Na razie nie wyobrażam sobie życia bez żużla - wywiad z Tomaszem Gapińskim

Tomasz Gapiński licencję żużlową uzyskał w 1998 roku. - W tym roku trochę się rozleniwiłem - przyznaje ze śmiechem, ale wciąż czuje wielką chęć do jazdy. Przed Gapińskim sezon w roli kapitana bydgoskiej Polonii.

Maria Marcinkowska:  Czy mały Tomek Gapiński od początku marzył o tym, żeby zostać żużlowcem?

Tomasz Gapiński: Od kiedy byłem mały, rodzice zabierali mnie na żużel. Myśl o tym sporcie sama przyszła, kiedy reaktywowano żużel w Pile. Nie grałem w piłkę, trochę biegałem, a sport żużlowy przyszedł naturalnie.

Bardzo szybko w Pana karierze przyszły sukcesy drużynowe, m.in. srebrny medal w MDMP w 1999 r. Tytułów indywidualnych było trochę mniej.

- Cieszyłem się, że zdobywamy medale, ale nie było sukcesów indywidualnych – zawsze gdzieś przytrafił się pech i nie awansowałem z eliminacji krajowych. Tak bywa, nie załamywałem się i sukcesy nie uderzyły mi do głowy. Walczę do dzisiaj i myślę, że nie jest źle.

Które sukcesy wspomina Pan najmilej?

- Szczerze? Wszystkie wspominam miło. Kiedy zdobywa się medal w mocno obsadzonych imprezach, to wszystko pozostaje w głowie. Również te słabsze wyniki dobrze się pamięta, ale nie można się wtedy załamywać i trzeba jechać do przodu.

Jak Tomasz Gapiński znosi porażki? Wraca Pan myślami i analizuje to, co było źle?

- Tak, oglądamy i analizujemy błędy razem z mechanikami. Dużo rozmawiamy i wyciągamy wnioski na przyszłość, żeby tych samych błędów ponownie nie popełniać.

Pomyślał Pan kiedykolwiek o tym, żeby powiesić kevlar na kołku i zająć się czymś innym, niż czarny sport?

- Taka myśl pojawiła się w ubiegłym roku, kiedy po kontuzji leżałem w szpitalu. Noga się nie goiła i nic nie szło w dobrą stronę. Czekała mnie kolejna operacja i przyszła chwila załamania. Pomyślałem, że może już czas dać sobie spokój i nie narażać życia ani zdrowia. Na szczęście udało mi się pozbierać.

Które osoby najbardziej wpłynęły na Pana karierę?

- Kiedy zaczynałem jeździć w Pile, młodzieżowcami zajmował się Jerzy Budzeń, który również jeździł i był mechanikiem. Myślę, że najwięcej zawdzięczam Panu Jurkowi, który mnie wiele nauczył. Później jednak też spotykałem trenerów, którzy mi bardzo pomogli.

Czy pomimo ciągłej rywalizacji i częstej zmiany klubów można znaleźć przyjaciół wśród zawodników?

- Raczej nie można nazwać tego przyjaźnią, tylko dobrym koleżeństwem. W światku żużlowym po prostu wszyscy się znają i kolegują.

Umie Pan odpoczywać od żużla?

- W sezonie to ciężka sprawa, bo nawet kiedy ma się 2-3 dni wolnego to nie można uciec od sportu. Poza sezonem oczywiście jest łatwiej. W tym roku trochę  nawet się rozleniwiłem i na początku nie miałem zapału do jazdy. Może to i dobrze? (śmiech). Teraz mam wielką chęć do jazdy.

W 2013 roku będzie Pan świętować 15-lecie kariery. Planuje Pan kolejne lata i myśli o tym, jak długo jeszcze zajmować się sportem?

- Chciałbym jeździć jak najdłużej. Kiedy przyjdzie słaba forma, to na pewno nie będę się nadwyrężał i skończę z żużlem. Na razie nie wyobrażam sobie, jak może wyglądać moje życie po zakończeniu kariery.

W sezonie 2012 będzie Pan kapitanem bydgoskiej Polonii. Będzie to trudna rola?

- Dlaczego miałaby być trudna? Wszyscy w Bydgoszczy dobrze się znamy. Krzysztofowi Buczkowskiemu, Robertowi Kościesze czy Emilowi Sajfutdinowowi nie trzeba pomagać, raczej warto skupić się na młodzieżowcach. Okaże się, czy będę dobrym, czy złym kapitanem. Przed nami dużo walki, a ja będę się starał, żeby wychodziło jak najlepiej.

Źródło artykułu: