Lech Kędziora: Zakontraktowaliśmy "armaty"

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Kibice w Gnieźnie na awans do Speedway Ekstraligi czekają od 1999 roku. W przyszłym sezonie tę fatalną passę ma w końcu przerwać zespół prowadzony przez Lecha Kędziorę, który posiada w swoim zestawieniu aż dwóch uczestników cyklu Grand Prix.

Przed tygodniem Start zakontraktował Bjarne Pedersena, Antonio Lindbaecka, Magnusa Zetterstroema i Adama Skórnickiego, stawiając siebie w roli głównego faworyta do awansu do Speedway Ekstraligi.

- Co tu oceniać. Wszyscy wiemy, jakiego formatu są ci zawodnicy. Najlepiej świadczą o tym ich średnie biegopunktowe za ubiegły sezon. Dla przykładu Antonio Lindbaeck w I lidze był słabszy tylko od Emila Sajfutdinowa i Darcy'ego Warda. Dlatego na oceny przyjdzie czas dopiero w trakcie sezonu. Jednak jestem przekonany, że nas nie zawiodą i będą jeszcze lepsi niż w tym roku - uważa Lech Kędziora, trener gnieźnieńskiego zespołu.

- Taki był plan, żeby zakontraktować zawodników, których po roboczemu nazywamy "armatami". Teraz oficjalnie możemy powiedzieć, że mamy ich u siebie, za co słowa podziękowania należą się zarządowi klubu i sponsorom. W tym składzie naszym celem jest tylko i wyłącznie awans do Speedway Ekstraligi - dodaje.

Kędziora docenia także siłę formacji młodzieżowej, gdzie miejsce Kacpra Gomólskiego z powodzeniem powinien zająć Oskar Fajfer: - Kacprowi trzeba życzyć jak najlepszych wyników. Zawsze będziemy mu kibicować i będziemy go dopingować, śledząc jego wyniki. Ten transfer pomoże pozostałym zawodnikom, którzy dotąd pozostawali w jego cieniu. Myślę, że Oskar (Fajfer) z powodzeniem zastąpi Kacpra, a i pozostali zawodnicy nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa i będą podnosić swój poziom. Jestem przekonany, że w nadchodzącym sezonie coraz częściej będziemy oglądać wychowanków klubu na pierwszych pozycjach.

Na koniec trener jeszcze raz odniósł się do krytyki, która spadła na niego za złe - zdaniem części kibiców - przygotowywanie toru, przez co w ubiegłym sezonie Start zbyt często przegrywał w meczach u siebie.

- Przegrywaliśmy zdecydowanie zbyt często, ale nie zgodzę się, że to była tylko i wyłącznie wina toru. O tym jaki był, najlepiej świadczą rekordy, których było wyjątkowo dużo. Proszę mi wskazać drugi taki klub, gdzie podczas jednego sezonu tyle razy poprawiano rekord toru. Złej baletnicy przeszkadza nawet rąbek u spódnicy - uważa Kędziora.

Źródło artykułu: