Bartłomiej Czekański - Bez hamulców: Gula na Vacula (i Maciula)

Bartłomiej Czekański staje w obronie Martina Vaculika i Macieja Janowskiego. Apeluje również o przywrócenie próby toru.

Bartłomiej Czekański
Bartłomiej Czekański

Zaraz po kadłubowej drugiej kolejce Ekstralipy żużlowej zajrzałem na różne fora internetowe i tam znalazłem takie wpisy:

"Ciekawe, ile Vaculik wziął od Myszy za spapranie czternastego biegu?"

"To nie Vacul, tylko Vaciul!"

"No to macie tego swojego miszcza świata juniorów Janowskiego za taką olbrzymią kasę, koń by się uśmiał".


Na szczęście, takich komentów było stosunkowo mało. Widać, pierwszy gniew po remisie w Zielonce szybko przeszedł kibolom "Dream Teamu" z Tarnowa. Jakby nie było, to na Wrocławskiej Taurony już były w ogródku i witały się z gąską, jeno obalił im się Słowak. I to na prowadzeniu! Ale powiem tak: kibole ręce precz od Martina i Maciula Janowskiego!

Tego pierwszego bowiem zgubiła tylko euforia, że prowadzi w kluczowym, przedostatnim wyścigu oraz ambicja. Chciał pojechać szerzej, gdyż spodziewał się, że złapie tam pod tylnym kołem większą przyczepność, jako że pod bandą było już mocno odsypane. Niestety, przy równaniu toromistrzowie nie ścięli i nie rozprowadzili tej wydmy, która utworzyła się z mokrej nawierzchni, odsypanej przez koła aż pod sam dmuchawiec. To był ich gapiowski błąd, za który zapłacił Vacul. Owa wydma go wciągnęła i obaliła. Chłopak po prostu za bardzo chciał. Takie wpadki -wypadki zdarzają się nawet najlepszym.

Jeśli chodzi o Janowskiego, to jechał on czwarte zawody pod rząd, dzień po dnu. Odbył przy tym nerwową i stresującą podróż z Anglii na stadion w Gorzowie, żeby zdążyć na mecz z Resztą Świata. A jaki był tor na Jancarzu, to wszyscy widzieliśmy: skandaliczny! Urywał zawodnikom ręce przy samej dupie. Dzień później ściganki na mokrej nawierzchni w Zielonce. Młody organizm miał prawo nie wytrzymać takiej końskiej dawki. Ale o Magica jestem spokojny, on szybko wejdzie we właściwy rytm. Bardziej martwi mnie dyspozycja Kacpra Gomólskiego, który miał stanowić z Janowskim najsilniejszą młodzieżową parę w Ekstralidze. A nie stanowi. U siebie obejrzał nawet plecy wrocławianina Patryka (Z)Dolnego! Przy okazji: lubię styl jazdy tych kolesiów, wywodzących się z betonowego gnieźnieńskiego toru. Oni tak fajnie wyginają się na motorach!

Tyły w Tauronie zapodaje "Pan tera, a pan potem" Lampart. Widać, przeszczepienie tej żużlowej roślinki z ziemi rzeszowskiej na tarnowską nie powiodło się. W jego miejsce do składu "Dream Teamu" ma więc trafić młody i zadziorny wychowanek Unii, Jakub Jamróg. I ja wam powiem drodzy towarzysze z Tauronu i Azotów, że koncepcję macie dobrą, i słuszną linię macie. Trzeba bowiem stawiać na własne, młode kadry. Na przyszły sezon będzie jak znalazł, bo "Dream Team" może się rozlecieć i wówczas trzeba będzie jechać wersją oszczędnościową. Do czego piję? Ano wiewiórki mi doniosły, że ponoć właściwy minister wezwał szefów Enei i zalecił im ograniczenie finansowej aktywności na sportowym polu, a taki rozkaz ma także popłynąć w kierunku innych spółek z większym lub mniejszym udziałem skarbu państwa. Tak mi przynajmniej doniosły wiewiórki. Czyżby senator Dowhan już zadziałał, bo przecież głośno obiecywał….?

Mocarna Unia T. w Zielonce była lepsza od Falubazu i remis jest dla niej krzywdzący! Owszem, deszcz odebrał gospodarzom atut własnego toru, bo się przygotowali na inną nawierzchnię, a goście - jak to zwykle bywa - byli nastawieni na każdą ewentualność.

Jednak, gdyby trenerem Motomyszy nadal był "Żyto rośnie na mokrym", to sądzę, że zielonogórzanie rozjechaliby u siebie tarnowian. Bo Piotrek Ż. raczej nie ma skrupułów. Przygotowałby koparę po pas, pełną dziur, kolein i niespodzianek typu: mniej i bardziej przyczepne miejsca. Trup by się ścielił gęsto, byłaby walka z motorami o życie, zero widowiska, ale goście nie ujechaliby na takiej wrednej nawierzchni. Bo co innego kopa u siebie, a co innego na wyjeździe. A dotąd betonowy tarnowski tor, obecnie po dosypaniu świeżej nawierzchni stał się po prostu normalny, lecz wciąż nie superprzyczepny. Jak uważają żużlowcy, nadal nie da się niego zrobić kopy po ośki kół.

Teraz jednak - na szczęście - trenerem Falubaziaków jest Rafał Dobrucki. On jeszcze myśli jak zawodnik i nie zamierza zabijać swych kolegów ścigantów, by za wszelką cenę wygrać. Wraz z toromistrzami, mimo deszczu, przygotował niezły torek do ścigania się. Brawo! Meczyk był przedni, vide te mijanki Koldiego z Adrenaliną! W ten sposób Rafi zawstydził, tak lubiany przeze mnie Gorzów (ten tekst piszę ubrany w ciepły klubowy polar Stali, bo mnie angina męczy), którego toromistrzowie wraz z "Narodowym" Cieślakiem na rewanż z Resztą Świata zdołali na Jancarzu przygotować po deszczu jedynie crossowisko skrzyżowane z trasą rajdu Paryż-Dakar. Hańbą było przeprowadzenie na czymś takim meczu i narażanie zawodników (kontuzja "Małego"). Bo telewizja na żywo, bo promocja, bo oficjele przyjechali…

Myszka Miki, co prawda, wciąż jest championem kraju, tyle że już niestety - także przez głupie przepisy - nie ma mistrzowskiego składu (nawet medal wydaje się dość wątpliwy). Dla mnie nie była więc faworytem tego sam na sam z Tauronem. Rafi Dobrucki zastosował pokerową zagrywkę i w miejsce sławnego Rune Holty, w tym momencie zupełnie nieprzygotowanego do sezonu, wstawił wracającego po ciężkiej kontuzji Jonasa Davidssona, a zamiast po Łukasza Jankowskiego sięgnął po dotychczas słabiutkiego i niemal niepunktującego Aleksandra Łoktajewa (Loktajewa?). To decyzja na podstawie ich treningowych jazd. O ile Davidsson okazał się strzałem w stopę Rafiego, o tyle Łoktajew odwdzięczył się trenerowi siedmioma oczkami i bonusem. Pojechał nawet w XV biegu, acz żadnego nie wygrał. Problem z nim jest taki, że nie czyta jazdy w parze i czasem wręcz przeszkadza na torze swoim szybszym kolegom.

Ogromny kryzys formy przeżywa Protasiewicz i jeżeli się szybko nie otrząśnie, to może pogrążyć Falubaz! Na razie mistrzowie mogą być pewni jedynie masakrycznie szybkich Andreasa Jonssona (tylko co z jego startami?!) oraz jadącego życiówkę Patryka Dudka (niczym dzieciaka objechał Hanocka!). Spojrzałem na ostatnią okładkę "Tygodnika Żużlowego", gdzie na zdjęciu uchwycono balans na łuku w wykonaniu właśnie Dudiego "Wyginam śmiało ciało". I ten jego styl od razu skojarzył mi się z cyrkową jazdą Kelly Morana! Tak, mamy więc swojego Morana! Już po jednej niesamowitej akcji (z wyjścia) Patryka na przedsezonowym sparingu we Wrocku zapowiedziałem, że ten chłopak pojedzie w tym roku swoją życiówkę. I jeeeeeedzie!

Tak więc Zielonki bym jeszcze zupełnie nie skreślał. Za wcześnie. Wróci do siebie Davidsson, a zdziwicie się, jakim solidnym ekstraligowcem okaże się Krzysiek Jabłoński. Nadal wykazuje on dużą ochotę do jazdy, do tego jest utalentowanym tunerem. Zwracam też uwagę na szybki motor Strzelca. Z tej mąki niebawem rownież może być chleb.

Gdańsk w drugiej kolejce został zmasakrowany w Toruniu, a "trójki" i "dwójki" dla gości wozili wyłącznie Nicki Pedersen i na sam koniec Thomas H. Jonasson. Czyli 2, słownie dwóch, zawodników! Reszta jechała na 0 lub na 1. I tylko taka może być ocena tych pozostałych pięciu nieudanych ścigantów. Kompromitacja. I Wybrzeża i Ekstraligi. Dlatego setnie ubawiłem się, gdy prezes "Aniołów" Wojtula Stępniewski w ogłoszeniach parafialnych uroczyście i radośnie oznajmił, że meczem z Gdańskiem torunianie zrehabilitowali się za lanie, jakie w pierwszej kolejce zebrali w Gorzowie! No to teraz Apatorowi pozostaje poprawić sparingiem z Rawiczem i samopoczucie w drużynie będzie już znakomite!

Nie wiem, jak dalej radzić sobie będzie Sparta (w inauguracyjnej odsłonie zebrała w Tarnowie w plecy do 29, a byłoby wyżej, gdyby nie defekt Madsena, tyle że aż pięciu wrocławian potrafiło przywieźć do mety 2 punkty lub 3), ale Wybrzeże na pewno nie jest ekipą na Ekstraligę. Szybki w tym sezonie Nicki Pedersen znów jeździ jak wańka - wstańka. Dzwon za dzwonem. Kontuzja za kontuzją. I to fristajlowe fruwanie na meczu w Toronto! Teraz z kolei Duńczyk wystąpi w podwójnym bucie, chroniącym boleśnie obity palec u nogi. Nicki "Dziki kot w butach", to twardziel, nie przejmuje się cierpieniem. Ale jeśli w końcu - tfu, tfu, odpukać! - przywali o glebę mocniej i będzie musiał pauzować, to Wybrzeże będzie w czarnej du….żej dziupli. Składzik ma bowiem cieniutki niczym postny barszczyk. Zresztą, prezesowi Polnemu chyba nigdy dotąd nie udało się utrzymać swej drużyny w E-lidze? Mylę się?

I nie wyjeżdżajcie mi tu zaraz ze złośliwymi tekstami o ewentualnej słabości Sparty, bo ja uważam, że jeśli będzie ona za chuda w uszach na Ekstraligę, to niech z niej spada i już! Dla słabeuszy bowiem nie ma miejsca w najwyższej klasie rozgrywkowej! Takie są twarde reguły zawodowego sportu. Ale oczywiście nikomu degradacji z ligi nie życzę! Ani Wrockowi, gdzie mieszkam, ani Gdańskowi, który jest najładniejszym miastem w Polandii.

Po dwóch kadłubowych, niepełnych kolejkach ligowych trudno wyrokować, jaka będzie ostateczna tabela sezonu ‘2012. To byłoby głupie i przedwczesne, lecz gdyby jednak ktoś mnie zmusił, typowałbym dziś tak: finał to Gorzów-Tauron, o brąz Toruń- Leszno, 5. Falubaz, 6. Bydzia, 7. Rzeszówek, 8. Czewa, a o 9. plac powalczą Sparta z Wybrzeżem. Bydzia jednak może zapłacić beniaminkowe, zaś Marma ma tylko dwóch wojowników w składzie (Crump i Walasek), bojowego trenera Darka Śledzia, ale reszta tej ekipy złośliwie nazywana jest z toruńska "Pussy", a gdzie indziej mówią nawet na nią pieszczotliwie "Kuciapki".

Powtarzam, owo wróżenie z fusów, to tylko taka zabawa. Przedwczesna. Tarnów musi się czuć bardzo mocny, bo jego Vaculik butnie i w sumie retorycznie pyta na SF: - Phi, a z kimże to my możemy przegrać na wyjeździe???

Martin, a choćby w Gorzowie i Toruniu możecie dostać wciry. W Lesznie też nie będzie łatwo.

To w Ekstralidze. A na pierwszym froncie Start Gniezno, o którym mówiło się przed sezonem, że niczym walec rozjedzie swoją ligę, zebrał baty w „Długopili i wstyd był. Ja tam do Gniezna nic nie mam, poza tym, że bezczelnie budowało obecny pierwszoligowy Dream Team, kiedy jeszcze wówczas nie miało spłaconych swoich dotychczasowych żużlowców. Teraz więc kara musi być długa i uciążliwa. Na razie nazwiska mu nie jadą.

Za to z Łodzi mam niezłą polewkę. Chłopaki spinają się, wygrywają mecz, a ich szef imć Skrzydlewski zapodaje, że nie ma się co podniecać, że to tylko przypadek, bo jego drużyna słaba jest. Nie ma to jak wiara w człowieka.


Dożynki i mecze na styku?


- Co będzie w dzisiejsze, niedzielne popołudnie, odpowie wiatr (a raczej deszcz) - śpiewał zespół „Chłopcy z Placu Broni”. Pogoda jest teraz zmienna i nie wiadomo, ile spotkań się odbędzie. Ciekawie może być w Toruniu i Gdańsku, gdzie prawdopodobne są wyrównane spotkania. Chociaż równie dobrze "Anioły" u siebie mogą ostro sprać Motomyszy. A ja u bukmacherów postawiłbym na nieznaczną wygraną Bydzi nad morzem. Może trafię?

A reszta? To mogą być dożynki, czyli dożynanie słabeuszy ligowych (tych z potencjalnej dolnej piątki). Chyba, że jakiś outsider nieco się postawi, zaś faworyt nie będzie miał swego dnia. I będzie bardziej na styku.

Na razie jednak to Ekstralipa, a nie Ekstraliga.


Gdy rządzą kibole

Na torze, poza wyjątkami, nudy na pudy, lecz wokół toru dzieje się znacznie więcej. W Bydzi szaleją kibole, którzy nie mogą się zgodzić, że "Gdzie jest generał?" Dering, czyli prezes Polonii, pogonił z klubu ich ulubionego Kanclerza. Jerzego. I piszą petycje. Kibice są jednym z największych sponsorów drużyny, więc powinni być wysłuchani, ale z drugiej strony, jeśli zaczynają rządzić klubem, to nigdy z tego nic dobrego nie wychodzi. A bydgoski kibicowski ludek wyrywny jest i nerwowy. Kiedyś przyjeżdżał taczką ozdobioną wieńcem pogrzebowym (a fe!) po Leszka Tillingera, skopał busa własnemu zawodnikowi Chrzanosiowi ( to było zachowanie: dno i pół metra mułu), teraz z kolei ostro żąda przywrócenia Kanclerza. Pan Jerzy ma tę ważną zaletę, że potrafi się z fanami dogadać, ale jego medialne zaczepki i połajanki pod adresem prezesa "Lotnik kryj się" Deringa musiały się tak skończyć. Z wojskowym tak się nie gada. Nie wierzę też, że pan Jerzy bez żużlowego doświadczenia potrafiłby poprowadzić drużynę Polonii w ważnych meczach na styku. Ale chcecie tego swojego Kanclerza, to sobie go miejcie, zwłaszcza, że ludzie z Leszna opowiedzieli mi właśnie, iż Sławomir Kryjom wyznał im, że ma już podpisany menedżerski kontrakt z Bydzią! Dotarło to też do bydgoskich kibiców, którzy w internecie się zagotowali i teraz gremialnie (i chyba słusznie) protestują przeciw zatrudnianiu Kryjomu w Polonii. Fakt, facet nie ma najlepszej opinii w żużlowej Polandii. Trochę już nawywijał. Tylko, że przez te swary gdzieś może uciec bojowa atmosfera w samej bydgoskiej drużynie, a wtedy przyjdą porażki. Trzeba to więc szybko poprostować.

Oto autentyczny, internetowy cytat jakiegoś bydgoskiego fana żużla: "W sezonie ‘2009 nie pasowali naszym kibicom Tillingier oraz Chrzanowski i Davidsson. Powód: zespół spisywał się „źle”, a czwarte miejsce w lidze większość nazwała fuksem. Przepraszam, lecz czy fuksem można nazwać zwycięstwa z Atlasem 47:43, z Falubazem 47:43, Lotosem 57:33 (Polonia odrobiła 24 punkty, a bonusa nie dostał nikt), z Włókniarzem 46:38, z Caelum 47:43. Czy fuksem można nazwać remisy z Unią L. 45:45 (przed ostatnim biegiem, to Polonia prowadziła 44:40) lub z Unibaxem w play off 45:45? Moim zdaniem, nie. Polonia zrobiła swoje, a że Caelum przegrał z Falubazem, zaś Unia L. z Włókniarzem, to już inny temat. Było więc dobrze, a mimo to kibice chcieli zmian, więc przyszedł Wojciechowski. Okazało się, że było gorzej, bo Polonia spadła do 1. ligi. Przyszedł Dering i wywalczył awans do Ekstraligi, lecz teraz już przestał być dobry, bo zwolnił Kanclerza. Kibice, wy sami nie wiecie, czego chcecie?! Tillinger według was był zły, zaś według mnie akurat Tillinger był dobry dla klubu. Ale tak to jest, jak pewne decyzje zapadają pod naciskiem kibiców".

W Czewie jest równie pasjonująco. Najpierw, w dniu konferencji prasowej zmył się - wydawało się, że już dogadany - tytularny sponsor drużyny "Lwów", tj. JDB, a w jego miejsce natychmiast wskoczył Dospel. Teraz i Dospel wstrzymuje swój sponsoring, gdyż jego prezes twierdzi, iż jeden z działaczy Włókniarza „obraził dobre imię jego i jego firmy”. Z kolei, wspomniany działacz klubu zapewnia, że telefoniczna rozmowa była grzeczna i miała tylko przypomnieć sponsorowi tytularnemu o jego obowiązkach względem Włókniarza, czyli o przelaniu kasy. Tak sobie jednak myślę, że gdyby tam nie latały w powietrzu, a raczej w słuchawce, różne ch… i ku…, to właściciel Dospelu aż tak by się nie obraził. I nie żądał oficjalnych przeprosin. Jak to Ferdek Kiepski mawia? "Troszku kultury proszę!" Dwie głośne awantury ze sponsorami w ciągu kilku czy kilkunastu dni? He, he, tę nerwową atmosferkę trzeba jakoś przewentylować (przewietrzyć). Coś mi się wydaje, że w tej Czewie będzie jeszcze ciekawie i gorąco. Może nawet trafi ona do polsatowskiego programu "Trudne sprawy"?

A propos: gdzie zniknął Maniek Maślanka? Ani go widu, ani słychu w mediach. Co z nim zrobiliście, "Medaliki"?

Inną bezsensowną zadymę obserwowaliśmy do niedawna w pięknej i zakochanej w speedwayu Zielonej Górze. Skończyła się ona tak, jak musiała, czyli Falubaz nadal rozgrywa swoje mecze na miejskim stadionie przy ul. Wrocławskiej. Natomiast prezes ZKŻ-u Roberto "Różowy Koszul" Dowhan musiał zrezygnować z etatu w spółce sportowej (inaczej pewnie straciłby mandat senatora PO i wpływ na waaaadzę w Polsce), a zostawił sobie jedynie szefowanie stowarzyszeniu. Teraz chyba nawet jego najbardziej zagorzali wielbiciele wreszcie kapnęli się, jakie było podstawowe podłoże kłótni Dowhana (facet ma na karku łeb jak sklep) z miastem. A jak jeszcze nie skumali, to ja im już nie będę tego tłumaczył. Powiem tylko, że sport plus polityka to zły mariaż.

Imć Robertowi pewnie jest smutno, bo - tak czy siak - przepada mu baaaardzo tłusta menedżerska pensyjka w klubie - spółce (jak ja lubię tych, hm, zaangażowanych, społecznych działaczy). Oddaję mu jednak tu honor, że z Falubazu uczynił najbardziej profesjonalny żużlowy klub w Polandii, zebrał wokół niego grono sponsorów i zrobił bardzo wiele dla marketingu nie tylko samego ZKŻ-u, ale i całego żużla. Acz czasem był to marketing nieco nachalny, badziewiasty i mnie osobiście odrzucający. Te wszystkie Lisy, Karolaki, itd.
Tak czy siak, dobrze, że jest już po ptokach, czyli po tych przepychankach i jakże liczna, gorąca rzesza zielonogórskich kibiców może spokojnie koncentrować się już tylko na jeździe swojej ukochanej drużyny, a nie kombinować jakby tu na ligę ewentualnie dotrzeć do Gdańska.


Prezie kombinują, a bezpieczeństwo zawodników mają w du…żym poważaniu

Idiotyczny przepis zabraniający zawodnikom wchodzić na tor na 90 minut przed meczem, wykoncypował rozkoszny prezio Ekstraligi Ryszard Kowalski i jego podpowiadacze. Nowa GKSŻ bez zastanowienia to przyklepała. Jednak po protestach, głównie Falubazu (ale nie tylko) i niezłomnego szefa zawodniczego "Metanolu" Krzyśka Cegielskiego, Komisja zmniejszyła ten czas do 60 minut. Co więcej, owa GKSŻ sensownie chce powrotu próby toru. Takiej próby jednak - jak ponoć twierdzi "Cegła" - nie chcą… sami zawodnicy! Jednak, jak znam życie, to "Ceglasty" pogadał sobie jedynie z Koldim, Gollobem czy Hampelkiem, a takim mistrzom może rzeczywiście próbna jazda przed meczem nie jest konieczna. Cwaniaczki, bo sami przed GP to mają cały trening do dyspozycji! Dlaczego nie myśli się tu o zawodnikach z mniejszym doświadczeniem i z gorszymi umiejętnościami, dla których taka próba toru to wręcz błogosławieństwo i szansa na bezpieczniejsze odjechanie spotkania ligowego? Trzeba by o zdanie na temat ewentualnego wprowadzenia próby toru zapytać kilku słabszych żużlowców z I czy II ligi i przytoczyć ich opinie.

Próby toru nie chcą prezesi klubowi, tłumacząc, że koszty będą większe! Jakie???? Przecież tu chodzi o bezpieczeństwo! Poza tym, takie próbne jazdy dla wszystkich, nieco zmniejszają atut własnego toru i mecze mogą być bardziej wyrównane już od samego ich początku. A to przecież byłoby dobrze dla kibiców i dla żużla. Ja chyba wiem, o co chodzi prezesom, zwłaszcza tym ze słabszych klubów. Oni odpuszczają wyjazdy, bo nie mają kasy i wiedzą, że i tak są tam bez szans, ale u siebie chcą i muszą wygrywać za wszelką cenę. Więc takie odebranie im atutu własnego toru (niespodzianek dla gości w postaci dziur i różnych ścieżek) absolutnie nie jest im na rękę! A zdrowie żużlowców? Cóż ono obchodzi takiego prezia jednego z drugim...

Bartłomiej Czekański

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×