Jak Kargul z Pawlakiem? - część II

Mówi się o nich, że są jak Kargul i Pawlak z kultowego filmu "Sami Swoi"; bez przerwy kłócą się i sprzeczają, ale żyć bez siebie nie mogą. "Wróg, a wróg, ale swój. Na własnej krwi wyhodowany" - tak zdaniem wielu mogliby określić swoje stosunki. W rzeczywistości, jak podkreślają, darzą się szacunkiem i sympatią. O kim mowa? Oczywiście o prezesach lubuskich klubów, Władysławie Komarnickim i Robercie Dowhanie. Co obaj dżentelmeni mają do powiedzenia na temat swojego "sąsiada zza płotu"? W niedzielę swoje zdanie przedstawił szef Stali Gorzów. Teraz czas na sternika Stelmet Falubazu.

- Jak się dogadujemy z Władysławem Komarnickim? W języku polskim (śmiech). A tak na poważnie, to mogę zapewnić, że rozmawiamy normalnie i nie ma między nami żadnych nieporozumień. Od dłuższego czasu staram się, by z mojej strony nie wychodziły żadne zaczepki, czy wypowiedzi, które w założeniu miałyby być kontrowersyjne i które można by w przesadny sposób komentować. Zwykle odpowiadałem na rzeczy, które gdzieś się pojawiły - powiedział specjalnie dla portalu SportoweFakty.pl Robert Dowhan.

Nie da się jednak ukryć, że w czasie trwania sezonu, a zwłaszcza w okresie ielkich derbów Ziemi Lubuskiej obu dżentelmenom zdarza się toczyć medialne wojenki. Uszczypliwości z obu stron są wtedy na porządku dziennym. - Nie rozpatrywałbym tego w kategoriach przytyków i złośliwości, a przede wszystkim nie rozpamiętywałbym tych wypowiedzi - skwitował szef Stelmet Falubazu.

Dowhan, podobnie jak Władysław Komarnicki, zapewnił, że obaj panowie darzą się wielkim szacunkiem i nie warto wracać do wypowiadanych pod wpływem emocji słów. - To, co było już minęło. Mamy nowy rok i nowy sezon. Historię należy pamiętać i szanować, ale nie można nią żyć. Trzeba patrzeć do przodu i zwracać uwagę na to, co przed nami. To, co z tyłu, jest już bez znaczenia.

Sternik klubu spod znaku Myszki Miki zwrócił uwagę na to, że oba lubuskie kluby mogą uchodzić za wzór do naśladowania dla większości ośrodków w Polsce. Zarówno Stelmet Falubaz, jak i Stal Gorzów zarządzane są w pełni profesjonalnie. Pod tym względem ani Dowhan, ani Komarnicki, nie mają się czego wstydzić.

- Nigdy nie czułem się niedoceniany, czy traktowany lekceważąco przez któregokolwiek z prezesów klubów żużlowych. Patrząc na lata spędzone w sporcie, na moje typowo sportowe wykształcenie i wszystkie rzeczy, które robiłem w życiu, a które przekładam na klub, daje to efekt w postaci sukcesów, pełnych trybun, gadżetów, akcji marketingowych i choćby specjalistycznych samochodów, które jako jedyny klub sportowy w Polsce mamy na własność. I tego wszystkiego może zazdrości nam nie tylko gorzowska Stal, ale i cała sportowa Polska. Jest to jednak zazdrość pozytywna, bo motywująca do rozwoju
- przyznał prezes Drużynowego Mistrza Polski.

Robert Dowhan podczas rozmowy z portalem SportoweFakty.pl z wielką sympatią wypowiadał się na temat szefa odwiecznego rywala z północy województwa. Przyznał nawet, że jest coś, czego mu zazdrości. - Każdy z nas uczy się przez całe życie i chce osiągać coraz wyższe cele i to jest jedyny rozsądny kierunek. Nie ukrywam, że zazdroszczę Władysławowi Komarnickiego doskonałych stosunków z władzami miasta, a już w szczególności stadionu, na którym rozgrywają mecze żużlowcy Stali. Marzy mi się taka sytuacja, by władze Zielonej Góry dbały o stadion przy W69, choć w 50 procentach tak, jak to się dzieje w Gorzowie - zakończył.

Obraz wzajemnych relacji, jaki wyłania się z wypowiedzi obu prezesów dość mocno różni się od stereotypu, który funkcjonuje wśród sporej części kibiców. Zarówno Robert Dowhan, jak i Władysław Komarnicki zapewnili, że z rywalem zza miedzy łączą ich serdeczne stosunki, darzą się wielkim szacunkiem, a wszelkie uszczypliwości należy puszczać mimo uszu, gdyż są one jedynie wynikiem sportowych emocji. Jeśli więc nawet prezesów Stali i Falubazu nie można nazwać żużlowymi Kargulem i Pawlakiem, warto zauważyć, o ile nasz ligowy speedway stanie się mniej medialny bez tych dwóch dżentelmenów za sterami dwóch najprężniej działających klubów żużlowych w Polsce, a co za i tym idzie - również na świecie.

Nie pozostaje więc nic innego, jak tylko życzyć sobie, by Dowhan i Komarnicki jak najdłużej szefowali Falubazowi i Stali. I nawet jeśli sami temu zaprzeczają, poczekać, aż Kargul znów zawoła Pawlaka "do płota". Tym bardziej, że - według obustronnych zapewnień - nie wpływa to na ich stosunki i szacunek, jakim się darzą. A o ileż dzięki temu ciekawiej i bardziej kolorowo!

Jakub Sobczak

Źródło artykułu: