W Lublinie LW KMŻ wygrał walkę z bandą, ale przegrał z opadami deszczu

Mecz Lubelskiego Węgla KMŻ z Ostrovią Ostrów Wielkopolski został przerwany po dwóch biegach z powodu silnych opadów deszczu, które uniemożliwiły rywalizację na torze. Gospodarzy najprawdopodobniej czeka więc trzeci z rzędu mecz wyjazdowy.

Mecz w Lublinie od rana stał pod znakiem zapytania, bowiem w nocy z soboty na niedzielę wandale pocięli bandy pneumatyczne niezbędne do rozegrania zawodów. Gospodarze dzięki pomocy klubu z Krosna, który wypożyczył własne bandy na to spotkanie, poradzili sobie z problemem, jednak ostatecznie lublinianie przegrali z pogodą. Po jednym zakończonym biegu i przerwanym po upadku drugim wyścigu, nad stadionem rozpętała się ulewa i tor nie nadawał już się do jazdy, a ponad sześciotysięczna zgromadzona na trybunach Stadionu Miejskiego przy Alejach Zygmuntowskich publiczność musiała pogodzić się z odwołaniem zawodów.

- Dramaturgia dzisiejszego dnia, począwszy od uszkodzonej bandy, po deszcz, który zniweczył nasze plany, mogłaby niejednego przyprawić o zawał serca. Przez jakiś czas wydawało się, że będzie szczęśliwy koniec po porannych kłopotach, ale wyszło inaczej. Taki jest już ten sport, to nie impreza halowa. Natomiast jedno może cieszyć: pierwszoligowy żużel w Lublinie cieszy się olbrzymim zainteresowaniem. Spodziewaliśmy się dużych tłumów i było fantastycznie, mimo że wieść o zniszczonej bandzie i niekorzystne prognozy pogody pewnie odstraszyły niektórych fanów - powiedział po zawodach prezes Lubelskiego Węgla KMŻ Dariusz Sprawka.

Jedynym biegiem, który udało się zakończyć, była gonitwa juniorska. Najpierw na drugim łuku pierwszego okrążenia uślizg zaliczył Marcin Nowak, a jadący obok niego Tadeusz Kostro również zapoznał się z nawierzchnią lubelskiego toru, zaś w powtórce gospodarze wygrali 4:2 - pierwszy był Mateusz Łukaszewski, drugi Kacper Rogowski, zaś stawkę zamknął "Tadzio".

- Dzisiaj odjechałem niestety tylko jeden bieg. Najpierw zaliczyłem upadek nie z mojej winy, bo na łuku obróciło kolegę z Ostrowa, później w powtórce przywiozłem punkt. Mam jednak nadzieję, że pojadę w zespole z Lublina do Daugavpils. Strasznie chciałem podziękować kibicom, bo to wspaniałe uczucie sprzed dwóch lat, kiedy tu startowałem, wróciło i mam chęć wciąż jeździć na torze. Po tej tragedii, która mi się przydarzyła, czuję, że mam anioła stróża - stwierdził Kostro, który znalazł się w składzie LW KMŻ jako gość.

W drugim, niedokończonym już wyścigu również doszło do kolizji. W pierwszym łuku żużlowcy jechali bardzo blisko siebie, co zakończyło się upadkiem Roberta Miśkowiaka i Ronniego Jamrożego. W trakcie naprawiania bandy nad torem bardzo mocno się rozpadało, w wyniku czego sędzia Remigiusz Substyk nie miał innego wyjścia, niż przerwanie spotkania.

- W drugim biegu przegrałem start. Mariusz Staszewski, który go wygrał, troszeczkę się wynosił na zewnątrz, a ja zahaczyłem o tylne koło Ronniego. Ciężko było coś zrobić w tym pierwszym łuku, nie chciałem tego, mogę tylko przeprosić. Było ciasno i takie rzeczy po prostu mają miejsce. Jeśli chodzi o moją rękę, to mam posiniaczony nadgarstek, ale raczej wszystko jest w porządku - skomentował upadek "Misiek". Natomiast z nieoficjalnych informacji wynika, że Jamroży doznał poważniejszego urazu obojczyka.

Wciąż nie wiadomo, kiedy odbędzie się powtórka spotkania. Decyzja najprawdopodobniej zapadnie w poniedziałek około południa. Jednym z rozważanych terminów jest niedziela 10 czerwca.

Źródło artykułu: