Jedyne co może wynikać pozytywnego z owych projektów, to fakt, że nawet do włodarzy ostatnich i nielicznych ośrodków dotarło, iż obecny stan żużlowego pacjenta jest co najmniej niestabilny, rokowania niepewne, zaś radykalna interwencja – niezbędną koniecznością. Cóż jednak może dobrego wyniknąć z usunięcia "leczonemu" zdrowej nerki, skoro nawet z podstawowego wywiadu medycznego wynika, iż ten choruje na płuca, bo wyraźnie słychać jak ledwie dyszy, na serce, bo dramatycznie brakuje mu świeżej krwi i na zanik pamięci, bo świadczą o tym jasno rozpaczliwe próby wymyślania "prochu i koła", te zaś dawno zostały wynalezione i teraz wystarczyłoby tylko ich sensownie użyć, zamiast kombinować nad zamiennikami, przy okazji niszcząc ostatnie zdrowe, młode i rozwijające się elementy? Otóż nic dobrego.
Każdy kibic ma pewnie własne pomysły i teorie na temat metod leczenia i rehabilitacji, ale też nikt nie jest geniuszem, znającym jedyne słuszne i skuteczne panaceum, do tego szybkie i bezbolesne w zastosowaniu, baa podejrzewam wręcz, iż takowy specyfik zwyczajnie nie istnieje. Istnieją jednak znane terapie, wymagające wszakże najpierw, właściwego
zdiagnozowania dolegliwości, po wykonaniu bardzo szerokich i dokładnych badań, potem zaś wprowadzenia konsekwentnego i zwykle długotrwałego, leczenia. Czy tak właśnie postępują żużlowe władze oraz wciąż istniejąca z nieznanych przyczyn i bez sukcesów – SEPSA? Ano coś mi się nie wydaje.
Nawet kompletny brak wiedzy na temat sportu żużlowego akurat nie przeszkadza postronnym wręcz obserwatorom różnych dyscyplin, zauważyć, że dobrze dzieje się tam, gdzie mamy do czynienia z powszechnością dostępu i zainteresowania (nawet F1 dba o młodych ludzi bawiących się w karting, różnorakie cykle mniej i bardziej poważnie, ale jednak wyścigowe i wręcz wyszukuje tamże talenty), powszechnością i masowością
relacji medialnych, z transmisjami "live" oraz retransmisjami, w wielu stacjach i wielu krajach i wreszcie powszechnością wspomagania potężnymi środkami finansowymi, pochodzącymi od możnych Sponsorów oraz stacji TV, zwykle na zasadzie naczyń połączonych – jest zainteresowanie kibiców, są media, jest efekt marketingowy i "pi arowy" dla darczyńcy – jest kasa. Czy ostatnie pomysły speedway`owych decydentów zmierzają w takim właśnie kierunku? Czy dzięki ich, w mozole, pocie i znoju, wykonywanej pracy,
przybędzie w dającej się określić perspektywie, zawodników, ośrodków, krajów, kibiców, mediów i sponsorów? Spójrzmy tylko na ostudzenie zapału, przepraszam za wyrażenie: "publicznej" TV, właściwie jeszcze zanim osiągnęła przyzwoity poziom i oglądalność i to znacznie przed rozpoczęciem Igrzysk, a tuż po rozpoczęciu rozgrywek, czego zresztą się
spodziewałem i o czym pisałem na tych łamach kilka miesięcy temu lub na dramatyczny spadek frekwencji, tam gdzie zespół jedzie "o nic". Odpowiedź wydaje się oczywista.
Cóż więc chcą osiągnąć Prezesi swymi samobójczymi golami i podcinaniem gałęzi na której siedzą? Czego im brakuje, by rzetelnie i merytorycznie zanalizować problem i podjąć właściwe decyzje? Jaka jest przyczyna niemocy, grania na przetrwanie i oczekiwania, że nagle stanie się "coś" lub przybędzie "ktoś" i problemy "same" się rozwiążą, a oni będą nadal piastować, zarządzać, udzielać wywiadów i odbierać laury za "zasługi"?
Czy w polskim i światowym żużlu nie ma nikogo oddanego dyscyplinie, wykształconego, z pomysłem, koneksjami i możliwościami, wykraczającymi poza "granice powiatu"? Nie myślę przy tym o delikwentach pokroju Olsena, czy Brigss`a, których jedynym celem jest zarobienie kasy na żużlu, a nie dla żużla. Przykłady innych światowych federacji sportowych pokazują, iż do sukcesu potrzeba przede wszystkim, sprawnego i skutecznego szefa zarówno samej federacji, jak też działającej w jej strukturach, dyscypliny. Czy speedway jest zarządzany przez takich właśnie ludzi? No cóż, przykre, ale odpowiedź na to pytanie nie może być twierdząca.
Jaka więc przyszłość rysuje się przed naszą ukochaną dyscypliną? Cóż, Eurosport pokazuje różne "dziwadła" na zasadzie "ciekawostki przyrodniczej", zatem pewnie tak zupełnie i ostatecznie speedway nie upadnie, ale czy i ewentualnie kiedy, dorówna popularnością i stanem organizacji choćby siatkówce? Bez klubowych pucharów, ligi światowej, "poważnych" mistrzostw świata i kontynentów – będzie ciężko, może nawet bardzo ciężko, ale da się to osiągnąć, tylko nie spotykając się dwa razy na krzyż w roku po parę godzin, w przypadkowym i zmiennym gronie nieprzygotowanych i nieodpowiednich często ludzi, bez ładu, składu i koncepcji, żeby coś tam wydumać na kolanie i pokazać w ten sposób swą "aktywność i troskę".
Przemysław Sierakowski