Piątkowy wypadek wyglądał naprawdę groźnie, ale poza kilkoma siniakami wychowankowi Stali Rzeszów nic się nie stało. - Nie czuję się dobrze z dwóch powodów. Po pierwsze, bo nie awansowałem, a po drugie przez motocykl, który spadł na mnie z nieba i jestem teraz trochę poobijany. Strasznie szkoda tego ostatniego biegu, niepotrzebnie mając prowadzenie i pewną przewagę pchałem się w krawężnik, gdzie była potworna dziura. No ale co się stało to się nie odstanie - mówi nieco podłamany.
Dla podopiecznego Marka Cieślaka występ na stadionie Wandy był debiutanckim. Czy upadek, który przekreślił awans do półfinału ma jakiekolwiek znaczenie w poglądzie na temat tego toru? - W Krakowie byłem pierwszy raz i ogólnie nie ma zastrzeżeń do tutejszego obiektu, bo jest bardzo fajny. Przeszkadzało jedynie startowanie na chorągiewkę. Myślę, że w końcowym rozrachunku trochę wypaczyło to wyniki. Ale takie jest życie. Kto był sprytniejszy ten awansował - oznajmia.
Po zwycięstwie na inaugurację z Betardem Spartą Wrocław morale w ekipie "Jaskółek" są naprawdę wysokie. Prawdziwy egzamin przyjdzie jednak dopiero w niedzielę kiedy naprzeciw klubu z Małopolski stanie podrażniony porażką w Bydgoszczy Stelmet Falubaz Zielona Góra. - Nastroje są oczywiście bojowe. Jedziemy do mistrza Polski, ale już przed meczem nie składamy broni. Ostatnio wspominałem, że będę się starał dorównać swoją postawą do kolegów i spróbuję wywalczyć jak największą możliwą ilość punktów, tak abyśmy wywieźli z Zielonej Góry komplet "oczek" - zapowiada.
Specjalnie dla portalu SportoweFakty.pl 22-latek wypowiedział się również o kontrowersyjnym przepisie w Enea Ekstralidze zabraniającym wychodzenia zawodnikom na tor 60 minut przed planowanym rozpoczęciem meczu. - Dla mnie to chory pomysł. Siedząc w parku maszyn koleiny, czy wyrwy na środku łuku po prostu się nie zauważy. Doprowadzi to do poważnych kontuzji i wtedy będzie za późno - kończy brązowy medalista MIMP z 2009 roku.