Jarosław Handke: Jak z perspektywy czasu, po kilku dniach oceniasz kraksę, w jakiej brałeś udział w meczu Unia – Atlas?
Jurica Pavlic: Teraz czuję, że z moją nogą wszystko jest już OK. Oglądałem ten karambol na wideo i wyglądał on naprawdę bardzo nieciekawie. Mogę mówić o dużym szczęściu, zważywszy na to, że nie mam złamanej żadnej kości. Cieszę się, że nic poważnego mi się nie stało. Ale to jest sport, a konkretnie speedway, tutaj wypadki zdarzają się nierzadko.
W niedzielę będziesz chciał wystartować w meczu w Tarnowie?
- Tak, mam zamiar wystąpić w Tarnowie. Jestem po rozmowach z lekarzami i nie jest źle. Nie będzie to dla mnie łatwy koniec weekendu i początek nowego tygodnia, gdyż niemal bezpośrednio z Tarnowa udaje się do Anglii. Tam zadebiutuję w zespole Swindon Robins.
Jesteś zadowolony z kontraktu, jaki parafowałeś z Rudzikami?
- Tak w zasadzie to ja żadnego kontraktu tam nie podpisywałem. Wiem, że wystąpię w jedenastu meczach w barwach Swindon Robins. Działacze i trener będą mnie obserwować i jeżeli dobrze wypadnę w ich oczach, to możliwe, że w przyszłym roku będę miał już kontrakt na Wyspach.
Będziesz startował na Wyspach w jednym klubie z Leigh Adamsem. Czy Australijczyk udzielił ci już jakichś rad dotyczących jazdy w Anglii?
- Tak, otrzymałem kilka rad. Najważniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że właśnie Leigh "załatwił" mi te kilkanaście startów pod koniec obecnego sezonu. Porozmawiał z tamtejszymi działaczami, przedstawił im moją sylwetkę i zgodzili się dać mi szansę. Tak w ogóle, to Leigh jest moim naprawdę serdecznym przyjacielem.
Czy w sezonie 2009 będziesz chciał podpisać definitywnie kontrakt z jakimś klubem z Elite League?
- Dla mnie najważniejsza będzie liga polska i szwedzka. Dalej jest miejsce dla Anglii. Zobaczymy, jak to będzie z moimi kontraktami w Polsce i w Szwecji. Jeżeli będę miał w obu tych krajach wszystko pozałatwiane i dobrze zaprezentuję się w kilkunastu tegorocznych meczach w Anglii, to czemu miałbym nie podpisać tam za rok kontraktu zawodowego? Myślę, że starty w trzech ligach byłyby dla mojego rozwoju dobrym rozwiązaniem.
Spędziłeś kilka dni w Lesznie po niedzielnym meczu Unia – Atlas. Jak oceniasz tutejszy klimat dla żużla, czujesz wsparcie ze strony kibiców?
- Leszno naprawdę bardzo mi się podoba, chciałbym tutaj zostać jak najdłużej. Jednak dewizą speedwaya jest to, że niemal ciągle trzeba być w podróży. Leszno jest fajnym miastem i po prostu je kocham.
Czy chcesz awansować do Grand Prix w najprostszy sposób, czyli poprzez rundy eliminacyjne?
- W tym roku w finale tych kwalifikacji jestem rezerwowym. Ale kto wie, może komuś przytrafi się na przykład taki upadek jak mi w niedzielę i nie będzie mógł wystartować w finale? Na pewno tego bym jednak nie chciał i nikomu źle nie życzę. Jestem młodym zawodnikiem, więc mam czas na pukanie do bram Grand Prix. Być może uda mi się awansować w przyszłym roku, zobaczymy...
Jesteś na dobrą sprawę jedynym rozpoznawalnym zawodnikiem rodem z Chorwacji. Co możesz powiedzieć o kolegach z twojej ojczyzny, którzy uprawiają speedway?
- Zacznijmy od tego, że w Chrowacji nie mamy zbyt wielu zawodników. Po pierwsze, jest to mały kraj, a po drugie speedway nie jest u nas dość popularny. Mam wrażenie, że kilku młodych chłopaków z mojego kraju jest naprawdę utalentowanych i przypuszczam, że za kilka lat zaczną odgrywać powoli coraz większą rolę w żużlu. Za parę sezonów być może przyjadą do Polski, ja postaram się im wtedy pomóc. Myślę, że niedługo Chorwacja będzie się liczyć w światowym speedwayu.
Czy w Chorwacji jest tylko jeden tor – w Gorican?
- Nie, mamy oprócz tego w Gorican jeszcze jeden. Ale dwa tory to i tak bardzo mało. Są one położone blisko siebie. W Chorwacji wśród sportów króluje przede wszystkim piłka nożna na dalszych miejscach są różne inne, a speedway jest po prostu niepopularny. Wiadomo, żużel pochłania masę nakładów finansowych, nie jest to tani sport. A ludzie w Chorwacji nie mają zbyt wielu pieniędzy, są raczej biedni. Ponadto sporym problemem jest znalezienie sponsora.
Dlaczego więc zdecydowałeś się zostać żużlowcem?
- Mój tata był w przeszłości żużlowcem i tak się jakoś złożyło, że mnie ten sport też "kręcił". 20 lat temu, a więc również w czasie, kiedy jeździł mój ojciec, speedway w moim kraju był znacznie bardziej popularny. Niestety, teraz sytuacja ta zmieniła się na gorsze.
Czy w związku z tym, że jesteś żużlowcem masz jakieś problemy w szkole, na przykład z frekwencją na zajęciach?
- Nie, takich problemów nie mam, bo po prostu skończyłem szkołę. Być może pójdę na studia, ale na pewno nie w tym roku. Wszystko zależeć będzie od rozwoju mojej kariery i częstotliwości startów w różnych krajach. Już teraz zdaję sobie sprawę, że ciężko będzie pogodzić żużel ze studiowaniem. Wracając konkretnie do pytania, to kiedy chodziłem do szkoły, nie miałem większych problemów. Nauczyciele byli wyrozumiali. Największym kłopotem były natomiast podróże, które potrafiły być bardzo męczące.
Twój ojciec posiada własny tor. Niektórzy kibice twierdzą, że przez to znacznie łatwiej było ci się wybić niż wielu twoim rówieśnikom. Co o tym myślisz?
- Nie wiem co ludzie myślą i za bardzo mnie to nie obchodzi. Mój tata ma własną firmę i bardzo, bardzo ciężko w niej pracuje, by zarabiać pieniądze. A to, że ma się własny tor, to oczywiście bardzo dobra sprawa. U nas, w Chorwacji w zimie jest bardzo przyjazna pogoda dla uprawiania speedwaya, dlatego można sobie spokojnie potrenować w przerwie zimowej. To na pewno jest dla mnie duży plus i znacznie mi pomaga.
Czy jest duża różnica między torem w Gorican i w Lesznie?
- W Gorican tor ma około trzystu metrów, a w Polsce są praktycznie tylko długie tory. Tak więc mój "domowy" tor jest raczej podobny do tych z Anglii.
Przed twoim debiutem w lidze spytam cię, czy kiedykolwiek miałeś okazję jeździć w Anglii?
- Tak. Było to chyba ze dwa lata temu, odjechałem tam jedne zawody. Pamiętam, że nie miałem na miejscu swoich motocykli, któryś z kolegów mi pożyczył swoje. Poszło mi średnio. Jestem przekonany, że na własnych motorach poradzę sobie lepiej niż wtedy.