny, a prezes Komarnicki grzmiał w mediach. - Podejście do środowego meczu naszych żużlowców i sztabu szkoleniowego było nieodpowiedzialne, wręcz dziecinne. Oni przyjechali do Zielonej Góry z podniesionym czołem, wszyscy byli spokojni, nikt nie przywiązywał wagi do tego, że będzie trzeba walczyć. Dwóch juniorów z Zielonej Góry zdobyło więcej punktów niż reprezentanci Danii. Czy to nie jest śmieszne? - pytał retorycznie. - Nasi zawodnicy zaprezentowali się jak leniwe, spasione koty. Moi trenerzy powinni uczyć się od Marka Cieślaka tego jak się motywuje żużlowców - mówił sternik klubu z Gorzowa. Drużynę w walce o brązowe medale miał poprowadzić dotychczasowy drugi trener, Piotr Paluch.

Pierwszy medal od jedenastu lat

Dla żużlowego Gorzowa tegoroczny medal jest pierwszym od jedenastu lat, a dwudziestym drugim w historii rywalizacji o tytuł najlepszej drużyny w Polsce. Ostatni raz, jeszcze pod szyldem Pergo Gorzów, "Stalowcy" świętowali zdobycie medali (brązowych) w 2000 roku. Co ciekawe, z obecnego składu tylko jeden człowiek pamięta smak tamtego krążka. Jest nim Piotr Paluch, wówczas zawodnik, a dziś trener gorzowskiej ekipy, który nie ugiął się pod presją wagi dwumeczu z Unibaxem Toruń i poprowadził Caelum Stal do trzeciego miejsca.

Piotr Paluch (z lewej) w rozmowie z Bartkiem Zmarzlikiem (w środku) i Tomaszem Gollobem (z prawej)

Gorzowianie brązowe medale praktycznie zapewnili sobie już w pierwszym spotkaniu dwumeczu o brąz. Na własnym obiekcie pokonali Unibax różnicą trzydziestu punktów. W rewanżu co prawda ulegli torunianom, jednak dziesięć "oczek" przewagi "Aniołów" nie wystarczyło na medal. O tym, że dwumecz został rozstrzygnięty już po pierwszym podejściu, mówili nie tylko toruńscy kibice ale i zawodnicy.

- Ten brąz wywalczony po tylu latach smakuje równie dobrze jak złoto czy srebro. Kto wie, gdyby nie burza która przerwała nasz mecz w Gorzowie z Falubazem moglibyśmy dziś świętować mistrzowski tytuł - cieszył się Władysław Komarnicki.

Jedenastoletnia praca Władysława Komarnickiego dała pożądane efekty

Źródło artykułu: