Łukasz Sówka w czwartek wziął udział w turnieju par w Ostrowie, gdzie w czterech startach zdobył 8 punktów. Dla młodego kaliszanina, reprezentującego barwy PGE Marmy Rzeszów był to pierwszy start po niedzielnym tragicznym wypadku podczas meczu ligowego we Wrocławiu. - Chcieliśmy trochę pojeździć. Od niedzieli nie siedziałem na motocyklu, po informacji, która dotarła do nas, że Lee nie żyje. W poniedziałek nie jechałem w zawodach w Anglii. W czwartek skorzystałem z okazji i przyjechałem potrenować do Ostrowa - powiedział Łukasz Sówka.
Młody żużlowiec nie kryje, że nadal ciężko się otrząsnąć po tragedii, jaka spotkała jego kolegę klubowego z PGE Marmy Rzeszów. - Jest duży żal i smutek, bo odszedł od nas kolega z zespołu. Lee był zawsze uśmiechnięty. Takiego go będę pamiętał. Za długo go nie znałem, ale przez ten krótki okres, kiedy startowaliśmy w jednym klubie, zawsze można było z nim porozmawiać na różne tematy. Cały czas był uśmiechnięty. Nigdy na nic nie narzekał... - zawiesza głos Łukasz Sówka.
Junior PGE Marmy Rzeszów przyznał, że dopiero w środę zdecydował się i obejrzeć wypadek Lee Richardsona w internecie. - Powiem szczerze, że ja tego wypadku nie widziałem na żywo podczas meczu. Dopiero w środę przemogłem się i obejrzałem powtórki w internecie. Lee uderzył mocno o bandę na prostej. Upadł akurat tak, że uderzył klatką piersiową, całą przednią częścią ciała o deski. To go niestety zabiło...- kończy Sówka.