- Mogę potwierdzić, że Kenneth Bjerre wysłał do nas ofertę. Dodam, że nawet z tym panem rozmawialiśmy - powiedział specjalnie dla portalu SportoweFakty.pl Witold Skrzydlewski. - Pozwoli pan jednak, że zadam takie pytanie: czy mamy się wypompować finansowo po to, żebyśmy zajęli trzecie, czy czwarte miejsce w lidze, które nic nam nie da? Sprawi to, że na drugi rok będziemy mogli się "bujać". Wydaje mi się, że mamy bezpieczny skład na utrzymanie w lidze, który pozwoli nam zająć miejsce od czwartego do szóstego. Tak na tę chwilę wygląda to na papierze. Myślę, że zawodnicy będą mieli ambicje aby walczyć, bo będą mieli do podziału 150 tysięcy złotych jeśli zajmą czwarte miejsce. Niby to jest niewiele, ale to zawsze coś. Założenia są takie, żeby u siebie wygrywać mecze dla naszych kibiców, a na wyjazdach raczej wywiesić białą flagę. Po co więc nam Kenneth Bjerre?
Główny sponsor Orła Łódź podkreślił, że wymagania finansowe Duńczyka były zdecydowanie zbyt wysokie jak na pierwszoligowe warunki. - Wielu zawodników i nie mówię teraz tylko o panu Bjerre, myśli o innych czasach. Według mnie jest to wina prezesów, bo w piłce, koszykówce, żużlu, czy w innych sportach, kluby płaczą, że nie mają pieniędzy, chcą renegocjować kontrakty. Ale przepraszam: kto zmuszał prezesów do podpisywania tak wysokich kontraktów? W Orle jest taka sytuacja, że podpisane są umowy na kwoty, jakie ja mówię. Gdyby brakło mi pieniędzy, musi się zebrać moja rodzina i robi zrzutkę żeby to załatwić. Może przez to, że nie jestem fanatykiem sportu nie wierzę w takie bajki, że jak awansujemy to przyjdą inwestorzy. To jest bajka. Człowiek oszukuje samego siebie. Czy uważa pan, że jeżeli Gniezno czy Grudziądz awansuje, to momentalnie przybędzie tam sponsorów? Nie. Będzie taka sytuacja, że na pierwszy, czy drugi mecz przyjdzie bardzo dużo ludzi, ale później jak zaczną przegrywać mecze, bo będą mieli słabszy skład, będzie ich przychodziło mniej niż na pierwszą ligę. Kibic chce bowiem oglądać zwycięstwa. Przecież pamiętam jak u nas na druga ligę przychodziło więcej fanów niż na pierwszą - podkreślił.
Skrzydlewski zwrócił uwagę na politykę łódzkiego klubu, który nie płaci zawodnikom dużych pieniędzy przed sezonem, ale zapewnia terminowe wypłaty za punkty. - Nie można podpisywać kontraktów z sufitu. Trzeba tak postawić warunki, żeby zawodnik miał do wyboru kanarka na dachu albo wróbla w garści. Dlatego było nam łatwiej rozmawiać z zawodnikami. Mamy bowiem opinię wypłacalnego klubu. Zawodnik woli wziąć od nas więcej za punkty niż na przygotowania, bo on potem zrobi sobie coś koło domu, bo albo się buduje, albo remontuje. Jak taki jesteś bohater, to idź do banku i weź sobie kredyt. U nas są pewne pieniądze, masz pewne, że masz zapłacone za punkt i koniec. A w innych klubach zawodnicy nie są pewni otrzymania tych pieniążków na czas, to wolą mieć z góry na to przygotowanie. Nie mam co do tego pewności, ale być może w ten sposób myśli pan Bjerre, skoro sprawę stawia w taki, a nie inny sposób - zakończył.
Nie jest znana kwota, jaką za podpis z Betardem Spartą Wrocław otrzymał Kenneth Bjerre, ani oczekiwania finansowe, które Duńczyk zawarł w ofertach rozesłanych do pierwszoligowych klubów. Warto jednak podkreślić, że jak w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl zdradził prezes Lubelskiego Węgla KMŻ Dariusz Sprawka, kilka lat temu Bjerre za sam podpis pod umową żądał aż 120 tysięcy euro.
Skrzydlewski dla SportoweFakty.pl: Nie można podpisywać kontraktów z sufitu
Wieść o tym, że Kenneth Bjerre będzie w sezonie 2012 zawodnikiem Betardu Sparty Wrocław była dość dużą niespodzianką. Wydawało się bowiem, że Duńczyk nie znajdzie zatrudnienia w Speedway Ekstralidze. Zawodnik rozesłał oferty do klubów pierwszoligowych, ale większości z nich nie było stać na spełnienie jego wymagań finansowych.